W czwartek podopieczni Mihailo Uvalina ulegli we własnej hali PGE Turowowi Zgorzelec 75:81. Dzięki triumfowi w Winnym Grodzie, ekipa dowodzona przez Miodraga Rajkovicia prowadzi 3:1 w serii. - Cały mecz byliśmy w grze, ale pod koniec popełniliśmy kilka głupich strat, rywale trafili kilka rzutów i po prostu przegraliśmy. Przełomowy był moment, w którym wygrywaliśmy różnicą dwóch puntów i na swojej połowie straciliśmy piłkę, co następnie wykończył wsadem Filip Dylewicz. To odmieniło losy spotkania i od tamtego momentu nie graliśmy swojej koszykówki. Może byliśmy trochę za mało agresywni, nie trafialiśmy łatwych rzutów. Jest 3:1 dla Turowa i teraz jedziemy do Zgorzelca, by jeszcze wrócić do naszej hali - skomentował Przemysław Zamojski.
[ad=rectangle]
Rzucający Stelmetu Zielona Góra w czwartek zagrał słaby mecz. "Zamoj" zdobył zaledwie pięć punktów, a na dodatek popełnił cztery straty. - Nie za bardzo miałem pozycję do rzutu, rywale odcinali mnie od piłki - po prostu zrobili dobrą pracę w obronie. Musimy sobie z tym poradzić, gdy ktoś z nas jest odcinany, a często odcinano mnie czy Łukasza Koszarka, to inni gracze muszą dać więcej od siebie w ataku - powiedział Zamojski.
Piąty mecz finałowy zostanie rozegrany w niedzielę w Zgorzelcu. Jego początek zaplanowano na godzinę 20:00.