Gwiazdy od kuchni: Russell Westbrook

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

- Magic Johnson był moim ulubionym zawodnikiem w dzieciństwie - opowiada Russell Westbrook, rozgrywający Oklahoma City Thunder. - Oglądałem go na wideo. Ten gość wyczyniał fantastyczne rzeczy.

W tym artykule dowiesz się o:

Long Beach, Kalifornia. To w tym mieście na wybrzeżu Pacyfiku, liczącym prawie pięćset tysięcy mieszkańców, mieści się jeden z największych portów kontenerowych na świecie. Także tam znajduje się słynny tor wyścigowy, na którym w 1982 roku Niki Lauda zwyciężył w jednej z Grand Prix Formuły 1. Bliskość Los Angeles sprawia natomiast, że większość koszykarskich kibiców z Long Beach jest fanami Lakersów, którzy na przestrzeni ostatnich trzydziestu pięciu lat aż dziesięciokrotnie sięgali po mistrzostwo NBA. - Moi rodzice kibicowali zawzięcie Jeziorowcom, ale ja nie byłem aż tak zatwardziałym fanem tego zespołu - mówi Westbrook, który przyszedł na świat 12 listopada 1988 roku jako syn Russella seniora oraz Shannon Horton. - Byłem zwyczajnym kibicem, jakich wielu. Uwielbiałem jednak koszykówkę, choć w dzieciństwie najbardziej lubiłem oglądać futbol. [ad=rectangle] Państwo Westbrookowie w niedługim czasie doczekali się drugiego potomka, Raynarda, po czym przenieśli się do innego miasta będącego częścią aglomeracji Los Angeles - niewielkiego Hawthorne. Senior dopiero co wyszedł z więzienia, gdzie trafił za handel narkotykami, i nagle postanowił zmienić swoje życie. Czarnoskóra rodzina nie miała specjalnie komfortowych warunków, gdyż zamieszkała w getcie. Choć sytuacja wydawała się ciężka, Russell junior swojego dzieciństwa wcale nie wspomina jako niekończącego się koszmaru. - Nie mogę powiedzieć, że było źle - zwierza się. - To pomogło mi dorosnąć. Trzymałem się z dala od kłopotów, a rodzice tłumaczyli mi, co jest dobre, a co złe. Miałem również młodszego brata, który był we mnie zapatrzony, więc za każdym razem musiałem się zastanowić, zanim coś zrobiłem. Spędzałem w domu dziewięćdziesiąt procent wolnego czasu. Na zewnątrz nie było dla mnie nic interesującego.

Okolica, w której wychowywał się Russell Westbrook nie była typową dzielnicą nędzy jak chicagowskie Englewood, gdzie dorastał Derrick Rose. Mieszkańcy Los Angeles często określają Hawthorne mianem "super getta" i uważają je miejsce za nieciekawe głównie ze względu na parszywą jakość powietrza, zatruwanego przez spaliny wytwarzane przez silniki statków z pobliskiego portu. Russell senior i Shannon uczciwie zarabiali na życie. Mężczyzna był zatrudniony w piekarni, a kobieta pracowała w stołówce szkolnej.

Starszy z braci w dzieciństwie miał opinię bardzo nieśmiałego. - Jako dziecko nie należałem do żadnej paczki kumpli - opowiada. - Zadawałem się tylko z bratem. Jestem w stanie otworzyć się przed kimś dopiero jak go bliżej poznam. Poza tym lubię siedzieć i obserwować to, co się wokół mnie dzieje. Raynard jest o dwa lata młodszy od Russella. Dziś to niewielka różnica, choć na początku lat dziewięćdziesiątych starszy zawsze musiał nad wszystkim czuwać. Chłopcy skoczyliby za sobą w ogień, lecz jak to bywa w rodzinie, niejednokrotnie dochodziło pomiędzy nimi do sprzeczek. - Było tak zazwyczaj, kiedy on zrzucał na mnie winę za coś, co sam zrobił - opowiada Russ, jak obecnego asa Oklahoma City Thunder nazywają znajomi. - Jednego razu wbrew zakazowi mamy graliśmy w domu w kosza i Raynard przewrócił wazon. Kiedy mama wróciła do domu, całą swą złość wyładowała na mnie, bo on wcześniej doniósł jej, że to moja wina.

Russell senior jest wielkim fanem sportu, choć jako zawodnik nigdy nie konkurował na wysokim poziomie. Jego ulubionymi dyscyplinami są: futbol amerykański, koszykówka oraz boks. To on zachęcał swojego starszego syna do oglądania meczów Lakersów oraz pokazywał mu taśmy z lat osiemdziesiątych, na których miał zarejestrowane występy Magica Johnsona. Chłopak w wieku siedmiu lat zaczął chadzać z ojcem do Ross Synder Park, gdzie senior grywał w basket na świeżym powietrzu lub w sali gimnastycznej. Po meczu ojciec ćwiczył z synem rzuty do kosza. - Russell był zawsze niesamowicie skoncentrowany - opowiada Reggie Hamilton, pierwszy trener chłopaka. - Nic go nie rozpraszało. Już w bardzo młodym wieku wiedział, co chce osiągnąć. Właśnie dlatego teraz znajduje się tam, gdzie się znajduje.

Russ zakochał się w koszykówce od pierwszego wejrzenia. Właściwie wychowywany przez rodziców, w ogóle nie interesował się pokusami czyhającymi na młodych ludzi na każdym kroku. Ojciec jako zapalony fan basketu nauczył chłopaka podstaw gry oraz wielu ciekawych elementów, które podpatrywał przed laty u Magica Johnsona. Tuż przed dziewiątymi urodzinami starszego z braci, Westbrookowie odwiedzili Jesse Owens Park, gdzie otwarto nową halę sportową. To właśnie tam senior rodu spotkał Reggiego Hamiltona, który wziął młodego Russella do swojej drużyny L.A. Elite. - Ten dzieciak był bardzo konkurencyjny jak na swój wiek - wspomina coach. - Nie lubił przegrywać i grało się przeciw niemu naprawdę ciężko.

W związku z tym, że Westbrookowie byli aktywni zawodowo, mogli sobie pozwalać na wakacyjne wyjazdy. Na wypoczynek najchętniej udawali się do San Diego, gdzie Russell junior najbardziej lubił odwiedzać zoo. - Kochałem patrzeć na lwy - mówi. - Zawsze z zaciekawieniem przyglądałem się tym wszystkim zwierzętom. Topowi koszykarze często jawią nam się jako nieustraszeni superbohaterowie, lecz mały Russ nie dość, że był nieśmiały, to jeszcze bał się... przejażdżek kolejką górską. - Kiedy miałem jedenaście lat, uświadomiłem sobie, że nie lubię rollercoasterów - zwierza się. - Zanim poszedłem do liceum, udało mi się jednak pokonać strach. Kiedy park rozrywki Six Flags uruchomił kolejkę o nazwie "Goliat", zmierzyłem się ze swoim lękiem. Wszystkie dzieciaki wokół pchały się do wagonów, więc nie chciałem być jedynym, który został na dole. W samym przejeździe najbardziej przerażał mnie hałas, jaki kolejka wydaje z siebie podczas podjazdu. Takie "klik, klik, klik, klik, klik!". Po wszystkim okazało się jednak, że to nie jest takie straszne.

Urodzony w Long Beach zawodnik obecnie uchodzi w NBA nie tylko za znakomitego rozgrywającego, ale i za króla mody. W dzieciństwie jednak nie mógł sobie pozwolić na żadne markowe ubrania. - Chodziłem do tych wszystkich pięknych sklepów w centrach handlowych, a potem zawijałem tyłek do domu - opowiada z uśmiechem na ustach. - Mama zawsze kupowała nam ciuchy i gdy nadchodził czas pójścia do szkoły, za każdym razem byliśmy schludnie ubrani. Kiedy poprosiłem o coś rodziców, oni zawsze starali się mi to zapewnić, ale oczywiście nigdy nie prosiłem na przykład o Jordany, bo wiedziałem że nas na taki wydatek nie stać.

Russell Westbrook
Russell Westbrook

W 2002 roku Russ rozpoczął naukę w szkole średniej i trafił do liceum im. Adolpha Leuzingera w Lawndale, leżącym nieopodal Hawthorne. Mierzący niespełna 173 centymetry oraz ważący 63 kilogramy chłopak kochał basket, ale nie miał wówczas zadatków na gwiazdora NBA. - Po parkiecie poruszał się naprawdę ślamazarnie - opowiada Reggie Morris, ówczesny trener Leuzinger Olympians. - Jego jedynym atutem było wielkie serce do gry. Ciągła chęć doskonalenia się oraz niezłomność pozwoliły Russellowi na czynienie postępów wbrew łatce, która do niego przylgnęła. Chłopak nie bał się konkurować z rywalami wyższymi o ponad dwadzieścia centymetrów i choć przez dwa pierwsze lata nauki w liceum nie zagrał ani jednego spotkania w pierwszym zespole, to nie próżnował nawet w letnie wakacje, grając w lidze AAU. - Wiele podróżowaliśmy - wspomina. - Podczas tych wycieczek wraz z kolegami wycinaliśmy sobie nawzajem różne numery. Kiedy miałem czternaście lat, razem z kumplem zrobiliśmy coś naprawdę przedniego. Zdobyliśmy zapasowe klucze do wszystkich pokojów, w których byliśmy zameldowani na czas wyjazdu. Gdy wszyscy usnęli, tak gdzieś około drugiej nad ranem, zakradliśmy się do każdego pomieszczenia i położyliśmy wszystkim kolegom lód na twarzach. Rano wszyscy o tym gadali, ale nikt nie wiedział, że to nasza sprawka. Mieliśmy z tego niezły ubaw.

Kiedy Russell Westbrook był na początku swojej przygody z Leuzinger Olympians, nikt się nim specjalnie nie interesował, gdyż wszyscy skupiali swój wzrok na jego przyjacielu, Khelceyu Barrsie, który grał na pozycji niskiego skrzydłowego i otrzymał właśnie ofertę stypendium sportowego na uczelni DePaul. Młody chłopak już jako drugoroczniak błysnął swoim talentem, osiągając średnie 18 punktów oraz 11 zbiórek na mecz. Russ oraz Khelcey dorastali w tej samej okolicy i byli niemal nierozłączni. Mieli plan, żeby po liceum kontynuować naukę na tym samym uniwersytecie, dzięki czemu mogliby wciąż występować w jednym teamie. Niestety nigdy nie udało im się go zrealizować. Pewnego dnia podczas rutynowej gierki na terenie L.A. Southwest College Barrs nagle zasłabł. Cierpiący na przerost mięśnia sercowego nastolatek został przetransportowany do szpitala w Iglewood, gdzie jednak stwierdzono jego zgon.

Śmierć najlepszego kumpla wywarła na zaledwie piętnastoletnim Westbrooku ogromne wrażenie. Wydawało się, że młodzieniec w jednej chwili przestał być chłopcem i stał się mężczyzną. Na parkiecie starał się za dwóch, chcąc zastąpić Khelceya. Co tydzień pojawiał się u babci zmarłego przyjaciela, żeby wyrzucić jej śmieci, tak jak to robił Barrs. - W pewnym sensie czułem się tak, jakbym grał dla niego - opowiada Russ. - Rozgrywaliśmy zwykły sparing, on nagle upadł i przepadł gdzieś w nicości. Zawsze myślę o nim i jego rodzinie. Westbrook przed każdym meczem Oklahoma City Thunder zakłada na nadgarstki po dwie gumowe opaski - pomarańczową z niebieskim napisem "KB3" oraz niebieską z pomarańczowym napisem "Dlaczego nie?". Pierwsza ku pamięci zmarłego kumpla, a druga symbolizuje jego życiowe motto. - To był mój najlepszy przyjaciel - dodaje. - Mieszkał naprzeciwko mnie i właściwie wszędzie chodziliśmy razem. Kiedy odszedł, zacząłem poważnie zastanawiać się nad swoim życiem. Gdy grałem, stawiając każdy krok starałem się dawać z siebie sto procent, bo wiedziałem, że kiedy on był na parkiecie, to nigdy nie odpuszczał. Podczas każdego spotkania daję z siebie wszystko, bo człowiek nigdy nie może być pewien, co spotka go następnego dnia.

Westbrooka już od dziecka charakteryzowała wysoka etyka pracy. Jego ojciec w młodości należał do gangu, ale gdy wyszedł z więzienia, postanowił że nie pozwoli, żeby jego synowie zeszli na złą drogę. Dla seniora podobnie jak dla juniora impulsem do działania okazała się tragiczna śmierć kolegi. Russell senior zabierał swojego starszego syna na każdy osiedlowy mecz, w którym uczestniczył. Gdy czas gry dobiegał końca, nawet przez dwie godziny potrafił ćwiczyć z pierworodnym rzuty z półdystansu. Chłopak przez ten czas oddawał ponad pięćset prób, bo trening kończył się dopiero po trzech celnych rzutach z rzędu ze wszystkich wyznaczonych przez tatę miejsc na boisku. - Potrafiliśmy ćwiczyć godzinami i wydaje mi się, że to jeden z elementów, dzięki którym Russ zaszedł aż tak daleko - mówi ojciec koszykarza. - Dodatkowo to sprawiało mu przyjemność. Pamiętam, że podczas jednych świąt Bożego Narodzenia wypalił nagle: "tato, chodźmy porzucać!". Chciał iść na boisko zaraz po powrocie z kościoła.

Ciężki trening zawsze popłaca. Westbrook w trzeciej klasie liceum wreszcie przebił się do pierwszego zespołu Leuzinger Olympians, zdobywając średnio 12 punktów, 4,7 zbiórki, 1,8 asysty oraz 2,3 przechwytu. Jego drużyna zakończyła rozgrywki z ujemnym bilansem, ale on i tak mógł być z siebie dumny, bo z nikomu nieznanego gościa stał się zawodnikiem mogącym liczyć na stypendium sportowe na którejś z uczelni. W lecie osiągnął 191 centymetrów wzrostu, tyle ile mierzy dziś, a także otrzymał pierwsze listy rekrutacyjne z koledżów. Podczas tamtych wakacji pojechał również ze swoją drużyną z ligi AAU na turniej do Las Vegas, gdzie po raz pierwszy usłyszeli o nim skauci spoza Los Angeles i okolic. - Westbrook grał w zespole, o którym nikt nic nie wiedział - wspomina Ron Montoya, dyrektor turnieju. - Nikt nie słyszał ani o jego drużynie, ani o nim samym. Tamtego dnia na trybunach byli jednak przedstawiciele UCLA i z miejsca zaoferowali mu stypendium.

W kampanii 2004/05, ostatniej na licealnych parkietach, Russ prezentował się tak jak przystało na chłopaka z perspektywami, notując 25,1 "oczka", 8,7 zebranej piłki, 2,3 asysty i 3,1 przechwytu. Olympians nie wygrali żadnego tytułu, ale on jeszcze przed rozpoczęciem nauki w ostatniej klasie wiedział, że swoją drogę do mistrzostwa będzie kontynuował na UCLA, czyli uczelni, o której cały czas marzył Khelcey Barrs. Warto jednak dodać, że koszykarskie stypendium nie było jedyną opcją, którą rozważał młodzieniec. Chłopak uwielbiał matematykę i brał pod uwagę kontynuowanie edukacji na Uniwersytecie Stanforda. - Miałem świadectwo z wyróżnieniem i szóstą czy siódmą średnią w swojej klasie - opowiada. - Z tego powodu myślałem o pójściu na Uniwersytet Stanforda. To znaczy marzyłem o grze w koszykówkę, ale moi rodzice zawsze powtarzali: "bez szkoły będziesz miał związane ręce". Z tego powodu zacząłem bardziej przykładać się do nauki, jednocześnie grając w basket. Rozważałem pójście na Uniwersytet Stanforda, a dziekan zapewniał mnie, że moje stopnie na to pozwolą. Uczelnia ta jednak nie chciała mnie w swojej drużynie koszykówki.

Urodzony w Long Beach zawodnik wierzył, że tylko dzięki ciężkiej pracy osiągnie założone cele. Na trening zawsze przychodzi pierwszy, a wchodzi z sali jako ostatni. Gdy był krytykowany, nie przejmował się i robił swoje. UCLA to największy uniwersytet w stanie Kalifornia, na którym kształci się prawie czterdzieści tysięcy studentów. Tamtejsza drużyna koszykarska, Bruins, to jedenastokrotni mistrzowie NCAA, w barwach których występowały takie sławy jak Kareem Abdul-Jabbar, Gail Goodrich, Reggie Miller, Bill Walton czy Jamaal Wilkes. Ciężko nie czuć żadnej presji, kiedy przychodzi ci się mierzyć z taką historią.

Westbrook aż do wakacji poprzedzających ostatnią klasę liceum nie potrafił wykonać wsadu do kosza. Przez rok poczynił wielkie postępy we wszystkich elementach gry, lecz w sezonie 2006/07 trener Niedźwiadków, Ben Howland, korzystał z usług pierwszorocznego rozgrywającego tylko okazjonalnie. Liderami zespołu byli Arron Afflalo, Josh Shipp i Darren Collison, a Russ nie wyróżniał się z tłumu. Gdy przychodziło mu rozmawiać z mediami, spuszczał głowę w dół i odpowiadał krótkimi zdaniami. Bruins wypracowali bilans 30-6, najlepszy w konferencji Pacific-10, docierając aż do półfinału NCAA, gdzie musieli uznać wyższość Florida Gators z Lee Humphreyem, Joakimem Noah, Coreyem Brewerem oraz Alem Horfordem w składzie. Russell spędzał na parkiecie średnio tylko 9 minut, zdobywając przez ten czas 3,4 punktu, 0,8 zbiórki, 0,7 asysty oraz 0,4 bloku. Nie są to oczywiście imponujące notowania, lecz szkoleniowcy mimo wszystko byli zadowoleni z tego jak rozgrywający wywiązywał się z powierzonych mu zadań. - On zawsze robił to, o co go prosiłem - mówi Kerry Keating, ówczesny asystent głównego coacha.

Russell Westbrook
Russell Westbrook

- Jestem szybszy i silniejszy niż w ubiegłym sezonie - ogłosił Westbrook przed startem rozgrywek 2007/08. - Przytyłem ponad trzy kilogramy i oddawałem każdego dnia nawet po osiemset rzutów. Podczas treningów grałem na pozycji rozgrywającego przeciwko Darrenowi Collisonowi. Jak więc mógłbym nie być dobrze przygotowany? Russell trenował rzuty do kosza wszędzie, gdzie się dało. Jego ojciec kończył pracę o 14:30, a o 15:00 był już z synem na boisku. W ćwiczeniach tych uczestniczył również Reggie Morris, licealny trener Westbrooka, pomagając mu poprawić technikę rzutu. - Pamiętam dosłownie wszystko, co mi się przytrafiło - mówi Russ. - Grzanie ławy w liceum i grzanie ławy na uczelni. Nigdy tego nie zapomnę i właśnie te wspomnienia motywują mnie do ciężkiej pracy każdego dnia.

W kampanii 2007/08 siłę napędową niedźwiadków stanowili Russell Westbrook, Darren Collison oraz Kevin Love. Drużyna z Kalifornii dysponowała składem mogącym walczyć o najwyższe laury, lecz z turniejem NCAA znów pożegnała się na etapie półfinału, ulegając Memphis Tigers z Derrickiem Rosem 63:78. Pod względem indywidualnym dla urodzonego w Long Beach rozgrywającego sezon był jednak udany, gdyż jego statystyki poszybowały wyraźnie w górę. Westbrook notował średnio 12,7 punktu, 3,9 zbiórki, 4,3 asysty oraz 1,6 przechwytu. Zawodnik Bruins spędzał na parkiecie aż 33,8 minuty. W kuluarach mówiło się jednak, że miał problemy z dyscypliną. Zresztą nie on jeden. Według relacji osób będących wówczas blisko drużyny, coach Niedźwiadków nie potrafił się dogadać ani ze swoimi asystentami, ani z zawodnikami. Doszło nawet do tego, że Russ podczas jednego ze spotkań nie chciał zejść z parkietu, więc trener zgłosił oficjelowi, że jego gracz ma na nogach skarpetki z logiem NBA, czego zabraniają przepisy NCAA. - Wydaje mi się, że wielu zawodników, którzy wybrali UCLA, nie miało możliwości w pełni pokazać swoich umiejętności - mówi dziś Westbrook. - Dopiero gdy stamtąd uciekli, ich talenty eksplodowały.

Po drugim roku na uczelni Russell miał dość współpracy z Benem Howlandem i postanowił przystąpić do draftu NBA. Eksperci porównywali go do Rajona Rondo i opisywali jako atletycznego combo guard z dużym zasięgiem ramion, niwelującym jego niski jak na zawodowego koszykarza wzrost. Westbrook na poziomie akademickim potrafił doskonale atakować kosz, ale świetnie radził sobie również w obronie. Wiele jego akcji podbijało Internet. 26 czerwca 2008 roku w nowojorskiej Madison Square Garden ogłoszono ostateczne wybory w drafcie. Z jedynką do Chicago Bulls powędrował Derrick Rose. Jako drudzy wybierali Miami Heat i postawili na Michaela Beasleya. Trzeci pick, O.J. Mayo, należał do Minnesoty Timberwolves, lecz w ramach wymiany wylądował on w Memphis Grizzlies. Czwórka przypadła natomiast Seattle SuperSonics, którzy od lipca przenosili się do Oklahoma City, zmieniając nazwę na Thunder. Włodarze Grzmotu rozważali dwie kandydatury: Brooka Lopeza oraz Russella Westbrooka. Ostatecznie postawili na tego drugiego. Gdy ubrany w jasny garnitur, białą koszulę i złoty krawat były rozgrywający UCLA Bruins ściskał dłoń komisarza NBA, Davida Sterna, wielu fanów basketu zastanawiało się, o co w tym wszystkim chodzi. - Czułem, że mogą mnie wybrać z czwórką z powodu wymian oraz innych niuansów - mówił na gorąco Russ. - Po prostu siedziałem i czekałem, kiedy wyczytają moje nazwisko. Stało się to dość wcześnie, z czego jestem bardzo zadowolony.

- To była decyzja poparta wieloma analizami - opowiada Ben Alamar, konsultant i analityk Thunder mający wpływ na zaangażowanie Westbrooka. - Ten zawodnik spodobał nam się z wielu powodów: osobowość, wydajność, dosłownie wszystko. Zadawaliśmy sobie jedynie pytanie, czy będzie mógł grać jako rozgrywający, gdyż w koledżu dość rzadko występował na tej pozycji. Nasza analiza wykazała, że Russell na pewno nie prezentował się tak jak Derrick Rose, ale był lepszym graczem niż Darren Collison czy O.J. Mayo. Dotrzymywał również kroku wielu topowym rozgrywającym.

Russ na parkietach NBA zadomowił się o wiele szybciej niż w liceum czy koledżu. W Oklahoma City Thunder niemal z miejsca stał się graczem pierwszej piątki, tworząc wybuchowy tercet z Kevinem Durantem oraz Jeffem Greenem. W sezonie 2008/09 pod okiem P.J. Carlesimo spisywał się na tyle dobrze, że załapał się do pierwszej piątki debiutantów. Zespół radził sobie jednak poniżej oczekiwań, więc w kolejnych rozgrywkach ekipę Grzmotu prowadził już Scott Brooks, a wzmocniony Jamesem Hardenem team wreszcie zaczął się spisywać niemal na miarę ambicji młodych i utalentowanych zawodników, osiągając bilans 50-32 i odpadając w pierwszej rundzie play-off's z Los Angeles Lakers. Westbrook występował na pozycji rozgrywającego, notując średnio 16,1 "oczka", 4,9 zebranej piłki, 8 kluczowych podań oraz 1,3 "kradzieży". Swoją postawą zwrócił uwagę Mike'a Krzyzewskiego, który zabrał go do Turcji na mistrzostwa świata, gdzie reprezentacja USA sięgnęła po złoty medal.

Apetyt rośnie w miarę jedzenia, a w Oklahoma City na rozgrywki 2010/11 udało się zbudować ekipę zdolną walczyć co najmniej o prymat na Zachodzie. Oprócz występującego z numerem "0" Westbrooka, znaleźli się w niej m.in. Kevin Durant, Jeff Green, Serge Ibaka, James Harden czy Thabo Sefolosha. Grzmot z bilansem 55-27 zajął czwarte miejsce na Zachodzie, a w play-off's dotarł aż do finału konferencji, ulegając dopiero 1-4 późniejszym mistrzom ligi - Dallas Mavericks z Dirkiem Nowitzkim na czele. Russ miał za sobą kapitalne rozgrywki, zakończone średnimi 21,9 punktu, 4,6 zbiórki 8,2 asysty oraz 1,9 przechwytu. Dzięki znakomitej postawie na parkiecie zagrał w lutowej All-Star Game w Los Angeles, a na koniec regular season znalazł się w drugiej piątce NBA. Rok później Thunder poszli za ciosem i dotarli aż do wielkiego finału, przegrywając w nim dość gładko z Miami Heat LeBrona Jamesa, Dwayne'a Wade'a oraz Chrisa Bosha. Westbrook zaczął więcej rzucać, a mniej podawać, przez co zdobywał więcej punktów, a mniej asyst. Niemniej jednak indywidualnie wciąż czynił postępy, dzięki czemu ponownie wziął udział w Meczu Gwiazd i trafił do drugiej piątki ligi. Latem natomiast Mike Krzyzewski zabrał go na igrzyska olimpijskie do Londynu, gdzie reprezentacja USA obroniła złoto wywalczone w Pekinie.

- Kiedy zachodzisz tak daleko i gdy jesteś tak blisko wygranej, ciężko przygotować się do następnego sezonu - mówił Russell przed startem kampanii 2012/13. Dodatkowo Grzmot przystąpił do kolejnych rozgrywek pozbawiony Jamesa Hardena, który miał dość pełnienia roli rezerwowego i przeniósł się do Houston Rockets, gdzie dodatkowo mógł liczyć na większą gażę. W regular season wydawało się jednak, że podopieczni Scotta Brooksa nie stracili zbyt wiele na odejściu brodacza, osiągając bilans 60-22, dający pierwsze miejsce na Zachodzie. W pierwszej rundzie play-off's poradzili sobie 4-2 z Houston Rockets, lecz w przedostatnim meczu serii Russ zerwał łękotkę w kolanie i musiał poddać się operacji, która wykluczyła go z dalszych zmagań. Bez niego Thunder nie byli już tą samą drużyną, odpadając w półfinale konferencji po porażce 1-4 z Memphis Grizzlies. Russ zakończył rozgrywki z imponującymi średnimi: 23,2 punktu, 5,2 zbiórki 7,4 asysty oraz 1,8 przechwytu, po raz trzeci z rzędu występując w All-Star Game i trafiając do drugiej piątki NBA.

Russell Westbrook
Russell Westbrook

Westbrook powrócił na parkiet już na początku kampanii 2013/14, głodny zwycięstw i sięgnięcia wreszcie po mistrzowski pierścień, na który wciąż silna ekipa Grzmotu niewątpliwie miała szanse. Jego agresywny styl gry sprawił jednak, że dawała mu się we znaki opuchlizna, która nie chciała zejść z kolana pomimo regularnych drenaży limfatycznych. Pod koniec grudnia 2013 roku ogłoszono, że zawodnik przejdzie kolejną operację, która wykluczy go z gry na około dwa miesiące. Rozgrywający wrócił na parkiet 20 lutego na starcie z Miami Heat, lecz nie był to udany powrót. Russ rzucił wprawdzie 14 "oczek", ale przy dramatycznej skuteczności 3/11 z pola. Dodatkowo Thunder polegli wówczas przed własną publicznością różnicą aż dwudziestu dwóch "oczek". W ostatecznym rozrachunku kontuzja przyniosła jednak tylko niewielki regres w jego statystykach, a drużyna znów liczyła się w walce o najwyższe laury, polegając dopiero w finale Zachodu z późniejszymi czempionami ligi - San Antonio Spurs napędzanymi przez Tony'ego Parkera, Tima Duncana, Manu Ginobiliego oraz Kawhiego Leonarda.

- Wierzę, że Russell Westbrook to najlepszy rozgrywający na świecie - mówi Scott Brooks. - Obserwuję jego każdy trening i widzę, że on poświęca naprawdę wiele czasu, żeby tak go postrzegano. Słowa coacha Grzmotu potwierdzają notowania filigranowego zawodnika w play-off's 2013/14, gdzie wystąpił on w 19 meczach, notując średnio 26,7 punku, 7,3 zbiórki i 8,1 asysty. - Stawiając każdy krok na parkiecie mam w głowie to, iż jestem najlepszym rozgrywającym na świecie - mówi Russ. - To jest mój sposób myślenia, który praktykuję od czasów studenckich. Brooks dodaje: - Westbrook wkłada wiele wysiłku oraz energii w doskonalenie się. Dużo od siebie wymaga, czuje się odpowiedzialny za kolegów z drużyny i dzięki temu ciągle staje się lepszy. To atleta, ale przy tym posiada doskonałe umiejętności.

Urodzony w Long Beach koszykarz nie wywodzi się z bogatej rodziny, a wychował się w miejscu, w którym zdecydowanie łatwiej zostać gangsterem niż zawodowym sportowcem. Tymczasem w 2012 roku nabył w leżącym niedaleko Oklahoma City Edmond posiadłość wartą prawie dwa miliony dolarów. Podczas czterech pierwszych sezonów na parkietach ligi zawodowej zarobił ponad szesnaście milionów "zielonych", a w styczniu podpisał nowy, pięcioletni kontrakt z Grzmotem, opiewający na ponad siedemdziesiąt pięć milionów "baksów". Rozgrywający ekipy z Chesapeake Energy Arena zarabia jednak nie tylko grając w basket. O jego wizerunek walczą najpotężniejsze korporacje na świecie, a zawodnik reklamuje produkty takich gigantów jak m. in. Nike, Foot Locker, Subway czy U.S. Celluar. Zgromadzony przez Westbrooka majątek pozwoli na dostatnie życie kolejnym pokoleniom jego rodziny, lecz gracz Thunder nie jest typem samoluba, dlatego w 2012 roku uruchomił fundację "Dlaczego nie?", której nazwa nawiązuje do jego życiowego motta. Organizacja ta przede wszystkim pomaga dzieciakom z biedniejszych rodzin w uzyskiwaniu dostępu do pomocy dydaktycznych, na które mogą sobie pozwolić jedynie zamożni rodzice. - "Dlaczego nie?" to rodzaj motta, którym kieruję się w życiu - mówi Russ. - Wydaje mi się, że ta fundacja jest dobrą inicjatywą, dzięki której dzieciaki z biedniejszych dzielnic będą miały szansę na pójście do dobrej szkoły czy koledżu. Chciałbym, żeby tak jak ja miały możliwość robienia w życiu tego, co sprawia im przyjemność. Westbrook traktuje Oklahoma City nie tylko jako miejsce pracy. Związał się z tym miastem emocjonalnie, co pokazuje działalność jego fundacji oraz to jak angażuje się w różne inicjatywy społeczne. Z okazji Święta Dziękczynienia regularnie serwuje posiłek dla około siedmiuset dzieciaków, których rodziców nie stać na żaden specjalny, świąteczny poczęstunek. - To dla mnie błogosławieństwo, że jestem w takim, a nie innym położeniu - mówi koszykarz. - Robienie czegoś dla tych dzieciaków to z mojej strony pewien rodzaj podziękowania za to wszystko, co mnie spotkało.

We wrześniu 2014 roku Russell Westbrook oświadczył się swojej długoletniej partnerce - Ninie Earl. Para poznała się na UCLA, gdzie wspólnie studiowała i grała w koszykówkę. Chłopak postanowił postawić na sport i po dwóch latach odszedł z uczelni, a dziewczyna zdobyła licencjat i podjęła studia magisterskie z psychologii. - To mądra dziewczyna - mówi zawodnik Thunder o swojej wybrance. - Wie, co chce robić w życiu i co lubi. Dzięki temu świetnie się dogadujemy. Po otrzymaniu pierścionka zaręczynowego wykonanego przez Jason of Beverly Hills i wartego około siedemset tysięcy dolarów, młoda kobieta oniemiała z radości i natychmiast opublikowała zdjęcie tego cacka na Instagramie. Podobnie zresztą uczynił sam koszykarz.

Jaki jest Russ prywatnie? - Wypoczywam w domu - opowiada. - Sporo gram w kręgle i gry wideo. Chodzę na zakupy i spotykam się z bratem oraz rodzicami. Jesteśmy ze sobą bardzo blisko. Oni mieszkają w Los Angeles, ale bardzo często mnie odwiedzają. Ja też do nich jeżdżę. Mamy takie swoje miejsce w pobliżu UCLA, do którego lubimy zaglądać. Zawsze się wtedy dobrze bawimy. Uwielbiam spędzać czas z moją rodziną, bo wtedy jestem najszczęśliwszy. Te słowa sprawiają, że Westbrook jest przeciwieństwem wielu utalentowanych sportowców, którzy choć wyrwali się z nieciekawej okolicy, to nie zerwali z destrukcyjnym towarzystwem. Prawdopodobnie to zasługa rodziców Russella, którzy pilnowali, żeby syn trzymał się z dala od kłopotów. Nie bez znaczenia jest również introwertyczny charakter wciąż młodego gwiazdora basketu. - Moje grono najbliższych osób nie jest duże - zwierza się Russ. - Należą do niej mama, tata, brat, narzeczona oraz najlepsi kumple z liceum oraz zespołu z ligi AAU. Koszykarz uwielbia jeść tosty, hamburgery, frytki oraz... suma. Nie pogardzi również dobrym filmem, a jego faworytem jest "Colombiana" z 2011 roku.

Russell Westbrook w dzieciństwie nie mógł sobie pozwolić nawet na nową parę Jordanów, ale dziś uchodzi w NBA za największego modnisia. Jego coraz nowsze stylizacje jednych zachwycają, a innych wręcz śmieszą. Ba, ta druga grupa chyba stanowi większość. - Bazuję na rzeczach, w których moim zdaniem dobrze wyglądam - mówi rozgrywający ekipy z Oklahoma City. - To się zmienia w zależności od mojego samopoczucia czy dnia tygodnia. Robię sporo zakupów w Internecie. Podczas spotkań wyjazdowych często odwiedzam centra handlowe. Czasem chadzam do nich bez obstawy, a czasem w towarzystwie ochroniarza. Lubię marki Zara, Barneys, Harvey Nichols, Selfridges czy Nordstrom. Często poluję na okazje. As Thunder zapewnia, że przed wyjściem z domu konsultuje swój ubiór z kimś z rodziny, ale znając go można mieć wrażenie, że nie zawsze bierze czyjeś zdanie pod uwagę. Pytany o to wszystkiemu jednak zaprzecza: - Nie dbam o opinię ludzi z zewnątrz, ale rodzina to rodzina.

Russ ze względu na swój efektowny styl gry ma mnóstwo kibiców, lecz i równie wielu antyfanów, którzy wytykają mu niską skuteczność rzutów, niedostrzeganie lepiej ustawionych kolegów oraz podejmowanie wielu zbytecznych prób zdobycia punktów. W środowisku kibiców Thunder wielokrotnie dało się słyszeć głosy, że Kevin Durant potrzebuje obok siebie prawdziwego rozgrywającego, a nie kolesia rzucającego często i ze skutecznością wyraźnie poniżej 50-procent. Westbrook jednak nominacji do Meczów Gwiazd i drugiej piątki ligi nie otrzymywał za darmo, a to ile znaczy dla teamu pokazały play-off's 2013, w których jego brak był aż nadto widoczny. - Powtarzam, nie przejmuję się słowami ludzi z zewnątrz - Russell komentuje zarzuty wobec swojej osoby. - Jeśli o tobie w ogóle nie gadają, to coś jest z tobą nie tak, zwłaszcza w świecie basketu.

Russell Westbrook
Russell Westbrook

Przed startem kampanii 2014/15 Russ miał nadzieję, że wreszcie wyczerpał limit pecha, i że tym razem wszystko ułoży się szczęśliwie nie tylko dla niego samego, ale i dla całego teamu z Oklahoma City. W połowie października okazało się jednak, że Thunder przez długi czas będą musieli sobie radzić bez Kevina Duranta, który podczas treningu doznał złamania kości śródstopia. Nie minęły dwa tygodnie, a na listę kontuzjowanych trafił ponownie również Russell Westbrook. W drugim meczu sezonu zasadniczego przeciwko Los Angeles Clippers rozgrywający Grzmotu podczas walki o zbiórkę zderzył się z Kendrickiem Perkinsem i... złamał kość śródręcza prawej dłoni. Rehabilitacja ma mu zająć kilka tygodni, a pozbawieni swoich dwóch największych gwiazd Thunder notują tak fatalne występy, że po ich powrocie na parkiet mogą mieć spore problemy z odrobieniem strat i awansem do play-off's. Nic jednak nie jest niemożliwe, a Russell Westbrook będzie miał po raz kolejny okazję do wprowadzenia w życie swojego motta, które brzmi "dlaczego nie?".

Bibliografia: Sports Illustrated, Los Angeles Times, The Seattle Times, Las Vegas Sun, espn.go.com, gq.com, bleacherreport.com, dailythunder.com, newsok.com, sikids.com, gazettes.com, worldsportswag.com, nba.com, sports-reference.com, basketball-reference.com.

Poprzednie odcinki: Gwiazdy od kuchni: James Harden Gwiazdy od kuchni: Blake Griffin Gwiazdy od kuchni: Derrick Rose Gwiazdy od kuchni: Luis Suarez Gwiazdy od kuchni: Sergio Aguero

Źródło artykułu:
Komentarze (4)
avatar
Bubas
25.11.2014
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
"Mimo wszystko to bardzo barwna postać tej ligi :)" Musisz w końcu opisać jakiegoś mega nudziarza, wiecznego rezerwowego z hemoroidami od ławki. Możemy głosować. Warunek - min. 5 sezonów w lidz Czytaj całość
avatar
Bubas
25.11.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Nie przepadam za jego grą. Dużo wiatru. Chociaż nie można mu odmówić niezwykłej fizyczności. RW był wybitnie wytrzymały na początku kariery w NBA. Z tego co kojarzę do momentu niefortunnej kont Czytaj całość