Lubię być wszędzie na parkiecie - wywiad z Chasem Simonem, skrzydłowym Anwilu Włocławek

- Chciałem grać w drużynie, która coś znaczy w lidze, która ma reputację i historię i może zaskoczyć. I właśnie taki jest Anwil - mówi Amerykanin Chase Simon, nowy skrzydłowy Rottweilerów.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Michał Fałkowski: W Salonikach klub zbankrutował tuż po tym, jak podpisałeś kontrakt. W Tarnobrzegu dopadła cię przepuklina. Masz pecha?

Chase Simon: Dobre pytanie. W Grecji wszystko wydawało się we porządku, ale w pewnym momencie zaczęły się problemy ze sponsorem, zmienił się prezes i klub otwarcie przyznał, że musi radykalnie zmniejszyć koszty. O Tarnobrzegu powiedziałem już chyba wszystko, więc nie ma co do tego wracać ale... w międzyczasie była przecież Litwa. I tam miałem bardzo udany sezon. Byłem liderem, grałem w Meczu Gwiazd Ligi Litewskiej. Więc wychodzi na to, że dobrze jest w co drugim klubie (śmiech).
Jak to się stało, że koszykarz, który znalazł się w kręgu zainteresowania Arisu Saloniki, a potem grał w solidnym zespole w solidnej lidze litewskiej, wziął udział w Meczu Gwiazd tamtejszych rozgrywek, nagle trafił do słabego zespołu w Polsce?

- Moja sytuacja rodzinna była trudna rok temu. Nie będę mówił o szczegółach. Powiem tylko tyle, że podczas całej przerwy letniej nie wiedziałem kiedy będę w stanie przyjechać do Europy grać w koszykówkę. Gdy większość drużyn chciała bym stawił się na treningach w sierpniu, ja mówiłem, że realnym terminem jest wrzesień, a może nawet połowa tego miesiąca. Większość nie chciała się zgodzić, ale zgodzili się w Tarnobrzegu. Mój agent powiedział mi, że drużyna nie jest silna, ale silna jest liga, więc tak czy inaczej, mogę się rozwijać.

Inaczej mówiąc: dołączyć do zespołu, wybić się w trakcie sezonu i po kilku miesiącach zmienić otoczenie...

- To nie był mój cel, choć taka opcja pewnie byłaby możliwa. Teraz to jednak tylko gdybanie.

Rozpocząłeś tamte rozgrywki bardzo mocno. 24 punkty, osiem zbiórek, sześć asyst i cztery przechwyty przeciwko Rosie Radom oraz 21 punktów, siedem zbiórek i dwie asysty przeciwko Śląskowi Wrocław.

- Tak, ale potem dopadła mnie kontuzja. Dwa kolejne mecze były słabsze, bo doskwierał mi ból z powodu przepukliny. Byłem jak doktor House, grałem, starałem się biegać, choć tak naprawdę kuśtykałem na jedną nogę. Dlatego nie byłem w stanie prezentować się na swoim normalnym poziomie.

Poprosiłeś klub o rozwiązanie umowy?

- Nie. Powiedziałem im: "Zróbcie mi operację w szpitalu gdzieś w innym mieście lub pozwólcie mi lecieć do USA, żebym tam przeszedł zabieg". I oczywiście zapłaćcie za nią, bo tak miałem zapisane w kontrakcie. Cóż, skończyło się, jak się skończyło, a ja, dwa dni przed wylotem do swojego kraju, usłyszałem: "Koniec sprawy. Twój kontrakt jest rozwiązany". Rozwiązany, rozumiesz? A potem, jak już doszedłem do zdrowia i mogłem grać w koszykówkę, w Tarnobrzegu sobie o mnie przypomnieli i powiedzieli: "Twój kontrakt jest nadal ważny". To było chore...

Pamiętam, że w jednym z tekstów pod koniec lutego pojawiła się informacja, że możesz znowu trafić do Grecji lub na Litwę.

- To prawda. Ale tak jak mówię: wówczas przypomniał o sobie prezes Jeziora i powiedział, że moja umowa jest ważna, choć jak wyleciałem do Stanów twierdził, że rozwiązał kontrakt. W Internecie można nawet znaleźć cytaty.

Na szczęście teraz cała sprawa jest już poza tobą. Jak to się stało, że podpisałeś umowę z Anwilem Włocławek?

- Miałem kilka propozycji. Ponownie z Grecji, była jedna z Belgii oraz z Polski, ze Śląska Wrocław. Ale tam podpisali kontrakt z innym zawodnikiem. Teraz jednak to już kompletnie nieistotne.

Wróćmy do ciebie. Dlaczego wybrałeś Anwil?

- Wracam do gry po kontuzji. Potrzebowałem zespołu, w którym będę mógł wrócić do dawnej formy, w którym będę mógł się odbić. Jednocześnie jednak chciałem grać w drużynie, która coś znaczy w lidze, która ma reputację i historię i może zaskoczyć. I właśnie taki jest Anwil. Nikt na nas nie stawia, wiem to od różnych ludzi, ale to dobrze. Nie będzie na nas żadnej presji, choć zdaję sobie sprawę, że oczekiwania kibiców będą spore. Podoba mi się to, że w klubie nikt nie mówi o jakimś konkretnym wyniku. Mamy pracować powoli i stopniowo iść do przodu. Z punktu A do B, z B do C, z C do D... Po kolei i powoli. To może się udać.

Nie bałeś się Polski? Wracasz do naszego kraju, choć nie miałeś dobrych wspomnień.

- Ale przecież to, co przydarzyło mi się w Tarnobrzegu mogło przydarzyć się również w każdym innym miejscu. Kraj nie ma tutaj nic do rzeczy. Nie ma co patrzeć na Włocławek przez pryzmat poprzedniego zespołu tylko dlatego, że oba zespoły są z tego samego kraju.

Tak naprawdę to zawodnikiem Anwilu jesteś w zawieszeniu ze względu na try-out...

- W ogóle tego nie czuję. Przyjechałem przygotowany do sezonu i nigdzie się stąd nie ruszam. W ogóle nie biorę pod uwagę, że mógłbym go nie przejść. Ciężko pracowałem przed przylotem do Polski, jestem w dobrej formie fizycznej i nie mam się czego obawiać.

Czy to prawda, że zgodziłeś się grać za niższe wynagrodzenie niż miałeś w Tarnobrzegu?

- Tak. Wiem, że po kontuzji moja cena musiała poszybować w dół, ale jednocześnie zgodziłem się na ten spadek, bo wiem, że w Anwilu dostanę w zamian coś, co może sprawić, że w przyszłości sobie to wszystko zrekompensuję: minuty w solidnym zespole i grę pod okiem ambitnego trenera.

Czy Chase Simon będzie liderem Anwilu?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×