Drużyna Stelmetu Zielona Góra pokonała w niedzielny wieczór ekipę King Wilki Morskie Szczecin 71:68. - Harris, któremu "urwało" plecy zebrał 20 piłek w tym spotkaniu. Musimy więcej pomagać wysokim graczom. To owocowało w wielu akcjach kiedy pomagaliśmy sobie, a ktoś z obwodowych dołożył też zbiórkę. Dzięki temu mecz potoczył się na naszą korzyść. Brak koncentracji, niesystematyczna gra w ataku, pochopne decyzje, głupie straty. To się później nawarstwia i mamy to, co było widać w niedzielę. Musimy być jak jedna pięść, a nie pojedyncze palce. Jeśli to się nie zmieni to z tego nic nie będzie - podsumował Przemysław Zamojski.
Koszykarz opowiedział także o problemach jego zespołu na parkiecie. - Powinniśmy grać bardziej spokojnie, a nie tak nerwowo. Uzyskujemy przewagę, a po chwili ona spada. Za dużo forsujemy się na szybki atak, a później statyczne akcje, gdzie zawodnik gra pick’n’rolla, a inni stoją dookoła i nie wiedzą co zrobić. To są nasze problemy - skwitował.
[ad=rectangle]
- Ciężko to rozwiązać. Jeśli się nic nie zmieni, to naprawdę będzie nam trudno walczyć o jakiekolwiek zwycięstwa. Mam nadzieję, że wyciągniemy z tego jakieś wnioski i zmienimy szybko nasz styl gry. Nie możemy się tak szybko irytować na siebie nawzajem. Myślę, że chemia w zespole musi być lepsza. Musimy się bardziej wspierać, bo momentami widać, że jak jednemu graczowi nie wyjdzie akcja, to potem kolejny zdenerwowany też coś psuje i idzie taka lawina. Jeżeli chcemy grać lepszą koszykówkę, to musimy to wyeliminować - dodał.
Zawodnik przyznał również, iż jego postawa w niedzielnym meczu nie była zbyt dobra. - Nie, nie jestem zadowolony. Walczyłem dobrze, starałem się. Mam nadzieję, że ta skuteczność jeszcze do mnie przyjdzie. Nie była w tym meczu najlepsza, ale ostatnimi czasy kompletnie mi piłka nie wpada do kosza. To nie ma znaczenia, że teraz rzuciłem więcej punktów. Jak nie idzie w ataku, to staram się w obronie, a nie myślę ciągle o tym czy piłki będą wpadać czy nie. Cieszę się z tego, że drużyna wygrywa i to jest dla mnie najważniejsze - przyznał.
Zamojski opowiedział, iż przy takim kryzysie woli grać i próbować być coraz lepszym. - Myślę, że lepsza opcja jest ta, żeby grać i się przełamać. Fizycznie czuję się bardzo dobrze. Na treningach wszystko wychodzi, a jak przychodzi mecz, to gdzieś giną te umiejętności. Miałem taki moment, że myślałem, że zapomniałem jak się gra w koszykówkę, ale tak nie można. Cały czas zostaję po treningach, ciężko pracuję. Wiem, że ta praca da owoce i mam nadzieję, że jak najszybciej. Miałem takie spotkanie z psychologiem, wyciągnąłem z tego wnioski. Trzeba podejść do tego spokojnie. Wiem, że wszyscy stoją za mną i więcej jest tych osób, którzy mi kibicują. Nie martwię się o to w ogóle. Chcę grać jak najlepiej dla zespołu, a to ile punktów zdobędę, to nie jest dla mnie istotne.
Do czasu kontuzji w Ostendzie Zamojski był na fali wznoszącej. Zdaje się, iż po tym incydencie już się nie przełamał i być może to jest powodem jego aktualnej dyspozycji. - Wszyscy, którzy są związani ze sportem muszą zrozumieć, że to wygląda tak, że gdy grasz świetnie to wszyscy cię kochają, a gdy grasz dno, to od razu idzie fala krytyki. Taki moment spotyka każdego sportowca i teraz dopadł mnie i trwa bardzo długo. Pierwszy raz złapał mnie taki dołek, kiedy gram słabo i przyznaję się do tego, ale wiem, że ciężką pracą wrócę na dobre tory - powiedział z nadzieją.
Sportowiec opowiedział na koniec o atmosferze na treningach po tym jak ciągle mówi się o ścięciu głowy trenera czy wymienieniu graczy. - Jest normalnie. Wiemy, że jeśli nic się nie zmieni, to z tej drużyny, która ma ogromny potencjał, nic nie będzie. Niektórzy gracze irytują się szybciej, inni wolniej. Potem to się przenosi, denerwuje się jeden na drugiego, drugi na trzeciego i tak dalej. Potem przenosi się to na parkiet i to wszystko widać - zakończył.
Będę trzym Czytaj całość
Janek Kos też użył przenośni z pięścią. :)