Starcia beniaminków przeważnie są zacięte, a wyrównana rywalizacja toczy się do ostatnich akcji. Przeważnie, co pokazuje jednak dobitnie przykład konfrontacji Polfarmexu Kutno z Wikaną Start Lublin, w której gospodarze byli zdecydowanie pewniejszym zespołem, wygrywając mecz 88:72.
[ad=rectangle]
Co ciekawe, lepiej spotkanie rozpoczęli goście, którzy po czterech minutach prowadzili 9:2. Dużo czasu minęło zanim gospodarze złapali właściwy rytm gry, ale gdy już udało im się to udało, nie odpuścili do samego końca. Rywali, rzutem zza łuku, przełamał Kwamain Mitchell (13:12) i jak się okazało, był to dobry prognostyk gry jeśli chodzi nie tylko o postawę drużyny, ale również o samego Amerykanina (33 punkty w meczu).
- Źle weszliśmy w ten mecz. Te pierwsze pięć-sześć minut było bardzo nieudane dla nas. Nie mogliśmy złapać odpowiedniego rytmu. Na szczęście od połowy pierwszej kwarty zaczęliśmy grać swoją koszykówkę, zaczęliśmy grać konsekwentnie i wygraliśmy - podsumował Jarosław Krysiewicz.
Koszykarze Polfarmexu stopniowo powiększali swoją przewagę. Po pierwszej kwarcie było to siedem oczek (25:18), następnie dwanaście (50:38), potem znowu tylko osiem (w połowie trzeciej kwarty, 58:50), aż w końcu wspomniany Mitchell, akcją w połowie ostatniej odsłony wyprowadził swój zespół na prowadzenie 74:54. Wówczas stało się jasne, że kutnianie wygrają po raz drugi w tym sezonie. Pytanie brzmiało: jakim wynikiem zakończą mecz. Długo zanosiło się nawet na pogrom, gdyż po trójce Bartłomieja Wołoszyna Polfarmex prowadził nawet 83:56, ale ostatecznie goście zmniejszyli straty do "tylko" 16 oczek.
- Martwi ten brak koncentracji i to, że zbyt szybko uznaliśmy, że wygraliśmy. Nie graliśmy do końca. Stara koszykarska zasada mówi: jak się wygrywa różnicą 20 punktów, to powinno się wygrać 30. My tego nie zrealizowaliśmy. Ale z drugiej strony - po ostatnim spotkaniu z PGE Turowem, spotkaniu, które przegraliśmy dość niefortunnie, baliśmy się o to jak zareaguje zespół. I okazało się, że zareagował bardzo dobrze. Szkoda tej końcówki, ale tak naprawdę liczą się dwa punkty - dodał Krysiewicz.