- Takie wydarzenia na parkiecie powodują, że odechciewa mi się grać w Polsce. Nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałem i jestem przekonany, że nigdy tego już nie zobaczę. To chyba na zawsze pozostanie w moim sercu - mówił kilka dni po feralnym spotkaniu z PGE Turowem Zgorzelec Sek Henry, który był wówczas niezwykle sfrustrowany wydarzeniami z meczu 13. kolejki Tauron Basket Ligi.
Postanowiliśmy zapytać Amerykanina, jak teraz patrzy na tę sytuację i czy powróciły mu chęci do gry w polskiej lidze. - Nie ukrywam, że byłem wówczas bardzo zdenerwowany, a zarazem niepocieszony sytuacją po tamtym spotkaniu. Wiadomo, że człowiek w emocjach czasami za dużo powie. Tak naprawdę nigdy ich nie straciłem, bo gdyby tak było, to by mnie w Polsce już nie było. Ta sytuacja miała miejsce dwa tygodnie temu i trzeba o niej zapomnieć i grać dalej. Graliśmy z Treflem Sopot w tej kolejce i staraliśmy się zrobić wszystko, żeby wygrać, ale się nie udało - podkreśla Sek Henry, który po raz kolejny musiał przełknąć gorycz porażki.
Koszalinianie byli o krok od pokonania Trefla Sopot, ale zabrakło im jednej skutecznej akcji. Ostatni rzut z czystej pozycji przestrzelił bowiem Artur Mielczarek, który otrzymał podanie od Henry'ego. Amerykanin de facto mógł kończyć akcję sam, ale wybrał podanie do lepiej ustawionego kolegi.
- Kocham koszykówkę i tak naprawdę takie sytuacje się w sporcie się zdarzają z różnych przyczyn, ale trzeba z nich wyciągać wnioski. To dobra lekcja na przyszłość. Tak jak wiele nauczyłem ze spotkania z PGE Turowem, tak samo dużo wniosków wyciągnąłem po pojedynku z Treflem - zaznacza Sek Henry.