Spotkanie od samego początku układało się pod dyktando rywala, a ekipa z Olajuwonem w składzie kompletnie nie radziła sobie w ofensywie, gdyż "Big Man" pilnował "pomalowanego" niczym twierdzy. W pewnym momencie jednak w Hakeema wstąpiły dodatkowe siły i center z Lagos efektownie zablokował rzut bardziej doświadczonego oponenta. Wszyscy wokół przecierali oczy ze zdumienia, gdyż "Big Man" chętnie rozdawał "czapy", lecz niemal nigdy ich nie otrzymywał, a już na pewno nie od żółtodziobów. Po udanej akcji w obronie Olajuwon zyskał niesłychaną pewność siebie i do końca potyczki to on dominował na boisku. Co najważniejsze, jego drużyna odniosła zwycięstwo, o którym rozpisywały się wszystkie gazety w Lagos. Dzięki temu młody koszykarz uwierzył, że gra w basket rzeczywiście może mu pomóc w spełnieniu marzeń i wyjeździe na studia do Stanów Zjednoczonych.
Po powrocie z turnieju krajowego Hakeem cały swój czas poświęcał koszykówce. W szkole pozwalano mu urywać się z lekcji na Stadion Narodowy, gdzie każdego dnia grał mecze z kolegami z reprezentacji stanu. Zasady były takie, że zwycięski team zostawał na boisku i mierzył się z następnym w kolejce. Olajuwon z tygodnia na tydzień radził sobie coraz lepiej, w związku z czym nadszedł czas, że potrafił grać przez cztery lub pięć godzin bez przerwy. Pewnego razu zauważył stojącego przy linii bocznej bardzo wysokiego mężczyznę. Okazało się, że to Richard Mills - Amerykanin działający na zlecenie rządowej komisji zajmującej się drużynami narodowymi oraz olimpijczykami. - Od kiedy grasz w basket? - zagadnął w końcu Hakeema. - Dopiero od kilku miesięcy - odparł rosły młodzieniec. - Dobry jesteś - kontynuował nieznajomy. - Mogę cię podwieźć do domu? - Spoko, chętnie - chłopak w ogóle nie protestował. Normalnie młodzi ludzie podchodzą do podobnych osób ze sporą nieufnością, ale środkowy Muslim Teachers College był zachwycony tym, że ktoś mający coś wspólnego ze Stanami Zjednoczonymi się nim zainteresował.
Mills po przybyciu do Nigerii i objęciu stanowiska trenera reprezentacji zmienił nazwisko na Olawale, co w lokalnym języku oznacza "z powrotem w domu". "Olajuwon" znaczy natomiast "zawsze na szczycie", co idealnie pasuje do sportowca o wielkich ambicjach. Gdy samochód zaparkował pod domem Olajuwonów, Richard poprosił Hakeema o spotkanie z jego rodzicami. - Wasz syn jest wyjątkowy - zaczął zaraz po przywitaniu się z Salamem i Abike. - Widzieliście kiedykolwiek jak gra w koszykówkę? Małżonkowie przecząco pokręcili głowami. - To będzie wielki gracz - dodał. - Pewnego dnia wyjedzie na studia do Ameryki i będzie tam grać. Gdy Richard wypowiedział słowo "Ameryka", Hakeem otworzył szeroko usta i nie mógł wydusić z siebie ani jednego słowa. Jego rodzice również oniemieli ze zdumienia. Oczywiście wiedzieli, że ich syn ma talent do basketu, lecz nie mieli pojęcia, że w ciągu kilku miesięcy sprawy zaszły tak daleko.
Po rozmowie z amerykańskim szkoleniowcem, Olajuwon następnego dnia miał się zgłosić na trening drużyny narodowej. Od momentu gdy zaczął na poważnie traktować koszykówkę, starał się znaleźć jak najwięcej informacji o tym sporcie i dowiedział się, że silniejszego zespołu niż reprezentacja w Nigerii po prostu nie ma. Niestety mecze basketu nie były pokazywane w krajowej telewizji, więc musiał polegać na wiedzy wyczytanej w gazetach lub zaczerpniętej od znajomych. Niemniej jednak fakt jest taki, że do tej pory grywał tylko na świeżym powietrzu, na boiskach o nawierzchni cementowej lub asfaltowej, a teraz miał okazję trenować w hali na najprawdziwszym parkiecie - tak jak to robią najlepsi.
Już podczas pierwszych zajęć Hakeem poznał wszystkich kolegów z nowego teamu. Z tłumu najbardziej wyróżniał się Yommy Sangodeyi, nazywany przez resztę "Yommy Basket" z tego względu, że niemal każdy oddany przez niego rzut okazywał się celny. Zawodnik ten mierzył 208 centymetrów i wydawał się wyższy oraz potężniejszy od i tak będącego już sporych rozmiarów Olajuwona. Gdy zajęcia się rozpoczęły, młody center zobaczył jak wiele jeszcze musi się nauczyć, zanim wyjedzie do wymarzonej Ameryki. - Oni biegają tak szybko i są tak silni - myślał sobie, będąc jak dziecko ogrywanym przez niekiedy o kilkanaście lat starszych kolegów. Trenerzy widzieli, że Hakeem musi popracować nad wieloma elementami, jednak mimo wszystko byli z niego zadowoleni. - On jest naprawdę niezły - rzekł Richard Mills do swojego asystenta, Olivera Johnsona, po czym obaj zdecydowali się umieścić Olajuwona w dwóch kadrach narodowych: juniorów oraz seniorów. Dzięki temu perspektywiczny center miał mieć jak najwięcej okazji do zdobywania doświadczenia.
Choć urodzony w Lagos zawodnik postanowił w pełni skupić się na sporcie, rodzice dbali o to, żeby przypadkiem nie zaniedbał nauki. W związku z tym młodzieniec zaczął nagle cierpieć na niedobór wolnego czasu. Budził się jeszcze przed wschodem słońca, żeby odrobić zadania domowe, następnie wiele godzin spędzał w szkolnej ławce, po czym udawał się na trening, który kończył się dopiero po zmroku. Chwili wytchnienia nie miał nawet podczas letnich wakacji, gdyż wtedy kadra narodowa wyjechała na kilkutygodniowe zgrupowanie przed turniejami międzynarodowymi. Wszyscy zawodnicy byli zakwaterowani w hotelu i cały czas poświęcali koszykówce oraz ćwiczeniom wzmacniającym. - Każdego ranka przebiegaliśmy pięć kilometrów, po czym dźwigaliśmy ciężary - wspomina Olajuwon. - Następnie rozpoczynał się kilkugodzinny trening. Hakeem starał się jednak nie narzekać i posłusznie wypełniał wszystkie polecenia trenerów. Oprócz tego odbył wiele rozmów z Yommym Sangodeyi, który chętnie służył mu dobrą radą, gdyż wiedział, iż młodszy kolega to bardzo perspektywiczny gracz.
[nextpage]
Po zakończeniu zgrupowania center z Lagos wyjechał z kadrą na turnieje do Francji oraz Maroka. - Zdziwiło mnie to jak wielu naprawdę dobrych zawodników brało udział w tamtych zmaganiach - opowiada. - Prawie każdy zespół miał po kilku znakomitych graczy, często potężniejszych niż "Yommy Basket". W związku z poziomem prezentowanym przez rywali, Olajuwon miał obawy czy dane mu będzie zaprezentować się na parkiecie w jakimkolwiek spotkaniu. Los jednak sprawił, że Sangodeyi często miał problemy z faulami, a wtedy na boisku pojawiał się Hakeem. Choć jego gra daleka była jeszcze od ideału, trenerzy wyrażali entuzjazm, a po powrocie do domu wysłali go do kadry juniorskiej na przygotowania do turnieju w Angoli.
Doświadczenie zdobyte z seniorami zaprocentowało, gdyż podczas treningów juniorskiej reprezentacji Nigerii Olajuwon prezentował się zdecydowanie najlepiej z całej grupy. Miał szesnaście lat i mierzył 208 centymetrów przy wadze zaledwie około 90 kilogramów. Gdy przyszło do turnieju w Angoli, wreszcie dominował na parkiecie. W meczu przeciwko Togo uzbierał aż 60 punktów, dzięki czemu zaczęło się robić o nim głośno na całym kontynencie. Nigeryjczycy w zmaganiach dotarli aż do półfinału, ulegając Republice Środkowoafrykańskiej. Po odpadnięciu z imprezy Hakeem relaksował się w swoim pokoju. Nagle usłyszał pukanie do drzwi: - Hej, jakiś biały człowiek chce z tobą porozmawiać. Przybity porażką przyjął, że to pomyłka lub niesmaczny żart. Kilka minut później pod drzwi pokoju Olajuwona ktoś wsunął kartkę z wiadomością od Christophera Ponda - trenera drużyny, której ulegli Nigeryjczycy. Mężczyzna chciał pomówić z Hakeemem, a zbieg okoliczności sprawił, że wpadł na niego w hotelowej restauracji. - To prawda, że grasz dopiero od siedmiu miesięcy? - zagadnął. Młodzieniec potwierdził. - Chcesz iść na studia? - kontynuował, a rosły chłopak znów kiwnął twierdząco głową. - Nie idź na krajowy uniwersytet - poradził Pond. - Wyjedź do USA. Jeśli załatwię stypendium i wizę, to czy twoi rodzice będą mogli kupić ci bilet? Gdy Olajuwon usłyszał tamte słowa, po prostu nie mógł w nie uwierzyć. Stypendium na amerykańskiej uczelni było niespełnionym marzeniem większości młodych Nigeryjczyków, a wiza do "lepszego świata" stanowiła dokument prawie niemożliwy do otrzymania przez obywatela afrykańskiego państwa. Tymczasem białoskóry trener mówił o tym wszystkim jak o pójściu do sklepu po bułki.
- Christopher Pond pochodził z Karoliny Północnej i trenował w wielu krajach w Afryce - opowiada Hakeem. - Poradził mi, żebym nie wracał do Nigerii. Powiedział: "Będą starali się cię zatrzymać, żebyś dla nich grał. Ale ty powinieneś grać w Ameryce". Obiecał, że następnego dnia zabierze mnie do amerykańskiej ambasady i to zrobił. Miał całą listę szkół i trenerów, ale gdy podniósł słuchawkę, najpierw wykręcił do coacha Guya Lewisa z University of Hosuton. "Trenerze, mam zawodnika, w którym się zakochasz od pierwszego wejrzenia. Prawie 213 centymetrów wzrostu, każdą akcję kończy wsadem", mówił. Przed wydaniem wizy konsul chciał wiedzieć, czy otrzymam stypendium. Coach Lewis powiedział więc mu: "Jeśli jest tak dobry jak mówią, dostanie stypendium".
Afrykańskie kraje kojarzą się przede wszystkim z biedą, głodem i analfabetyzmem. Nigeria jak każde tamtejsze państwo dotknięta była i jest tymi problemami, choć akurat Hakeem Olajuwon miał szczęście, że przyszedł na świat w dość zamożnej rodzinie. Salam i Abike oczywiście nie spali na pieniądzach, jednak ich dzieciom nigdy niczego nie brakowało. Nastoletni center po spotkaniu z trenerem Pondem był w siódmym niebie, lecz po powrocie do kraju strasznie bił się z myślami. Wiedział, że wyjazd do Stanów Zjednoczonych to dla niego wielka szansa, ale jednocześnie bał się poprosić rodziców o pieniądze na bilet lotniczy, którego koszt szedł w tysiące dolarów. Wiedział, że ojciec coraz bardziej interesuje się jego poczynaniami, jednak i tak coś go blokowało przed zadaniem pytania o sfinansowanie podróży do USA. Gdy wreszcie zdobył się na odwagę, najpierw porozmawiał z matką, a dopiero potem przedstawił sytuację ojcu. Christopher Pond załatwił Hakeemowi testy na pięciu amerykańskich uczelniach: St. John’s University, Providence College, North Carolina State, University of Georgia oraz University of Houston. Ambasador był pod wrażeniem i obiecał wystawić wizę, gdy młodzieniec dostarczy do ambasady paszport oraz ważny bilet lotniczy.
Salam i Abike byli jednak pełni obaw, gdyż płacili już za naukę swojej córki na amerykańskim uniwersytecie w Kairze. Pewnego wieczora ojciec Hakeema rozwiał wszelkie wątpliwości: - Przykro mi, ale nie możemy zaryzykować takich pieniędzy bez pewności, że będziesz mógł studiować w USA. Chłopak był zdruzgotany, a widząc tę rozpacz Abike weszła do jego pokoju i zaczęła go pocieszać: - Porozmawiam jeszcze z twoim tatą. Po słowach matki Olajuwon nie mógł zasnąć. Jego marzenia w jednej chwili legły w gruzach, a ona przecież dała mu jeszcze nadzieję. W środku nocy kobieta obudziła się, wstała z łóżka i zobaczyła, że Hakeem nadal nie śpi. - Słuchaj - rzekła z troską. - Pogadam z tatą i jeśli on się nie zgodzi, to sama dam ci te pieniądze. A teraz idź już do łóżka.
Rano rodzice wręczyli synowi potrzebną kwotę. Koszykarz wnet zakupił bilet na samolot, a potem od razu wybrał się do ambasady, gdzie w ciągu kilku minut otrzymał wizę. Gdy po powrocie do domu pokazał matce dokument, kobieta nie wytrzymała i się rozpłakała. - To dar od Boga - mówiła przez łzy. Ojciec tylko spojrzał i kiwnął twierdząco głową: - Taka jest wola boża, synu. Salam nigdy wcześniej nie patrzył na Hakeema z taką dumą. Młody sportowiec był tymczasem zarazem najszczęśliwszym i najsmutniejszym człowiekiem na świecie. Cieszył się z wyjazdu do Ameryki, lecz jednocześnie nie chciał opuszczać rodziców, których kochał ponad życie. Obiecał więc sobie, że ich nie zawiedzie i da im jak najwięcej powodów do dumy. Dziesięć dni później wylądował w Stanach Zjednoczonych na lotnisku w Nowym Jorku. Był środek października i kalendarzowa jesień. Dla miejscowych to pora, kiedy na zewnątrz panują jeszcze całkiem przyjemne temperatury, lecz wychowany w gorącej Afryce zawodnik tuż po wyjściu z terminala poczuł się jak sopel lodu.
Koniec części drugiej, kolejna już w najbliższy piątek.
Bibliografia: Sports Illustrated, Texas Monthly, Matt Christopher - On the court with... Hakeem Olajuwon, espn.go.com, nba.com.
Poprzednie części:
Hakeem Olajuwon - amerykański sen cz. I