- W pierwszej połowie graliśmy całkiem poprawnie i spokojnie prowadziliśmy. Niestety, po zmianie stron pozwoliliśmy sobie narzucić styl gry AZS i, co gorsza, popełnialiśmy juniorskie straty - mówi Michał Sokołowski, skrzydłowy Anwilu Włocławek.
Do przerwy Rottweilery prowadziły w Koszalinie 42:31, lecz w ciągu drugich 20 minut były w stanie rzucić tylko 24 oczka. Najgorszy moment spotkania goście zanotowali w trzeciej odsłonie, kiedy dopiero prawie siedmiu minutach wspomniany Sokołowski zdobył dla Anwilu pierwsze punkty z gry (45:39). W końcówce 21-latek popełnił jednak dwie straty, czym przybliżył do sukcesu rywali.
[i]
- Przegrywamy drugi mecz z rzędu w dramatycznych okolicznościach. Z Treflem przegraliśmy po dogrywce, teraz wszystko odwróciło się w ciągu minuty, więc nie da się ukryć, że mamy lekki dołek[/i] - komentuje zawodnik Anwilu.
Włocławianie zagrali na przyzwoitym procencie gry w ataku (50 za dwa, 44 ogółem), a także wygrali walkę na tablicach, głównie dzięki 13. "deskom" Keitha Clantona. Prowadzili od 5. minuty meczu do 35. (od stanu 7:9 do 56:55), a także przez ponad cztery minuty w samej końcówce. Mimo to przegrali. Dlaczego? - Odpowiedź jest prosta. Popełniliśmy aż 23 straty. Ciężko wyjechać z obcej hali z wygraną, gdy popełnia się tyle błędów w ataku - tłumaczy Sokołowski.
Na porażkę Anwilu wpływ miała również kontuzja Dusana Katnicia - w drugiej połowie goście musieli radzić sobie bez playmakera, więc ofensywę kreowali rzucający Deividas Dulkys i wspomniany skrzydłowy, Sokołowski. - Gdy Dusan był na parkiecie, wszystko było w porządku. Gdy musieliśmy go zastąpić, było coraz gorzej, wszak żaden z nas nie jest rozgrywającym - kończy 21-latek.
[b][url=http://www.facebook.com/Koszykowka.SportoweFakty]Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas
[/url][/b]