Chyba żaden scenariusz nie uwzględniał nokautu już w pierwszych minutach. Zawodnicy Wojciecha Kamińskiego doskonale wystartowali. Radomianie grali jak z nut, zwłaszcza w ofensywie, gdzie ekspresowo powiększali swój dorobek. Już w 6. minucie meczu mieli 13 punktów przewagi nad PGE Turowem, który potrzebował czasu, aby się otrząsnąć.
Rzeczywiście, z czasem zgorzelczanie poprawili się. Wicemistrzowie Polski na dystansie co prawda byli nadal nieszkodliwi, ale dobrze spisywali się w strefie podkoszowej. To właśnie tam zdobyli zdecydowaną większość punktów i zmniejszyli dystans do Rosy. Mało tego, tuż przed przerwą udało im się wyjść nawet na prowadzenie, ale gospodarze zdołali jeszcze odpowiedzieć.
W drugiej części spotkania mecz się wyrównał. Nie było już takich zrywów, ale za to było więcej emocji. Zwłaszcza że coraz częściej dochodziło do zmian na prowadzeniu. Podopieczni Miodraga Rajkovicia zdołali odrobić straty, ale nie potrafili wykonać kolejnego kroku. Wszystko za sprawą kiepskiej postawy na dystansie, gdzie wciąż nie mogli się przełamać. Dopiero w końcówce wicemistrzowie zdołali odskoczyć. To dało im wygraną, mimo że Kamil Łączyński i spółka próbowali jeszcze odwrócić losy meczu.
Warto podkreślić fakt, że znaczącą rolę w obu zespołach odegrali Polacy. Damian Kulig i Łukasz Wiśniewski byli najskuteczniejsi w ekipie gospodarzy, zaś Robert Witka i Łukasz Majewski mieli duży wkład w dobry występ radomian.
W półfinale Intermarche Basket Cup PGE Turów zmierzy się ze Stabillem Jeziorem Tarnobrzeg, które w ćwierćfinale sensacyjnie wyeliminowało Stelmet Zielona Góra.
PGE Turów Zgorzelec - Rosa Radom 83:80 (13:22, 23:16, 25:24, 22:18)
PGE Turów: Kulig 19, Wiśniewski 19, Prince 18, M. Taylor 9, Zigeranović 7, Dylewicz 6, Stelmach 3, T. Taylor 2, Krestinin 0.
Rosa: Lucious 18, Witka 15, Majewski 13, Jeszke 9, Adams 7, Dłoniak 6, Łączyński 5, Kardaś 3, Radke 2, Zalewski 2.