Michał Fałkowski: Nie wchodzi się nigdy dwa razy do tej samej rzeki - mówimy w Polsce. Ty wszedłeś...
Arvydas Eitutavicius: Anwil pozostał w mojej pamięci jako dobry, solidny klub oparty o niezłą organizację. Pamiętam żywiołowo reagujących fanów, pamiętam klub, który zawsze był otwarty i pomocny, pamiętam po prostu dobry sezon. Powiedziałem więc sobie: dlaczego by nie spróbować jeszcze raz?
[ad=rectangle]
Dobry sezon? Rozgrywki 2012/2013 zakończyliście bez medalu, na czwartej pozycji.
- Tak, ale nie miałem na myśli sukcesu drużyny bądź jego braku. Chodziło mi o to, że te kilka miesięcy w Anwilu były dla mnie bardzo pozytywne. Oczywiście pamiętam również, że klub zajął się mną bardzo profesjonalnie w momencie, w którym doznałem kontuzji barku.
Szczerze mówiąc, gdy podpisałeś rok temu kontrakt z Neptunasem Kłajpeda, wracając tym samym do swojego rodzinnego miasta, myślałem, że to już powrót na Litwę na stałe. Do końca kariery.
- Oczywiście, dla mnie osobiście to byłaby najlepsza sytuacja, gdybym mógł grać w domu. Niestety, końcówka zeszłego sezonu była w moim wykonaniu słaba. Miałem drobną kontuzję, która wybiła mnie z rytmu i przestałem grać regularnie. Po sezonie uznałem, że to nie jest jeszcze ten moment, by być jednym z tych ostatnich w rotacji i stwierdziłem, że chcę jeszcze pograć parę lat na wysokim poziomie za granicą.
W Anwilu masz pełnić większą rolę?
- Tak. Trener powiedział mi, że chce mną rotować i na pozycji rozgrywającego, i rzucającego obrońcy. Czyli właściwie będzie tak samo, jak w poprzednim sezonie w Anwilu.
Pierwsza piątka?
- To nie jest już w tej chwili dla mnie tak istotne, jak byłoby gdy byłem młodszy. W moim wieku, a mam 32 lata, zawodnik myśli raczej o tym, w jaki sposób może pomóc swojemu zespołowi niezależnie od tego, czy wychodzi w pierwszej piątce, czy z ławki. Takie rzeczy są istotne dla młodszych. Im jesteś starszy, tym masz inne priorytety.
Jesteś najstarszym zawodnikiem zespołu. Co to oznacza?
- Oznacza dokładnie tyle, że czas leci "masakrycznie" szybko (śmiech).
Czujesz, że możesz pełnić rolę, nazwijmy to, mentora dla młodszych graczy? To już jest ten czas?
- Czy z racji wieku, to nie jestem pewien, ale z racji faktu, że jestem najstarszy, razem z Seidem Hajriciem, to na pewno tak. Zresztą, tego wymaga ode mnie również trener. Mam służyć pomocną dłonią dla młodszych graczy, mam być głosem doradczym zarówno jeśli chodzi o sprawy pozaboiskowe, jak te boiskowe. I trzymać szatnię razem.
Wspomniałeś o lekkiej kontuzji, której doznałeś na Litwie. Co to było?
- Uraz kolana. Miałem z głowy trzy tygodnie.
[b]
Nie trzy miesiące, jak we Włocławku...[/b]
- To prawda (śmiech).
Czujesz jeszcze jakieś komplikacje związane z tamtym urazem barku?
- Czasami. Wiadomo, uszkodzony bark lubi się odezwać raz na jakiś czas i wiem, że już nigdy nie będę tak sprawny, jak przed kontuzją. Rotacja mojego stawu jest w porządku, ale jego elastyczność nieco gorsza.
Rozmawiamy głównie o tobie, bo - jak domyślam się - na rozmowę o zespole, jest jeszcze pewnie zbyt wcześnie?
- Chyba tak. Mogę jednak powiedzieć, że tu, w tym gronie ludzi we Włocławku, możemy stworzyć ciekawy zespół. Na razie jeszcze zespołem nie jesteśmy, w sensie rozumienia zespołu, jako kolektywu. To musi potrwać. Każdy z nas jest jednak kawałkiem, który może być dopasowany odpowiednio do reszty. Jesteśmy dobrym materiałem, by stworzyć zespół.
Co będzie największą zaletą Anwilu?
- Wydaje mi się, że szybkość, płynność grania. Jesteśmy "undersized", nie mamy typowego wysokiego centra, ale to w niczym nie przeszkadza jeśli pięciu zawodników porusza się sprawnie po parkiecie i gra szybko piłką. Podoba mi się filozofia naszego trenera, który kładzie nacisk na wielką intensywność gry, maksymalizowanie tempa akcji i dużą presję w obronie. To jest taktyka dla takich ludzi, jak my.
Duża presja, twarda walka w defensywie. Czy wieku 32 lat nadal chce się tak samo mocno grać w obronie jak np. w wieku 22?
- Jest inaczej, to zrozumiałe. Wszystko zależy od odpowiedniego nastawienia oraz od zdolności fizycznych ciała. Jeśli ciało pozwala ci na mocną grę, a twój umysł nie jest jeszcze zmęczony koszykówką, to wówczas 32 lata nie stanowią żadnego problemu. Ja nie sądzę, by moje ciało przeszkadzało mi czy uniemożliwiało mi grę na maksimum możliwości, a głowie czuję, że nadal mogę grać na wysokim poziomie.