- Czekałem z niecierpliwością na te derby, bo wszyscy ludzie w moim otoczeniu we Wrocławiu mówili mi, że to najlepsze derby w Polsce i rywalizacja, której towarzyszy niesamowita atmosfera. Chciałem zobaczyć arenę we Włocławku i tę atmosferę. I było całkiem przyjemnie - powiedział trener Śląska Wrocław, Emil Rajković, tuż po tym, jak jego zespół pokonał Anwil Włocławek w Hali Mistrzów 89:82.
[ad=rectangle]
Wrocławianie byli faworytami środowego spotkania, ale głównie dlatego, że Anwil to obecnie zespół, który przede wszystkim wyczekuje końca sezonu. Po marcowo-kwietniowych zawirowaniach, które zakończyły się zwolnieniem głównego trenera i trzech zawodników, Rada Nadzorcza klubu rzuciła ręcznik i poddała aktualny sezon. Tym samym, środowa odsłona "Świętej Wojny" w ramach 28. kolejki Tauron Basket Ligi rozgrywana była w nieco przyblakłych kolorach.
- Wiem, że Anwil przeżywa ostatnio spore problemy, ale to nadal jest klasowy zespół, który walczył z nami jak równy z równym. I trzeba przyznać, że rywale zmusili nas do wielkiego wysiłku. Musieliśmy być bardzo skoncentrowani w kluczowych momentach meczu, żeby go wygrać - stwierdził Rajković.
Jego zespół pokonał włocławian 89:82, grając... statystycznie słabiej w niektórych elementach. W środowy wieczór Anwil Włocławek miał aż 24 asysty (przy 17 Śląska Wrocław), lecz mimo to musiał uznać wyższość odwiecznego rywala. Co ciekawsze, Rottweilery miały również więcej przechwytów (10-3), niż przeciwnicy, więcej zbiórek w ataku (11-7), a także popełniły mniej strat (8-19).
- To rzeczywiście dość dziwne i na pewno nie jestem dumny, zwłaszcza z powodu tych strat. Na szczęście, pomimo wszystkich błędów i pomyłek, udało nam się zachować bardzo wysoką skuteczność rzutów z gry. Ten fakt, a także wygrane zbiórki, uratowały dla nas ten mecz. Dodatkowo, trafialiśmy ważne rzuty w kluczowych momentach, mam na myśli np. trafienia Ikovleva - dodał Rajković i trudno się z nim nie zgodzić. Osiem punktów z rzędu Denisa Ikovleva wyprowadziło Śląsk na prowadzenie 84:76 na cztery minuty przed ostatnią syreną, a w końcówce spotkania pięć punktów z linii osobistych rzucił Vuk Radivojević i wrocławianie zanotowali szóste zwycięstwo z rzędu.