[b]
Bartosz Półrolniczak: Ostatni mecz w waszym wykonaniu był bardzo słaby. Wystarczy chyba powiedzieć, że Robert Skibniewski miał więcej asyst niż całe Stabill Jezioro...
Marcin Nowakowski: [/b]
Nie wiem ile asyst miał Robert.
11, a wy 8.
-
No to właśnie pokazuje, jak zespołowo zagraliśmy... Tak nie da się wygrać meczu i tyle. Nie było dzielenia się piłką, nie było skuteczności. Z tego co widziałem przyjezdni mieli lepszą skuteczność niż my na swoim parkiecie. Cóż mogę powiedzieć? Przegraliśmy ten mecz, a myśleliśmy, że będzie zupełnie inaczej.
Szarpiecie, walczycie. Widać, że stać was na znacznie więcej, czego najbardziej brakuje tej drużynie?
-
Nie gramy swojej koszykówki, w czasie meczu sami stwarzamy sobie kłopoty. Wszystko jest jakieś chaotyczne, za dużo indywidualnych zagrań. Nie ma zespołowości i to powoduje, że tak szybko tracimy punkty. Później trzeba gonić, a jak się odrabia straty nie można grać wolno i pojawia się nerwowość. Wydaje mi się, że to jest największy problem.
Wydawało się, że w tej dolnej "szóstce" będzie trochę łatwiej o wygrane, a tymczasem przegraliście już pięć z sześciu spotkań.
-
To jest przede wszystkim wynik poniżej oczekiwań, zarówno naszych jak i klubu, czy kibiców. Też myśleliśmy, że na tym etapie może być lepiej, ale tu nie ma słabych drużyn. Na pewno są trochę słabsze, ale ciągle walczą o play-off. Śląsk, AZS i Asseco w każdym meczu grają tak naprawdę o życie i muszą przywozić z wyjazdów punkty, jeśli chcą awansować, bo sama gra u siebie to za mało. Oni mają taki przedsmak play-off, a my gramy ledwie o 10. miejsce. Nie można powiedzieć, że nie walczymy, bo naprawdę walczymy. Staramy się te mecze wygrywać. Nie chcę też mówić, że nie wiem czym to jest spowodowane. Każdy widzi, jak te nasze spotkania wyglądają. Źle wchodzimy w grę i tworzą się problemy.
Można powiedzieć, że w pewien sposób rozdajecie karty. Macie poza Śląskiem także AZS i Asseco u siebie. Myślicie o tym w ten sposób?
-
Przede wszystkim przykre jest to, że to my możemy decydować, kto zagra w play-off, a sami o to nie walczymy. Sezon był dla nas ciężki, kilka pechowych porażek. To nie jest tłumaczenie, ale mogło być zupełnie inaczej. Jesteśmy w takiej sytuacji, w jakiej jesteśmy. Staramy się o tym nie myśleć, bo jesteśmy profesjonalistami i po to tu przychodziliśmy, żeby grać i walczyć do końca. Nikt nam nie może zarzucić, że nie zostawiamy zdrowia na parkiecie. Przegrywamy i jest to dla nas przykre, ale walczymy do końca.
W środę mecz z Polpharma i chyba macie świadomość, że jeśli chcecie jeszcze o coś w tym sezonie powalczyć to trzeba wygrać?
-
Dla nas każdy kolejny mecz jest o wszystko. My mamy ledwie sześć zwycięstw, trzeba się bić o te wygrane. Nie możemy patrzeć, czy gramy z Kotwicą, Polpharmą czy Śląskiem. Na to jest już za późno. Teraz zostaje w każdym spotkaniu walczyć o te wygrane i nic więcej.
Już teraz można powiedzieć, że jesteś rozczarowany?
-
Jeśli chodzi o drużynę, to jestem bardzo rozczarowany... Moim zdaniem patrząc personalnie na nasz zespół, to mieliśmy lepsze perspektywy niż to miejsce, które teraz zajmujemy. Mogło być inaczej, teraz nic już nie zmienimy. Indywidualnie do momentu kontuzji wszystko było bardzo dobrze. Miałem dużo minut, grałem dobrze. Po urazie, gdzie nie trenowałem miesiąc wszedłem od razu w rytm meczowy. Teraz brakuje mi świeżości, szybkości. Nie będę się jednak tłumaczył takimi rzeczami, walczę do końca.
Tej świeżości możesz już niestety nie zdążyć złapać.
- Bardzo wybiło mnie to z rytmu jeśli chodzi o treningi. Byłem naprawdę bardzo dobrze przygotowany do sezonu. Wcześnie zacząłem się przygotowywać w wakacje i naprawdę czułem to, że przez większą część sezonu jestem w gazie. Po powrocie jeszcze coś tej świeżości zostało, ale teraz jest już dołek fizyczny. Jestem takim zawodnikiem, że zawsze oddaje serce na boisku i nawet jakbym nie miał siły, to nie odpuszczam. Niestety każdego ten dołek formy dotyka.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!