Zawodnicy Energi Czarnych Słupsk mieli wielkie nadzieje na zwycięstwo w Zgorzelcu z mistrzem Polski. Koszykarze Dejana Mijatovicia chcieli wykorzystać plagę kontuzji w ekipie PGE Turowa i w połowie czwartej kwarty byli o krok od sukcesu.
[ad=rectangle]
- Powinniśmy wygrać ten mecz, bez dwóch zdań. Byliśmy bardzo blisko sukcesu, ale ostatecznie przegraliśmy przez własne błędy - powiedział snajper słupszczan, Kyle Shiloh.
Dzięki ośmiu punktom Amerykanina w trzeciej kwarcie, Energa Czarni nie tylko odrobili 10 oczek straty z pierwszej połowy (34:44 po dwóch kwartach), ale przez długie minuty w ostatniej odsłonie to oni dyktowali warunki gry. Gdy Shiloh trafił z dystansu, słupszczanie prowadzili 69:66, a kiedy punkty dołożył William Franklin, goście wygrywali 72:69.
- W trzeciej kwarcie i przez kilka minut czwartej graliśmy naprawdę nieźle. Turów to bardzo solidny zespół, świetnie dzieli się piłką i gra bardzo agresywnie. Mimo wszystko jednak my umieliśmy odpowiedzieć i powinniśmy ten mecz wygrać - stwierdził Shiloh, dodając: - Ogółem przegraliśmy przez samych siebie. Popełniliśmy zbyt dużo strat i słabo graliśmy na tablicach. Gdybyśmy lepiej kontrolowali te elementy, byłoby łatwiej o wygraną.
Ostatecznie PGE Turów triumfował 87:80, a słupszczanie musieli zadowolić się jedynie tym, że bardzo mocno zagrozili mistrzowi Polski. To jednak dobry prognostyk na przyszłość. - Im dłużej sezon będzie trwał, tym nasze szanse na wygrywanie takich meczów będą większe - zakończył Shiloh.
Amerykanin był najlepszym strzelcem swojej drużyny. W ciągu 35 minut zdobył 23 punkty (11/17 z gry), miał trzy asysty, trzy przechwyty oraz trzy straty.