Kiedy najlepiej rozegrać najlepszą kwartę w sezonie? W urodziny lidera zespołu!

Śląsk Wrocław pokonał Anwil Włocławek po ponad kilku latach przerwy. Radosław Hyży chyba nie mógł liczyć na lepszy prezent urodzinowy.

Urodziny Radosława Hyżego były jedną z najczęściej komentowanych spraw zarówno przed, jak i po zakończeniu meczu z Anwilem Włocławek. Bo kiedy pokonać odwiecznego rywala, jak nie w urodziny zawodnika, który zasługuje na miano jednego z symboli klubu, a a na pewno jest mentalnym liderem drużyny?

- Gratuluję zespołowi tej wygranej. Zagraliśmy dobre spotkanie. Ważne było dla nas przerwanie niekorzystnej passy kilku porażek. Dziękuję swoim zawodnikom za oddane serce i za to, że sprawili Radosławowi taki prezent. Cieszę się, że tak wyszło - komentował na gorąco po meczu trener Jerzy Chudeusz.

Szkoleniowiec WKS-u mógł być naprawdę zadowolony z gry swoich podopiecznych
- Pierwsza kwarta w naszym wykonaniu była naprawdę bardzo dobra. Gdybym miał wybierać, to powiedziałbym, że to najlepsza pierwsza odsłona w naszym wykonaniu w tym sezonie. Cały mecz może nie, bo później daliśmy się trochę podgonić, ale pierwsza kwarta na pewno.

Największe kłopoty gospodarze turnieju mieli w trzeciej kwarcie, kiedy to przez ponad 5 minut nie trafili rzutu z gry, a Anwil dominował na boisku - Dobrze otworzyliśmy to spotkanie. Zagraliśmy bardzo rozsądnie i cierpliwie i to praktycznie ustawiło mecz. Chcielibyśmy za to zapomnieć o trzeciej kwarcie, bo takie przestoje nie powinny nam się przydarzać - dodał trener Chudeusz.

Śląsk sprawił Radosławowi Hyżemu prezent urodzinowy i pokonał Anwil Włocławek
Śląsk sprawił Radosławowi Hyżemu prezent urodzinowy i pokonał Anwil Włocławek

- Dobre otwarcie, pozytywna energia i trafione trójki. Jutro mamy bardzo ważny mecz, możemy poprawić humory sobie i kibicom, po serii porażek ta wygrana jest dla nas bardzo znacząca - dodał z kolei skromnie solenizant.

Tuż po zakończeniu spotkania koledzy z drużyny odśpiewali "Radziowi" huczne "Sto lat", a w szatni przygotowali dla niego urodzinowy tort. Jak zapewniał SportoweFakty.pl Nikola Malesević, był przepyszny.

- Wiedzieliśmy, że musimy grać agresywnie od momentu, w którym sędzia podrzuca piłkę do góry. Energia z nas dzisiaj buzowała. To było bardzo udane spotkanie w naszym wykonaniu. Nie zwracaliśmy uwagę na to, że w drużynie rywali nie ma pod obręczami Keith Clantona - robiliśmy po prostu swoje i to się opłaciło - dodał serbski skrzydłowy.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Komentarze (1)
kry
9.02.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Gratulacje !!! Powodzenia w finale !