[b]
Bartosz Półrolniczak: Grałeś w Polpharmie ostatnie dwa sezony, teraz przed wami dwa mecze właśnie z tym zespołem. Masz jakąś dodatkową motywację, czy wasza obecna sytuacja jest najlepszą motywacją?
Marcin Nowakowski:[/b]
Drugą częścią tego pytania wyprzedziłeś moją odpowiedź. Szczerze mówiąc, to jak ważny jest ten mecz i jaka jest nasza sytuacja decyduję o mojej motywacji na to spotkanie. Nic więcej nie trzeba dodawać. Jeśli założyłbym, że dwa lata grałem w Polpharmie i chciałbym coś udowadniać, to mógłbym być przemotywowany. Poza tym jestem już doświadczony i wiem, że takie rzeczy zazwyczaj nie działają na plus. Wolę się skupić na koszykówce, na boisku i na tym, co się dzieje teraz.
Wiele obie drużyny łączy. Mają po jednej wygranej, nowych trenerów. Macie takie poczucie, że to spotkanie i jego wynik w jakiś sposób może wpłynąć na dalszą część sezonu?
-
Oczywiście, że tak. To jest strasznie ważny mecz. Tym bardziej, że gramy u siebie i po prostu nie możemy tu przegrywać z takimi rywalami jak Polpharma. Mamy jedną wygraną i bardzo potrzebujemy tych zwycięstw. Nie ma co ukrywać, w tej rundzie nie będzie już lepszej okazji by wygrać spotkanie.
Sporo się wokół was dzieje, trzeci trener w grudniu to chyba dość mało komfortowa sytuacja.
-
Dla mnie, jak i dla każdego zawodnika jest to na pewno ciężka sytuacja. Jesteśmy jednak profesjonalistami, to nasza praca i trzeba umieć się do pewnych rzeczy dostosować. Z drugiej strony jest nam jednak mimo wszystko ciężko, bo to jest tak naprawdę nowa drużyna i nie możemy się zgrać. Przychodzi nowy trener i ciągle jest coś nowego, coś się zmienia i to się na nas odbija. Nie jesteśmy wciąż zgrani. To jest jednak poziom ekstraklasy, jak mówiłem, jesteśmy profesjonalistami. Nie można szukać wymówek a trzeba wychodzić walczyć i grać. Nie ma czasu by szukać usprawiedliwień, bo po prostu go nie mamy. Trzeba zacząć wygrywać.
Przez ten miesiąc z trenerem Papką zrobiliście jakiś krok do przodu?
-
Na pewno, wygraliśmy z Koszalinem i wydawało się, że pójdziemy za ciosem. Dwa trudne wyjazdy może troszeczkę zamazały ten obraz tego, co mogło być. Teraz mamy mecze, które musimy wygrać. W tym momencie sobie odpowiemy na pytanie, czy zrobiliśmy ten postęp.
Grudzień to chyba dla was dość ważny miesiąc, macie wiele gier u siebie i wyjazd do Kołobrzegu, gdzie z pewnością nie jesteście bez szans.
-
Przede wszystkim trzeba zacząć wygrywać u siebie. To jest najważniejsze i na tym się koncentruję. Nie wybiegam do przodu. Teraz liczy się tylko Polpharma, po niej będziemy rozmawiać o tym, co dalej.
Dzień po starciu w lidze gracie rewanżowy mecz w rozgrywkach pucharowych, ale chyba nie da się ukryć, że każdy myśli tylko o lidze.
-
No zdecydowanie. Oczywiście dzień później też będziemy walczyć i grać. Mecz w ramach ligi jest jednak wcześniej i o nim tylko myślimy. Spotkanie pucharowe jest w niedzielę i mam nadzieję, że będziemy się na nim skupiać po sobotniej wygranej.
Jednym z liderów Polpharmy jest Michael Hicks. Będziesz kolegom udzielał wskazówek dotyczących jego gry, czy to już bardziej rola trenera?
-
Na pewno mogę powiedzieć, co jest mocną stroną Michaela, ale tak naprawdę, to każdy pewnie o tym już wie. Poza tym Chaisson Allen jest jego dobrym kumplem, pochodzą z tego co wiem z jednego miasta. Jest jeszcze Bartek Sarzało i Kacper Radwański, a reszta zawodników jest nowa. Jak widać tam też jest nowa drużyna i nowy trener. Jest to więc spora niewiadoma.
Pierwsze treningi z trenerem Szczubiałem były dla was dość ciężkie, wiele nowych elementów. Dla Stabill Jeziora ten mecz z Polpharmą też może być pewną niewiadomą?
-
Czy niewiadomą? My musimy zagrać przede wszystkim swoją koszykówkę. Nie możemy patrzeć na rywala, bo wtedy zawsze przegramy. Trzeba grać swoją szybką koszykówkę i agresywną obronę. Nowe zagrywki czy elementy to tylko tak naprawdę dodatek. Jak zagramy na 100 procent moim zdaniem nie powinno być problemów z wygraną. Ale jak mówię, musimy zagrać w sposób optymalny.
Jakie są w ogóle twoje pierwsze wrażenia związane z trenerem Szczubiałem?
- Bardzo pozytywne. Trener był świetnym zawodnikiem, grał też na obwodzie, to dla mnie duży plus, bo mogę korzystać z jego wskazówek. Mogę się od niego wiele nauczyć. Jest także bardzo doświadczonym szkoleniowcem, który już wiele lat spędził na ławce trenerskiej. Dla mnie to też dobra sytuacja, bo mogę się rozwijać indywidualnie.
Nie męczyliście się trochę bez Chase Simona?
-
To jasne, że potrzebowaliśmy strzelca. Kończymy mecze ze zbyt małą ilością punktów. Żeby walczyć i wygrywać z mocnymi drużynami trzeba więcej rzucać niż te niecałe 70 punktów. Potrzebujemy większego zróżnicowania, żeby było większe zagrożenie z obwodu. Jeśli ktoś ma gorszy dzień to są problemy z jakością. Nie było jednak co o tym mówić, zostawało czekanie. Nie mogliśmy o tym myśleć, bo uciekała koncentracja na grze, a więc na tym, co najważniejsze.
Ten potencjał nawet bez niego był wystarczający, by wygrać coś więcej?
-
Myślę, że tak. Chociażby mogliśmy lepiej zagrać z Anwilem czy z Asseco. Nie rozpamiętujemy tego, nie mam ochoty do tego wracać. Już nawet nie pamiętam, za którego trenera te mecze były (śmiech).