Skandaliczny mecz Anwilu. "Zaczęliśmy zbyt miękko"

Asseco zdemolowało Anwil różnicą 35 punktów. Rottweilery zagrały tak, jakby chciały udowodnić, iż nie zasługują na swój przydomek. - Zaczęliśmy ten mecz zbyt miękko - ocenił trener Predrag Krunić.

75:100 przegrał Anwil Włocławek z Rosą Radom 8 maja 2014 roku w czwartym meczu ćwierćfinału play-off poprzedniego sezonu. Od tamtego momentu minęło zaledwie osiem miesięcy i koszykarze z Włocławka ponownie musieli zaznać gorycz porażki, w której rywal uzyskał trzycyfrową liczbę punktów. Problem w tym, że tym razem nie chodzi o 25-cio-, ale aż 35-ciopunktową przegraną. Rottweilery uległy Asseco Gdynia 65:100 i pokazały, iż nie zasługują na swój pseudonim.
[ad=rectangle]
Sobotnie starcie rozstrzygnęło się właściwie już w pierwszej kwarcie. Włocławianie rozpoczęli mecz jakby na zwolnionym biegu, co rywale momentalnie wykorzystali i objęli prowadzenie 5:0, a trener Predrag Krunić po raz pierwszy poprosił o czas. Gdy poprosił po raz drugi, gdynianie prowadzili już 48:24 i grali koncertowo. Anwil natomiast był tylko tłem dla rozpędzonych gospodarzy.

- Mecz przegraliśmy w pierwszej kwarcie. Zaczęliśmy spotkanie zbyt miękko i zbyt słabo fizycznie, by rywalizować z przeciwnikiem, który z kolei grał bardzo szybko i bardzo skutecznie. Nie umieliśmy odpowiedzieć na udane akcje Asseco - mówił po zakończeniu pojedynku szkoleniowiec Anwilu Włocławek.

Goście nie mieli absolutnie żadnych argumentów w meczu z gdynianami. Nie znaleźli recepty na długie ramiona Ovidijusa Galdikasa (osiem punktów, 15 zbiórek) pomimo obecności w składzie niewiele niższego Andrei Crosariola, a A.J. Waltonowi pozwolili wrócić do zwyczajowej formy i zanotować - po raz pierwszy w roku 2015 - skuteczność na poziomie ponad 50 procent z gry (22 punkty, 8/14 z gry, do tego dziewięć asyst). Także zawodnicy drugoplanowi byli skuteczniejsi, niż ich oponenci z Włocławka (13 oczek Filipa Matczaka i 11 Sebastiana Kowalczyka).

Do przerwy Asseco wygrywało 55:30 i po zmianie stron mogło odpuścić. Stąd, w trzeciej kwarcie wydawać by się mogło, że Anwil gra lepiej (fragment na korzyść przyjezdnych 20:17). Kiedy jednak przewaga gospodarzy stopniała do "tylko" 17 oczek, trener David Dedek zaordynował powrót do strategii z początku meczu, co pozwoliło znacznie zwiększyć rozmiary wygranej.

- W drugiej połowie graliśmy nieco szybciej i trochę lepiej, ale cały czas ciągnęła się za nami ta słaba gra z pierwszej połowy meczu. Nie mogliśmy złapać właściwego rytmu i tak naprawdę nie mieliśmy żadnych szans na zwycięstwo tutaj w Gdyni. Gospodarze wybili nam koszykówkę z głów na początku i nie dali żadnych szans na powrót do gry w drugiej połowie - dodał Krunić.

Gdy wydawało się, że maksymalny "próg bólu" dla fanów z Włocławka to wysoka porażka we Wrocławiu (72:91), dwa tygodnie temu Anwil doznał druzgocącej przegranej w Koszalinie (64:89). Gdy wydawało się więc, że gorzej, niż w Koszalinie być nie może, w Gdyni gracze z Włocławka pokazali, że nie ma dla nich niemożliwego. Niemożliwy tylko coraz bardziej wydaje się awans do play-off...

Źródło artykułu: