Koszykarsko bardziej jestem "Amerykaninem" - wywiad z Deividasem Dulkysem, nowym graczem Anwilu Włocławek

- Łączę obie szkoły, ale dojrzałym koszykarzem stałem się w Stanach Zjednoczonych, choć od roku staram się wrócić do europejskiego stylu gry - mówi w wywiadzie Deividas Dulkys, nowy gracz Anwilu.

Michał Fałkowski: Był już we Włocławku koszykarz, który łączył litewski oraz amerykański styl gry - Arvydas Eitutavicius. Kojarzysz?

Deividas Dulkys: Oczywiście, znamy się z Arvydasem dość dobrze.

Zatem rozmawiałeś z nim przed podpisaniem kontraktu z Anwilem?

- Nie bardzo i w sumie nie wiem dlaczego. Po prostu nie było okazji. Raczej zaufałem agentowi w tej kwestii.

I Dainiusowi Adomaitisowi. Wiem, że były zawodnik i trener tego klubu mocno nakłaniał cię do podpisania umowy z Anwilem.

- Tak, przed kilkunastoma dniami byłem jeszcze zawodnikiem Lietuvos Rytas Wilno, gdzie trener Adomaitis pełni funkcję asystenta. Gdy pojawiła się oferta z Włocławka trener bardzo mocno namawiał mnie, mówiąc, że to dobre miejsce do przyspieszenia kariery. Po prostu komplementował drużynę, klub, miasto i kibiców.

Miasto też? Włocławek nie jest duży, nawet jak na polskie realia.

- Ale jak na realia litewskie jest. Ja wychowałem się w liczącej jakieś 20 tysięcy mieszkańców Silute (po polsku - Szyłokarczma - przyp. M.F.), więc nie ma w ogóle o czym mówić.

[b]

Do Anwilu mogłeś dołączyć kilka tygodni wcześniej, ale kontrakt nie został podpisany. Możesz coś więcej na ten temat powiedzieć?[/b]

- Rzeczywiście Anwil pytał o mnie już jakiś czas temu, nie wiem, dwa-trzy tygodnie zanim ostatecznie podpisałem umowę. Wówczas jednak oba kluby, Anwil i Lietuvos Rytas Wilno, nie dogadały się między sobą na temat szczegółów kontraktu, bo przecież ja we Włocławku gram na zasadzie wypożyczenia. Nie wiem dokładnie o co poszło, pewnie o jakieś detale finansowe czy prawne. Dlatego temat upadł i myślałem, że będę wypożyczony do jakiegoś innego klubu. Anwil odezwał się jednak ponownie i na szczęście dla mnie, jak i dla obu stron, sprawa została rozwiązana.

Wróćmy do kwestii twoich koszykarskich korzeni. Są litewskie czy jednak może bardziej amerykańskie?

- Myślę, że łączę obie szkoły, ale dojrzałym koszykarzem stałem się w Stanach Zjednoczonych, więc jednak bliżej do mi do USA. Koszykarsko trochę bardziej jestem więc "Amerykaninem", ale od roku staram się wrócić do europejskiego stylu gry. Oczywiście, koszykówka jest wszędzie mniej więcej taka sama, ale jednak w USA góruje gra jeden na jednego, podczas gdy w Europie do maksimum wykorzystuje się zespołowość. Za oceanem jednostki są podziwiane, a w Europie podziwiane są przede wszystkim zespoły jako całość. To wynika z podejścia trenerów i innej filozofii. Mnie to jednak nie przeszkadza.

To dobry pomysł dla Europejczyka wyjechać do USA i grać w NCAA zamiast budować swoją karierę tutaj w Europie?

- Ja uważam, że zrobiłem dobrze. Jak już powiedziałem - pochodzę z małej miejscowości, więc dla mnie to był dobry wybór. Wyjechałem gdy miałem 17 lat, poznałem inne życie, inny sposób życia, myślenia, a co najważniejsze - nie przestając grać w koszykówkę, zdobyłem wykształcenie. W Europie mogłoby mi się to nie udać. No i gdybym nie wyjechał do USA, moje życie prawdopodobnie byłoby zupełnie inne, bo moja żona jest stamtąd.

Jak żona jest Amerykanką, to ty też już jesteś Amerykaninem (śmiech). Wyjścia nie ma...

- Tak właśnie trener powiedział: "jesteś stąd, skąd jest twoja żona" (śmiech). Poznaliśmy się w college’u, szybko się nauczyłem angielskiego dzięki niej, ale chyba jednak nie nazwałbym się Amerykaninem tak do końca (śmiech).

Jesteś w Polsce około 10 dni. Obserwowałeś pierwszy mecz Anwilu z ławki, w drugim już zagrałeś. Bilans drużyny po tych spotkaniach to 2-0, ale styl zespołu nie jest idealny...

- Lepiej jest grać brzydko i wygrywać, niż pięknie i przegrywać, tak samo jak lepiej jest grać słabiej na początku sezonu, by właściwa forma przychodziła stopniowo. Oczywiście, zdajemy sobie sprawę, że nie graliśmy jakoś wybitnie dobrze i jeśli nadal będziemy tak grać, to znajdą się w lidze tacy, którzy nas pokonają.

Jak oceniasz swój nowy zespół? Gdzie upatrujesz jego mocnych stron?

- Widzę, że wszystko opiera się o obronę. W pierwszym meczu we Wrocławiu straciliśmy tylko 61 punktów, a w drugim - 59. W tym elemencie już teraz jesteśmy więc mocni. Myślę jednak, że również jesteśmy dobrze zbilansowanym zespołem, ale potrzebujemy czasu. Ja potrzebuję czasu, Paul Graham, który przybył krótko przede mną, też potrzebuje czasu i wreszcie zespół potrzebuje czasu by poznać nasz styl gry, a trenerzy - by wkomponować nas w taktykę.

Mówi się, że jesteś typem strzelca, który poluje na swoje punkty, grając głównie bez piłki. To prawda?

- Głównie, ale nie jest tak, że będę odsuwał się od gry, odsuwał się od piłki i spokojnie czekał w rogu parkietu, aż ktoś mi zagra. Rzeczywiście gram raczej bez piłki, ale cały czas jestem aktywny. Nie lubię stać i nic nie robić; moja gra to bieganie po zasłonach, wychodzenie na pozycje, ścinanie do kosza, penetrowanie czy rzut po koźle. Jestem strzelcem, więc chcę rzucać, chcę zdobywać punkty, ale umiem robić inne rzeczy.

Podobno zaczynałeś jako playmaker?

- Tak, jeszcze na Litwie trenerzy widzieli we mnie rozgrywającego, ale jak pojechałem do USA, to tam trenerzy bardzo szybko zmienili mi pozycję. Nie pamiętam już nazwiska tego szkoleniowca, ale mam przed oczami ten moment, jak podchodzi do mnie i mówi: "Nie będziesz więcej brał się za rozgrywanie i dryblowanie. Będziesz rzucał, bo do tego jesteś stworzony". To było w szkole średniej. W NCAA również grałem jako rzucający, więc jak widać - tamten trener miał rację.

Przed wami pojedynek z PGE Turowem Zgorzelec na wyjeździe. Czy już w tym meczu zobaczymy prawdziwe oblicze Deividasa Dulkysa, bo sądzę, że na pewno prawdziwym nie było to z meczu z Asseco Gdynia.

- Bardzo bym chciał, ale wiem, że PGE Turów to niezwykle silna drużyna. Pamiętam ich jeszcze z poprzedniego sezonu, gdy grałem z nimi w lidze VTB we Wrocławiu. Przegraliśmy tamto spotkanie, a bardzo mocno skrzywdził nas Michał Chyliński. Pamiętam też Damiana Kuliga i Ivana Żigeranovicia. Wiem również, że zgorzelczanie jeszcze nie przegrali w tym roku w lidze, a w VTB pokonali ostatnio rosyjski Spartak Sankt Petersburg. Dlatego na twoje pytanie nie ma rozsądniej odpowiedzi, ale bardzo bym chciał by tak się stało, jak powiedziałeś.

[b]Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.

[/b]

Źródło artykułu: