Pierwsze, historyczne derby między Anwilem Włocławek a Polfarmexem Kutno zakończyły się pewnym i bezapelacyjnym zwycięstwem Rottweilerów. Zawodnicy Predraga Krunicia rozegrali najlepsze spotkanie w sezonie w ataku, a dodatkowo utorowali sobie drogę do zwycięstwa poprzez zatrzymanie lidera kutnian, Kwamaina Mitchella. Spora grupa (szacując, między 200 a 300 osób) kibiców z Kutna, która przyjechała do Hali Mistrzów, musiała wracać do domów niezadowolona.
[ad=rectangle]
- Z pewnością fani na trybunach zaprezentowali się lepiej, niż my na parkiecie, bez dwóch zdań. Do przerwy graliśmy na tragicznej skuteczności, aczkolwiek i całe spotkanie zakończyliśmy w tym względzie bardzo słabo - powiedział Jarosław Krysiewicz, trener beniaminka Tauron Basket Ligi.
Do przerwy Polfarmex trafił tylko 11 z 30 rzutów z gry (czyli 37 procent skuteczności), natomiast włocławianie oddali tylko jeden rzut więcej, ale trafili aż 21 prób (68 procent). To pokazuje dysproporcję w grze defensywnej między obydwoma zespołami.
- Przy takiej samej liczbie rzutów oddanych w pierwszej połowie przez dwie drużyny, Anwil trafił o 10 rzutów więcej i dzięki temu kontrolował ten mecz, ustawiając sobie jego przebieg. Niestety, jak oglądałem ten mecz to miałem wrażenie, że sylwester jeszcze trwa... - dodawał Krysiewicz.
Przegrana Polfarmexu oznacza, że obecnie obie drużyny legitymują się takim samym bilansem (6-8), lecz to kutnianie spadli w tabeli - na 10. miejsce. - To kolejna dobra lekcja dla nas. Anwil grał mocno w obronie i dobrze przygotował się do tego spotkania od strony taktycznej. Zabrakło u nas determinacji, skuteczności i stąd takie wysokie zwycięstwo drużyny gospodarzy - stwierdził szkoleniowiec Polfarmexu.
Warto dodać, że dla Jarosława Krysiewicza powrót do Włocławka był meczem sentymentalnym. Obecny trener Polfarmexu grał w barwach Nobilesu w sezonie 1995/1996. Korzystając z konferencji prasowej, 49-letni trener przypomniał jedno z najbardziej dramatycznych spotkań, jakie rozegrał w barwach Nobilesu.
W grudniu doszło bowiem do starcia z chorwackim Zrinjevacem Zagrzeb. Przy stanie 82:81 na kilka sekund przed końcem spotkania arbitrzy pogubili się, niekontrolując liczby fauli zespołów, a także liczby fauli poszczególnych zawodników. W efekcie... zawiesili mecz na kilkadziesiąt minut.
- Zawsze z dużym sentymentem wracam do Włocławka. Spędziłem tutaj jeden sezon, ale emocji było wiele. Większość starszych kibiców pamięta słynne spotkanie ze Zrinjevacem. Mecz trwał chyba z trzy godziny, ja stałem na środku parkietu z piłką chyba z 25 minut i miałem milion myśli w głowie przed dwoma rzutami wolnymi. Sprawa była jasna. Rzucam dwa, praktycznie wygrywamy mecz w Pucharze Europy. Rzucam jeden, może wygrywamy, a może dogrywka, nie trafiam nic - szybko biegnę na parking, jadę do domu, pakuję torbę i wyjeżdżam z Włocławka - wspomniał Krysiewicz, kończąc swoją wypowiedź.
Dajemy w pierwszej kwarcie przeciwnikowi odskakiwać z sekundy na sekundę... a co się robi w takich sytuacjach Czytaj całość