Larry Bird - z piekła do raju cz. II

Larry Bird był bardzo spokojnym dzieckiem, lecz na boisku zamieniał się w prawdziwą bestię. Swoje drugie oblicze pokazywał nawet podczas wakacyjnych zajęć organizowanych na rynku w West Baden.

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Syn Joey'a i Georgii nienawidził przegrywać. Gdy jego drużynie nie szło, krzyczał na kolegów, wyzywał sędziów i oficjeli oraz rzucał piłką gdzie popadło. W ósmej klasie trener Butch Emmons dwukrotnie sadzał go na ławce rezerwowych w związku z jego irracjonalnym zachowaniem. To nie pomogło, a Larry w ramach protestu opuścił trening, po czym został wyrzucony z zespołu. - Nie potrafił przełknąć goryczy porażki - mówi coach.

Kluczowy okres dla rozwoju sportowego młodych talentów to bardzo często szkoła średnia. Larry Bird wybrał naukę w lokalnym liceum Springs Valley we French Lick, gdzie trafił do drużyny koszykówki prowadzonej przez Gary'ego Hollanda. Z miejsca zarezerwował sobie numer "33", z którym występował wcześniej jego starszy brat Mark. Coach od początku dostrzegł w chłopaku niesamowity potencjał, lecz wiedział, iż jeśli Larry nie będzie potrafił trzymać nerwów na wodzy, to może być mu trudno wybić się ponad przeciętność. Pewnego dnia roku 1971 nastąpił jednak niespodziewany przełom. - Nie mam pojęcia dlaczego, ale nagle zacząłem trafiać wszystkie rzuty. Naprawdę wszystkie. Wtedy starsi koledzy zaczęli wybierać mnie jako pierwszego - wspomina Bird.

Na początku drugiej klasy liceum piętnastoletni Larry Bird mierzył 185 centymetrów. W poprzednich rozgrywkach poczynił olbrzymie postępy i zbliżający się sezon miał należeć do niego. Za przebicie się do rezerwowego zespołu swojej szkoły otrzymał od ojca 20 dolarów nagrody, lecz chciał być jak swój brat Mark, który szczycił się mianem najlepszego strzelca pierwszej drużyny Springs Valley. - Wszyscy go dopingowali - opowiada. - To ja chciałem być tym kolesiem, pragnąłem, żeby to mnie ludzie bili brawo.

Rzeczywistość okazała się jednak brutalna i chłopak o falowanych blond włosach już na początku zmagań doznał złamania kostki, które na długi czas wykluczyło go z gry. To był ogromny cios dla Larry'ego, który nie miał najmniejszej ochoty na oglądanie z trybun kolegów w akcji. Tak bardzo pragnął być na parkiecie. Kochał koszykówkę ponad życie, dlatego nawet zmagając się z kontuzją doskonalił swoje umiejętności. Nie mógł biegać, lecz z pomocą przyjaciela każdego dnia trenował rzuty. Ćwiczył do chwili zamknięcia szkolnej sali gimnastycznej. Wrócił na sześć ostatnich spotkań rozgrywek. Walczył z bólem, ale nie chciał już dłużej pauzować. - Nienawidziłem wpuszczać go na boisko, bo wiedziałem, że strasznie cierpi - wspomina Gary Holland. Podczas corocznego turnieju szkół średnich gracze zespołu rezerw zazwyczaj tylko przyglądają się popisom starszych kolegów. Larry Bird dostał jednak swoją szansę u coacha Jima Jonesa jako rozgrywający i wykorzystując dwa rzuty wolne w końcówce jednego ze spotkań, poprowadził swoją drużynę do jednopunktowego zwycięstwa. - Kiedy stanąłem na linii, wyobraziłem sobie, że jest szósta rano, i że właśnie jestem na treningu - wspomina. - Wmówiłem sobie, że to są tylko dwa spośród pięciuset rzutów osobistych, które oddaję każdego ranka. No i się udało! Obie próby były dobre, a my wygraliśmy mecz.

Larry z tłumu koszykarzy w swoim wieku wyróżniał się niesamowitym wyskokiem. Już w pierwszej klasie liceum potrafił wykonać wsad. Po raz pierwszy dokonał tego na starym boisku szkolnym, a obserwatorzy byli w szoku. - Nigdy wcześniej nie widzieliśmy kogoś dunkującego w ten sposób - mówi jeden z jego przyjaciół. - Nikt z nas nie potrafił fruwać tak jak Larry. Bird w dzieciństwie był wielką indywidualnością, lecz pod okiem Gary'ego Hollanda wszystko się zmieniło. Nauczył się podawać piłkę i na pierwszym miejscu stawiał dobro zespołu oraz kumpli. Potwierdził to podczas spotkania z North Knox, kiedy jego kolega Steve Land próbował zwrócić na siebie uwagę coachów uniwersyteckich. Chłopaka dzieliło zaledwie 6 punktów od pobicia rekordu szkoły należącego do Marvina Pruetta, ale w końcówce meczu koledzy przestali podawać mu piłkę. Siedzący wówczas na ławce rezerwowych Bird nagle krzyknął w kierunku trenera: - Wpuść mnie na parkiet, ja mu podam!
fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com
Blondyn z West Baden dotrzymał słowa, a Steve Land pobił rekord szkoły. W trzecim roku liceum Bird zdobywał średnio 16 punktów i notował prawie 10 asyst. Był dobry, ale nie najlepszy. Jego brat Mark kontynuował swoją karierę w Oakland City College i oczekiwano, że Larry prędzej pójdzie w jego ślady niż zaczepi się na jakiejś bardziej prestiżowej uczelni, z której droga do NBA będzie o wiele prostsza.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×