Dzięki triumfowi w Zgorzelcu, Stelmet Zielona Góra wciąż licz się w walce o złote medale TBL. Obecnie zielonogórzanie przegrywają w finałowej serii 2:3. - Myślę, że była duża presja na obu zespołach. Pokazaliśmy charakter, udowodniliśmy że walczymy do końca, że się nie poddajemy i dalej jesteśmy w grze. Cieszymy się, że odnieśliśmy zwycięstwo i teraz wracamy na nasz parkiet. Być może w Zgorzelcu już byli gotowi na świętowanie, ale muszą jeszcze pomrozić szampany. Zapowiadaliśmy, że chcemy wrócić do Zielonej Góry i to się udało - skomentował Przemysław Zamojski.
[ad=rectangle]
Podopieczni Mihailo Uvalina zaskoczyli koszykarzy PGE Turowa Zgorzelec obroną strefową. Ten rodzaj defensywy przyniósł pożądane skutki. - Przede wszystkim cieszymy się, że w naszym zespole od początku meczu była energia. Myślę, że trochę zaskoczyliśmy rywali obroną strefową i to dało pożądany efekt - uzyskaliśmy kilka piłek w obronie, Turów miał problem z organizacją gry, rzutami z dystansu i to nam otworzyło grę. Strefa dała nam trochę oddechu. Dodatkowo popchnęła nas w ataku, trafiliśmy kilka rzutów, a to dało energię. To spowodowało, że byliśmy w grze - dodał "Zamoj".
W niedzielę w zgorzeleckiej hali było bardzo gorąco i duszno. Niemal ekstremalne warunki atmosferyczne doskwierały wszystkim obecnym w obiekcie. - Było naprawdę bardzo gorąco. Wystarczyło wyjść na salę, nawet nie trzeba było oddawać rzutu, a człowiek był już spocony. Można powiedzieć, że "blacha była w ogniu" i było to czuć na boisku. Była energia, walka z obu stron i mecz bardzo mógł się podobać kibicom - zakończył Przemysław Zamojski.