Dla przyjezdnych było to ważne spotkanie, gdyż wcześniej zdążyły zgromadzić na swoim koncie dwie porażki i kolejna bez wątpienia mocno osłabiłaby ich pozycję w grupowej hierarchii. Świadome wyzwania od początku próbowały narzucić swój styl gry, lecz wówczas nie przychodziło to łatwo.
Na poczynania dobrze dysponowanej Jantel Lavender odpowiadała m in. Sara Krnjić efektem czego wynik oscylował wokół remisu. Analizując tamte fragmenty pochwała należała się także Agnieszce Szott-Hejmej, która przejawiała dużą aktywność znajdującą korzystne odzwierciedlenie w grze ofensywnej.
Drużyna z Sopronu mocniej przycisnęła na starcie drugiej "ćwiartki" i po trafieniu Kelly Faris prowadziła 20:17. Stanowiło to jednocześnie znak dla przyjezdnych, że ewentualna chwila nieuwagi może spowodować spore szkody. Na szczęście dla sympatyków przybyłych ze stolicy Małopolski za chwilę role się odwróciły.
Oprócz wspominanej amerykańskiej podkoszowej kawał pożytecznej roboty wykonała Zane Tamane. Łotyszka rozegrała jeden z lepszych meczów pod trykotem Wisły, a przeciwniczki nie potrafiły znaleźć sposobu na jej zneutralizowanie pod tablicami, gdzie brylowała także przy zbiórkach notując aż pięć w polu oponenta. Głównie za jej sprawą podopieczne Stefana Svitka jeszcze przed długą przerwą wygrywały 36:30 co dało przynajmniej małe poczucie komfortu.
Jak się okazało tamte wydarzenia oraz chwila odpoczynku fantastycznie podziałały na koszykarki spod Wawelu. Te powróciwszy z szatni dały popis zorganizowanego basketu i rezultat brzmiał 30:47! Węgierki sprawiały wrażenie zupełnie zdezorientowanych. Defensywa została całkowicie rozbita i uczestnik turnieju FinalEight z 2012 roku znacznie przybliżył się do upragnionego sukcesu.
Znów o swojej obecności przypomniała Szott-Hejmej. Ona też należała tego wieczoru do najlepszych postaci teamu. Kiedy za trzy zaś "odpaliła" Allie Quigley dystans dzielący obie strony sięgnął dwudziestu „oczek” i w tym momencie zdecydowanego faworyta przychodziło łatwo wskazać.
Mimo tego miejscowe nie poddawały się. Jako, że nie miały nic do stracenia postawiły wszystko na jedną kartę i powoli odrabiały straty, lecz finalnie zabrakło czasu. Wysiłki Katariny Tetemondovej i Zsofii Fegyverneky nie przyniosły zatem pożytku. Wiślaczki zachowały zimną krew nie pozwalając zniweczyć wcześniejszego trudu.
UE Sopron - Wisła Can Pack Kraków 61:67 (13:15, 17:21, 12:24, 19:7)
UE Sopron:
Kmjić 12, Tetemondova 10, Faris 10, Simon 9, Fegyverneky 8, Licskai 8, Hawkins 4.
Wisła Can Pack:
Lavender 24, Tamane 16, Szott-Hejmej 12, Quigley 6, Ouvina 3, Krężel 2, Pawlak 2, Żurowska 2.