Lapsus językowy Jakuba Dłoniaka czy celowe zagranie?
Jakub Dłoniak pojawił się na konferencji prasowej po drugim meczu Anwil - Rosa, ale wypowiedział się bardzo lakonicznie. Zdążył jednak zaliczyć kolejną wpadkę językową. A może było to celowe?
Z Jakubem Dłoniakiem chcieliśmy porozmawiać już po pierwszym spotkaniu Anwilu Włocławek z Rosą Radom, przegranym przez jego zespół 77:83, lecz wychodzący z szatni zawodnik nie zgodził się na rozmowę.
- Trzeba skupić na następnym meczu, a nie gadać - rzucił przez ramię koszykarz i szybkim krokiem udał się do autokaru. W tamtym spotkaniu Dłoniak zdobył 11 punktów i zebrał siedem piłek, lecz to było dopiero preludium do kapitalnego występu koszykarza, które miało miejsce w drugim starciu obu drużyn.- No cóż, wracamy teraz do Radomia. Nadzieja umiera ostatnia, będziemy walczyć o dwa zwycięstwa w domu, bo trzeba będzie jeszcze wrócić do Wrocławka i pokonać ich na własnym parkiecie - powiedział Dłoniak i... tak, to nie jest błąd w pisowni. 31-letni rzucający zmiksował bowiem ze sobą dwa miasta: "Wrocław" i "Włocławek", scalając je w jedno i kreując zupełnie odrębny twór.
Nie wiadomo czy było to celowe zagranie Dłoniaka, który chciał wbić szpilkę w drużynę rywala, lecz bardziej prawdopodobne, że koszykarz po prostu się przejęzyczył.
Dłoniak to obecnie najbardziej barwna postać ligi. Jego powiedzonka, że "Oni mają strasznych koni pod koszem, ale Gani (Lawal - przyp. M.F.) nie jest leszczem" albo "Kibol warknął" przeszły już do historii ciekawszych sformułowań, stawiając Dłoniaka w jednym szeregu np. z Radosławem Hyżym.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
Mateusz Kostrzewski: Przewaga psychologiczna po naszej stronie