Kociewskie Diabły rozegrały piąty mecz pod wodzą Tomasza Jankowskiego. Odniosły drugie zwycięstwo. Po sensacyjnej wygranej nad Energą Czarnymi Słupsk, tym razem ich łupem padło wyjazdowe starcie z Rosą. Trener Polpharmy nie krył zadowolenia po zakończeniu sobotniego spotkania. - Tak jak powiedziałem w szatni po tym meczu, gratulacje dla moich zawodników za walkę do końca, bo przechodziliśmy dużo trudnych momentów, zwłaszcza w trzeciej kwarcie - przyznał.
Tę część, najgorszą w swoim wykonaniu, przyjezdni przegrali aż 5:20, roztrwaniając czteropunktową przewagę, uzyskaną po pierwszej połowie. - Widać to doskonale w statystykach. Nie potrafiliśmy sobie poradzić w kilku elementach gry, przede wszystkim na pick and rollu, gdzie zespół Rosy Radom krył dosyć agresywnie - opiekun podał przyczynę fatalnej postawy podopiecznych.
Zawodnicy drużyny ze Starogardu Gdańskiego nie załamali się jednak bardzo niekorzystną zmianą wydarzeń na parkiecie i w ostatnich dziesięciu minutach dali popis, zachowując dużo zimnej krwi. - Wiara w zwycięstwo i własne możliwości przyniosły nam sukces - podkreśla Jankowski.
Farmaceuci dostosowali się do wskazówek przekazanych przez trenera na przedmeczowej odprawie. - Jestem zadowolony z tego, że może nie wszystkie, ale kilka założeń, które mieliśmy przed meczem, udało nam się zrealizować. Przede wszystkim dobrą robotę wykonali mali zawodnicy, kryjąc podstawowego rozgrywającego Luciousa, który był przez to mniej widoczny - zdradza szkoleniowiec.
Nie tylko amerykański rozgrywający był głównym "celem" defensywy Polpharmy. - Chcieliśmy również utrudnić życie Kubie Dłoniakowi i to się nam w drugiej połowie udało - kończy Jankowski. Rzucający Rosy zdobył co prawda dziesięć punktów, ale większość z nich w pierwszych dwóch kwartach. Później nie był już tak skuteczny.