W piątek Łukasz Wichniarz jako ostatni zabrał głos w tzw. aferze zgorzeleckiej, lub, jak kto woli, kolanowej. Oświadczenie koszykarza Kotwicy Kołobrzeg podtrzymało wszelkie zarzuty stawiane przez Adriana Markowskiego, ale z prawnego punktu widzenia, nie wniosło dla sprawy nic. 31-letni zawodnik nie wytyczył bowiem trasy, którą zamierza obrać w najbliższych dniach.
Ostatni element układanki
Wichniarz to ostatnia strona sporu, która zabrała głos. Pierwszym był, co oczywiste, Adrian Markowski, były członek sztabu szkoleniowego PGE Turowa Zgorzelec, który już na samym początku postawił kwestię jasno. - Nie boję się niczego, bo mówię prawdę. Dla mnie sprawa może się znaleźć w sądzie choćby jutro - mówił 35-latek.
Włodarze PGE Turowa z kolei długo nie chcieli zabrać głosu. - Nie będziemy tego komentować, bo gdybyśmy musieli zajmować się każdym wpisem na forum, to niczym innym byśmy się nie zajmowali - tłumaczył prezes klubu, Waldemar Łuczak. Absolutną ciszę zachowywał natomiast oskarżony przez Markowskiego, trener Miodrag Rajković. Do czasu. W środę Markowski otrzymał pocztą elektroniczną pismo podpisane przez serbskiego trenera. "Wezwanie do usunięcia skutków naruszenia dóbr osobistych poprzez złożenie oświadczenia" - taki zatytułowano w/w dokument.
W piątek natomiast zareagował Wichniarz. Treść jego komentarza już opublikowaliśmy.
Koniec czy początek?
Problem w tym, że długo oczekiwane oświadczenie koszykarza Kotwicy ma znaczenie tylko w kwestii etycznej. Podtrzymując zdanie jednej strony (w tym przypadku Markowskiego), całkowicie podważa wiarygodność drugiej (PGE Turowa i trenera Rajkovicia). I w tym kontekście temat jest zamknięty - dwie strony konfliktu, każda broni swojej racji.
Niestety, z prawnego punktu widzenia, dokument Wichniarza nie wnosi nic do sprawy. Koszykarz nie odniósł się bowiem do kwestii ewentualnego pozwu przeciwko trenerowi Rajkoviciowi czy klubowi PGE Turowa, o czym spekulowano od początku konfliktu. Jaka przypadnie mu zatem rola, gdy sprawa trafi na wokandę, tego nie wiadomo.
Bo że na wokandę jednak trafi, wszystko na to wskazuje.
W piśmie do Markowskiego, trener Rajković zażądał, by ten wykasował post, który umieścił na forum, a także złożył w ciągu siedmiu dni od daty otrzymania wezwania oświadczenie o następującej treści: "Przepraszam Pana Miodraga Rajkovicia za zamieszczenie w dniu 9 grudnia 2013 na portalu www.forum.zgorzelec.info nieprawdziwej informacji jakoby nakazał mi On przeprowadzenie treningu z zawodnikiem Łukaszem Wichniarzem, którego celem miało być spowodowanie kontuzji kolan zawodnika. Zdarzenie takie nigdy nie miało miejsca".
Na końcu widnieje dopisek: "W przypadku zignorowania wezwania sprawa skierowana zostanie na drogę sądową." - Cóż, czekam w takim razie na wezwanie do sądu - komentuje Markowski. Zatem to zdecydowanie nie koniec całej sprawy, a dopiero początek.
Tło z rozmachem
Pisma, oświadczenia i komentarze stron najbardziej zainteresowanych to główne wątki afery kolanowej. Tymczasem w dynamicznym tempie rozwijają się wydarzenia, które należą do tła owej sytuacji.
Jak chociażby wpis, który w czwartek mniej więcej o tej samej porze pojawił się na profilach facebookowych kilku zawodników PGE Turowa. Oto jego treść (pisownia oryginalna): "Adrian Markowski pozwól nam Zawodnikom Turowa robić to po co tutaj przyjechaliśmy. Nie chcemy żebyś dalej wykorzystywał nas i naszego wizerunku do kreowania się na bohatera. Jesteśmy drużyną i trzymamy się razem na dobre i na złe".
Co ciekawe, na forach internetowych kibice momentalnie przyjęli za pewnik, iż koszykarze zgorzeleckiego zespołu zostali niejako zmuszeni (czy też wersja łagodniejsza: nie dano im możliwości wyboru) do umieszczenia tego komunikatu na swoich profilach. Jeden z użytkowników zamieścił nawet rozmowę, którą przeprowadził z Filipem Dylewiczem. 33-latek umieścił bowiem wpis na facebooku, a następnie... go usunął. Dlaczego tak zrobił? "Po pierwsze to nie było oświadczenie, tylko bardziej zsolidaryzowanie się z drużyną. Nie znam sprawy i mój błąd, że dałem się włączyć w tą akcję, stąd usunięcie postu. To wszystko. Jestem zawodowym sportowcem od 20 lat i w życiu nie spotkałem się z taką sytuacją i takim podejściem. Najgorsze, że to wszystko uderza nie w osoby związane z tą sprawą, a w Nas zawodników" - odpowiedział Dylewicz.
Uderza w zawodników czy nie uderza?
Ten sam wpis wszystkich zawodników miał wykazać, iż koszykarze PGE Turowa mają dość całej afery i solidaryzują się ze swoim trenerem. Problem w tym jednak, że - po pierwsze - w jaki sposób Markowski nie pozwala robić zawodnikom tego, po co przyjechali do Zgorzelca, czyli w domyśle, grać w koszykówkę? A po drugie - afera ta kompletnie nie dotyczy PGE Turowa jako klubu…
Dlaczego? Chociażby dlatego, że dokument przesłany Markowskiemu, został podpisany jedynie przez Miodraga Rajkovicia, a nie przez np. Waldemara Łuczaka, i nie ma na nim pieczątki klubowej. Powództwo, jeśli do niego dojdzie, będzie zatem cywilne. Dodatkowo, gdy cała sprawa rozpoczęła się przed tygodniem, rozmawiałem z prezesem Łuczakiem, pytając go czy klub zamierza interweniować, gdyż zarzuty stawiane przez byłego członka sztabu trenerskiego godzą w dobre imię klubu. Prezes odparł, że nie, gdyż jest to prywatna sprawa trenera. A skoro prywatna, to jak Markowski swoim działaniem może wpływać, korzystnie lub niekorzystnie, na zawodników zgorzeleckiego zespołu?
Dziennikarski koniec... przynajmniej na jakiś czas
To prawdopodobnie ostatni artykuł opisujący całą sprawę. Przynajmniej na ten moment. W mediach afera żyła ponad tydzień i zdecydowanie zepchnęła na bok wszelkie wydarzenia sportowe. To niedobrze, gdyż sport nie potrzebuje takich sytuacji. Sport powinien być od takich sytuacji wolny.
Czy tak mimo wszystko było w Zgorzelcu, czy jednak trener Rajković posunął się o krok za daleko - o tym prawdopodobnie zadecyduje Temida. Jeśli więc dowiemy się czegoś nowego w tym temacie, dowiemy się z zupełnie innej perspektywy.
[/b]
http://www.zgorzelec.info/index.php?k_d=27&id=9185&long&t=news2b
http://forum.b Czytaj całość
Chociaz to nie do konca jego wina, bo nie on podpisuje i decyduje o rozwiazaniu kontraktu. Pewnie dostał polecenie od prezesa i "drogą Czytaj całość