Trefl Sopot po pierwszej połowie prowadził z Rosą Radom 42:35, ale... później to goście przejęli inicjatywę, którzy całkowicie zdominowali zespół Dariusa Maskoliunasa. Sopocianie byli całkowicie bezradni, nie wiedząc, jak mają uporać się z obroną Rosy. - Ciężko powiedzieć, co się stało. Przestaliśmy grać zarówno w obronie, jak w i ataku. Nie trafialiśmy rzutów z czystych pozycji, z kolei Rosa trafiała jak w transie - zauważa Adam Waczyński, który w tym meczu rzucił 14 punktów (3/9 z gry, 8/8 z wolnych).
- W pierwszej połowie mieliśmy 50-procentową skuteczność z obwodu i może za szybko uwierzyliśmy w nasze możliwości. Trochę przyszło zmęczenie i to też nie ułatwiało nam straty. Pod koszem było tłoczno, bo Rosa dobrze zagęszczała strefę podkoszową - dodaje gracz Trefla Sopot.
Sopocianie w ostatnią niedzielę rozegrali świetne spotkanie ze Stelmetem Zielona Góra, w którym byli o krok od pokonania mistrza Polski. Z kolei w środę kompletnie nie przypominali tej drużyny z niedzieli. Byli wolni, ospali. Czego było to wynikiem? - Przyszło zmęczenie i tak niestety się zdarza. Nigdy nie wiadomo, kiedy przyjdzie ten słabszy mecz. Mam nadzieję, że był to nasz najsłabszy mecz w tych "szóstkach" - podkreśla Waczyński, który komplementuje przy okazji ekipę z Radomia.
- Rosa dobrze grała w tym spotkaniu. Egzekwowali wszystkie zagrywki, które mieli przygotowane na ten mecz. Grali jak drużyna - trafiali rzuty z otwartych pozycji i dlatego wygrali - zauważa gracz Trefla Sopot.
[b]Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
[/b]