Zapewne nie tak zakończenie rundy zasadniczej wyobrażali sobie sympatycy, działacze, ale przede wszystkim trenerzy i zawodnicy Anwilu. Ekipa z Włocławka przegrała w środę w Radomiu 76:83. Od początku spotkania spisywała się gorzej od miejscowych.
Pięć lat temu Piotr Pamuła występował w barwach drugoligowej Politechniki Warszawskiej i już wtedy miał okazję rywalizować z Rosą o awans na zaplecze najwyższego szczebla rozgrywkowego. Od tamtego czasu dużo zmieniło się zarówno w karierze 24-letniego zawodnika, jak i klubu z Radomia. - Zgadza się. Rosa wyrosła na pełnoprawny klub ekstraklasy - przyznał po zakończeniu środowego pojedynku. - Wszyscy musimy się z tego powodu cieszyć. Zapewniła sobie miejsce w górnej "szóstce", a tym samym w fazie play-off, więc na pewno jest to powód do dumy dla drużyny, jak i wszystkich radomian - podkreślił.
Zdaniem rzucającego, bardzo duży wpływ na końcowy wynik ostatniego w rundzie zasadniczej Tauron Basket Ligi spotkania miało początkowe 10 minut. - W pierwszej kwarcie rywale rzucili nam 29 punktów, to jest bardzo dużo, podczas gdy my sami zdobyliśmy ich 17. To jest duża różnica do odrobienia na tym poziomie i przy tak grającym przeciwniku - zaznaczył.
Ze względu na to, iż mecz został rozegrany w środku tygodnia, trybuny hali Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji nie wypełniły się do ostatniego miejsca. - Środa, być może momentami na widowni było trochę "sennie" ale na to nie możemy zwalać winy. Sami do siebie musimy mieć pretensje za tę porażkę - nie ukrywał. - Trafiliśmy na dobrze dysponowanego rywala, który owszem miał przestoje i słabsze momenty, ale w przekroju całego spotkania zaprezentował się lepiej od nas, pokazując dobrą koszykówkę przez trzy kwarty - Pamuła podał pozostałe przyczyny niekorzystnego rezultatu.