Karol Wasiek: Po pięciu meczach - dwa zwycięstwa na koncie Kotwicy Kołobrzeg. Jak się trener na to zapatruje?
Dariusz Szczubiał: Myślę, że jest nieźle. Zwróćmy uwagę, że na początku graliśmy z drużynami, które był w lepszej dyspozycji i są generalnie wyżej stawiane - czyli Energa Czarni Słupsk oraz Stelmet Zielona Góra. Trudno było dopuszczać myśl, że pokonamy mistrzów Polski, chociaż przegraliśmy dopiero po dogrywce. Energa Czarni Słupsk był w wysokiej formie od samego początku. Mecz w Radomiu był wpadką, nie ma co ukrywać. Nie podjęliśmy w ogóle walki. Jak jesteśmy sobą, jak walczymy to jest naprawdę ciekawy zespół.
Co stało się z drużyną w meczu z Rosą Radom w rewanżu Intermarche Basket Cup?
- Kilka elementów o tym zadecydowało. Jednym z takich aspektów było to, że graliśmy w siedmiu, a na dodatek dzień wcześniej mieliśmy potężny wysiłek w meczu ze Śląskiem Wrocław. Zabrakło nieco motywacji tym ludziom, doszło do tego zmęczenie. Prawda jest taka, że jak się w koszykówce nie gra na 120 procent to nie ma co wychodzić na parkiet. Myśmy wówczas byli gotowi na 30 bądź 40 procent, ale trzeba zwrócić uwagę na fakt, że Radom był bardzo dobrze dysponowany.
Z meczu z Asseco Gdynia chyba może być pan zadowolony?
- Tak, oczywiście. Wiadomo, że jak się prowadzi dwudziestoma punktami to trzeba uważać, bo najtrudniej jest właśnie utrzymać tę przewagę. Przecież to nie jest jakaś olbrzymia przewaga. Kiedy przeciwnik musi postawić wszystko na jedną kartę to trzeba być ostrożnym - Seweryn trafił kilka trójek i zrobiło się przez chwilę groźnie. My jednak nie wpadliśmy w panikę i wszystko do końca kontrolowaliśmy.
Co jest największą bolączką tego zespołu?
- Wiele elementów. Trzeba sobie powiedzieć, że późno zaczęliśmy te przygotowania, w dodatku nie w pełnym składzie. Ciągle albo ktoś miał kontuzje albo jakiś gracz się pojawiał. Zespołowo treningu praktycznie nie było, dopiero dwa tygodnie przed ligą zaczęliśmy normalnie trenować. W obronie jest sporo do zrobienia.
Aczkolwiek w końcu udało wam się skompletować zespół, który na papierze wygląda całkiem ciekawie.
- Myślę, że tak. Johnson dołożył po raz drugi dołożył "cegiełkę". I ze Śląskiem i z Asseco pokazał, że umie się skoncentrować na spotkaniu, nieco gorzej wygląda to na treningu (śmiech).
Praktycznie w każdym roku udaje się panu ściągnąć ciekawych graczy amerykańskich. Jest na to jakaś recepta?
- Nie ma. W klubach, w których ostatnio pracowałem nie mają za wiele pieniędzy w kasie i trzeba po prostu sumiennie sprawdzić tych zawodników, tak aby tych pomyłek było jak najmniej. Wiadomo, że zawsze się przydarzą, ale trzeba zminimalizować ryzyko.
Przed sezonem mówił pan, że to Terrell Parks będzie najgroźniejszym waszym zawodnikiem. Nadal podtrzymuje pan to zdanie?
- Parks ma nierówną dyspozycję. Trzeba zdać sobie sprawę, że on ma niedoleczoną kontuzję, której de facto nie da się wyleczyć. Była decyzja, że albo operuje albo będzie grał i jest jakieś zagrożenie. Podjął, że po sezonie podda się operacji.