Koszykówka jest jednak na tyle nieprzewidywalną dyscypliną, iż to właśnie nie grające już praktycznie o nic Kociewskie Diabły, okazały się na Dolnym Śląsku zaskakująco lepsze. Goście pokonali podopiecznych Jerzego Chudeusza 82:78, a tym samym poważnie skomplikowali ich sytuację w tabeli.
- Zwycięstwo cieszy, a mnie podwójnie, bo to dla mnie prawie jak drugi dom - mówił zaraz po walce Marcin Kosiński. - Ciężko weszliśmy w ten mecz, niby prowadziliśmy, ale jakoś ślamazarnie to wyglądało z naszej strony - dodawał jeden z bohaterów pojedynku.
Gra Farmaceutów na koniec sezonu naprawdę może się podobać. Kibice na Kociewiu zastanawiają się, dlaczego tak późno biało-niebiescy osiągnęli optymalną dyspozycję, jednak pojedyncze triumfy, takie jak ten we Wrocławiu mogą w jakimś stopniu osłodzić fanom fatalne dla ich ulubieńców rozgrywki.
- Później znowu wróciliśmy do szybkiego ataku, a z tego ostatnio dużo punktów zdobywamy - podkreślał rzucający starogardzian. - Zresztą taki jest sport, kto szybciej biega i wyżej skacze ten wygrywa - zakończył zadowolony Kosiński.