Martwią mnie błędy czysto koszykarskie - rozmowa z Wojciechem Kamińskim, trenerem Rosy Radom

- Możemy mieć ciężkie nogi, nawet powinniśmy mieć na tym etapie, jeżeli mocno trenujemy. Martwią mnie jednak błędy czysto koszykarskie - mówi trener Rosy Radom.

Bartosz Półrolniczak 
Bartosz Półrolniczak 
Bartosz Półrolniczak: Na turnieju w Tarnobrzegu wysoko przegraliście ze Stabill Jeziorem. Po tym spotkaniu nie miał pan zbyt wesołej miny, o co miał pan najwięcej pretensji do swojej drużyny?

Wojciech Kamiński: Przez kilkanaście ostatnich minut drugiej połowy pokazaliśmy dokładnie to, jak nie należy grać. O to miałem do swoich zawodników pretensje. Mieliśmy problem ze stratami, zrobiliśmy ich za dużo, z podaniem piłki na low post. Nie potrafiliśmy wykorzystać naszych przewag i o to mam tylko żal do graczy. Na tym etapie nie mogę mieć do zawodników uwag, że są za wolni, że nie trafiają jakiś rzutów z dystansu. Co innego, gdy nie potrafimy dobrze podać piłki i szukać swoich przewag.

W tym spotkaniu chyba najlepiej było widać, jaką różnicę w polskiej lidze robi amerykański rozgrywający. Wy go nie mieliście.

- Myślę, że to nie jest dla nas żadnym wytłumaczeniem. Generalnie prowadząc 8 punktami w trzeciej kwarcie chyba myśleliśmy, że jest wygrany mecz. Powinniśmy skoncentrować się jeszcze, żeby pobronić parę akcji, powiększyć przewagę i uciec rywalom, a nie myśleć nie wiadomo o czym. No i to się zemściło, trafili dwie trójki, potem punkty z szybkiego ataku i prowadzili. Tak nie można grać, szczególnie na wyjeździe, gdzie gospodarze zawsze się nakręcają takimi rzutami. Było to najlepiej widać przez ostatnie kilkanaście minut.

Dość specyficznie się złożyło, że bardzo dużo będziecie grać ze Stabill Jeziorem. W ciągu miesiąca mogą być to nawet cztery mecze.

- Na pewno będzie to miało wpływ na mecz ligowy, że się tak zdążymy poznać. Ten pierwszy mecz może okazać się ważny na koniec, natomiast tu trzeba myśleć o całym sezonie, a nie o jednym spotkaniu. Mamy najbliżej do siebie, nie ma więc sensu jeździć po Polsce, jak możemy pokonać te 100 kilometrów i zagrać w Tarnobrzegu czy Radomiu. Poznamy się nawzajem, ale to działa w obie strony. Szansę będą wyrównane dla obu drużyn.

Sporo urazów nęka pana drużynę już od początku przygotowań. Zaburza to panu w jakiś sposób ten plan przygotowań, który sobie pan założył na początku?

- Na pewno jest to utrudnienie. Nie chcę się jednak w ten sposób tłumaczyć, nie można tak grać. Możemy mieć ciężkie nogi, nawet powinniśmy mieć na tym etapie, jeżeli mocno trenujemy. Martwią mnie błędy czysto koszykarskie, które nie wiem z czego wynikają. Może z braku koncentracji, albo złego rozumienia tej koszykówki. Wpływ ma też zmęczenie, bo wtedy zawodnik nie jest w stanie utrzymać właściwej koncentracji. Jest natomiast 4 tygodnie do ligi, a więc dużo czasu by te błędy wyeliminować. To czas, kiedy trzeba zejść już z obciążeń. Mam nadzieję, że do ligi będziemy dobrze przygotowani.

Czy Wojciech Kamiński poprowadzi Rosę do sukcesów? Czy Wojciech Kamiński poprowadzi Rosę do sukcesów?

Najmniej optymistycznie wygląda sprawa z Korie Luciousem, który obecnie chodzi o kulach. Jaki rzeczywiście jest jego stan zdrowia?

- Ta sprawa powinna się zamknąć w ciągu 2 tygodni. Nie wiem, czy zagra na Memoriale Wicherka, ale na pewno będziemy chcieli, żeby na ligę był już gotowy. Nie ma tam żadnego zerwania ani naciągnięcia. Jego kłopoty z Achillesem biorą się głównie z tego, że jest przeciążony. Musi po prostu odpocząć, a że lekarze zalecili by tą formą odpoczynku było chodzenie o kulach, to się stosujemy do zaleceń. My nie jesteśmy lekarzami, oni się znają i to oni podejmują decyzję.

W Tarnobrzegu zmienił się trener. Czy pana zdaniem nowy trener nadał już tej drużynie inny styl, czy będzie on podobny do tego, jaki ten zespół prezentował za czasów Dariusza Szczubiała?

- Dalej grają szybką koszykówkę i dobrze się w niej czują. Z oceną poczekałbym jednak na ligę, zresztą z oceną każdej drużyny. Pamiętam, że w zeszłym roku Turów przed sezonem bardzo dużo przegrywał, a sezon zaczął bardzo dobrze. Te sparingi są ważne, szczególnie jeśli chodzi o głowę i mentalność, a także budowanie atmosfery. Jednak nie ma co ukrywać, że dla każdego liczy się liga. Im bliżej sezonu, tym te drużyny powinny grać coraz lepiej. To były na dobrą sprawę pierwsze mecze Jeziora, które widziałem. Ten styl ciągle będzie się tworzył, aczkolwiek już teraz widać, że umieją grać szybko i dobrze im to idzie.

Ten sezon dla Rosy będzie zupełnie inny niż poprzednie rozgrywki. Oczekiwania są większe, bo i skład na papierze wygląda bardzo ciekawie. W internecie znalazłem wiele komentarzy mówiących, że możecie powalczyć o szóstkę, a może nawet o medal. Dla pana jaki wynik będzie zadowalający?

- W sporcie wszystko jest możliwe. Naszym celem jest wejście do play off. Jeżeli ktoś mówi, że mamy walczyć o medal, to trzeba jakiś wielki klub z tej czwórki wyrzucić. Ja myślę, że do każdego meczu będziemy podchodzić tak, żeby go wygrać. Czy nam się to uda, to zobaczymy. Ja jestem zdania, że nie ma sensu rozmyślanie o takich celach, bo ja nie wiem kto i na jakiej podstawie to mówi. Różne rzeczy ludzie piszą, które potem dalej idą w świat. Nie zawsze taki człowiek musi wiele wiedzieć o koszykówce. Parkiet wszystko zweryfikuje, ale naszym celem jest ósemka, i to mogę śmiało zadeklarować, bo taki cel przede mną postawiono. Zrobimy wszystko, by to osiągnąć. Jeśli będziemy grali naprawdę dobrze i uda się osiągnąć coś więcej, to będzie naprawdę super. Nie jestem jednak zwolennikiem budowania takich teorii.

Takie budowanie sztucznej presji chyba nikomu nie sprzyja.

- Nie ma to sensu, musimy skupić się na grze. Trzeba koncentrować się na swoich zadaniach, a do każdego spotkania podchodzić z głową i bardzo rozsądnie. Co wyjdzie na koniec sezonu, to dopiero czas pokaże.

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×