Zarabiał w NBA miliony. Skończył w McDonaldzie
Nie on pierwszy zbankrutował, jednak ten upadek jest spektakularny. Zawodnik wybrany w I rundzie draftu, który podpisał 4-letni kontrakt z Indiana Pacers, musiał pracować w restauracji z fast foodem.
David Harrison został wybrany w 2004 roku przez Indiana Pacers. Nie był wybitnym zawodnikiem, ale średnie na poziomie 5,9 pkt i 3,5 zb. dla zmiennika nie są wielkim powodem do wstydu. Wtedy jednak jego kariera została zastopowana.
Sam koszykarz narzekał, że stało się tak wskutek zmiany trenera. W czwartym roku jego gry dla Pacers przyszedł nowy szkoleniowiec, Jim O'Brien. Zdaniem zawodnika - trener go nie lubił i był do niego uprzedzony. - To był najgorszy okres w moim życiu - powiedział były zawodnik Indiany.Zawodnik nie wyrobił sobie dobrej reputacji, skoro samego trenera ostrzegano, że Harrison nie jest kimś, po kim można się spodziewać czegoś pożytecznego dla zespołu. 4-letni kontrakt wygasł i zawodnik został bez klubu. W wieku 25 lat nikt go w NBA już nie chciał.
Spędził trzy sezony w Chinach i rozegrał osiem spotkań dla NBDL. Ostatni raz kontakt z koszykówką miał w 2012 roku, kiedy grał dla Dallas Mavericks w lidze letniej. Rok później zdarzyło się coś, czego nie przewidział.
Kiedy próbował kupić synowi zestaw w McDonaldzie, jego karta płatnicza została odrzucona. Menedżer restauracji rozpoznał jednak byłego zawodnika i... zaproponował mu pracę. - Miałem dom na kredyt, wielką rodzinę i musiałem płacić alimenty na syna. Nawet jeśli nie grałem w NBA, musiałem o nich dbać. Potrzebowałem pieniędzy - powiedział.
Został więc pracownikiem McDonalda, ale wytrwał tam tylko 3 tygodnie. Nie był winny - to klienci, rozpoznając byłego gracza NBA, robili "korki" przy kasach, co stało się uciążliwe. Teraz pozostaje bez pracy.
- Co dalej? Nie wiem. Dam sobie radę. Wierzę w moją inteligencję. Nie bardzo mam nadzieję ponownie zagrać w koszykówkę, więc muszę szukać czegoś innego - powiedział Harrison.