Deividas Dulkys zaliczył przechwyt w drugiej akcji spotkania i atomowym wsadem wyprowadził Anwil Włocławek na prowadzenie 2:0 w meczu ze Śląskiem Wrocław. I to... by było na tyle, jeśli chodzi o pozytywne akcenty włocławskiego zespołu w pierwszej połowie półfinałowego meczu Intermarche Basket Cup ze Śląskiem Wrocław.
Wrocławianie zdobyli 13 kolejnych punktów, zaś pierwszą kwartę zakończyli wynikiem 26:11, trafiając siedem z ośmiu prób z gry na początku meczu. Jerzy Chudeusz bardzo równomiernie rozłożył akcenty ofensywne drużyny, dzięki czemu już w pierwszej połowie wykreowało się kilku liderów: Dominique Johnson miał 10 punktów, tyle samo Michał Gabiński, osiem oczek rzucił Danny Gibson, a siedem Paweł Kikowski. Do przerwy Śląsk prowadził zatem aż 50:28.
- Źle rozpoczęliśmy pierwszą kwartę i tak naprawdę źle graliśmy w całej pierwszej połowie. Kompletnie nie poradziliśmy sobie z obroną Śląska, który postawił bardzo trudne warunki. Źle reagowaliśmy na ich agresywną defensywę, nie odpowiadając tym samym. Zagraliśmy zdecydowanie za miękko - tłumaczył Mateusz Kostrzewski.
W pierwszej połowie wrocławianie zanotowali bardzo dobrą skuteczność zza łuku (7/11) i choć w drugiej odsłonie dodali tylko dwa rzuty z dystansu, spokojnie kontrolowali przebieg spotkania, nie pozwalając zbliżyć się włocławianom na dystans bliższy niż 11 oczek.
- Zawodnicy Śląska dobrze rozbijali naszą defensywę. Robili przewagę na picku, penetrowali pod kosz i gdy my pomagaliśmy, zacieśnialiśmy środek, uwalniali się na obwodzie i rzucali z otwartych pozycji. Dzięki temu szybko zbudowali swoją przewagę, której nie byliśmy w stanie odrobić. Nawet pomimo lepszej gry po zmianie stron - dodał Kostrzewski.
[b][url=http://www.facebook.com/Koszykowka.SportoweFakty]Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
[/url][/b]