Fatalnie rozpoczął się piątkowy mecz z PGE Turowem Zgorzelec dla Rosy Radom. Gospodarze szybko wypracowali sobie sobie 18 punktów (26:8) przewagi, wszak bardzo dobra ofensywa była wynikiem bardzo dobrej defensywy: w pierwszej kwarcie koszykarze Wojciech Kamiński nie trafili żadnego z 11 rzutów za dwa!
- Pierwsza połowa była wybitnie słaba w naszym wykonaniu. Zaczęliśmy mecz bardzo, bardzo słabo, nie trafialiśmy naszych rzutów i stąd łatwe prowadzenie PGE Turowa - komentował po ostatniej syrenie Jakub Dłoniak.
Gdyby nie polski rzucający, pierwsza połowa w wykonaniu Rosy byłaby tragiczna. Dzięki 10 punktom Dłoniaka (na 23 zespołu) była "tylko" bardzo słaba - PGE Turów prowadził bowiem 42:23. Tego, co wydarzyło się w drugiej połowie, nie przewidziałby jednak nikt. Radomianie rozpoczęli szaleńczy pościg i w połowie czwartej kwarty doprowadzili do remisu 55:55!
- To było naprawdę coś wielkiego, co zrobiliśmy po przerwie. Staraliśmy się deptać po piętach rywalom, staraliśmy się grać godnie i nie poddawać się pomimo straty, którą mieliśmy od odrobienia. I ją odrobiliśmy, ale niestety, jak się później okazało, bez skutku - dodał Dłoniak.
Dzięki punktom Łukasza Majewskiego, Rosa wyszła nawet na prowadzenie 65:62. Ostatnie słowo należało jednak do gospodarzy, a radomianie popełnili w końcówce zbyt wiele strat, by myśleć o zwycięstwie. - Mieliśmy swoje szanse w kluczowych momentach meczu, ale albo nie potrafiliśmy trafić do kosza, albo popełnialiśmy straty. Ja sam w jednej akcji nie mogłem oddać celnego rzutu, byłem "ładowany" po rękach, ale gwizdka zabrakło. Cóż, taka jest koszykówka - zakończył polski strzelec.
[b][url=http://www.facebook.com/Koszykowka.SportoweFakty]Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
[/url][/b]
ale niektórzy będą rozczarowani
łysy trener jak zwykle postawił na pupila i bęć !!!!!
pozdrawiam trenerze tak dalej