Jarosław Galewski: Po takim pojedynku ciężko doszukać się jakichkolwiek pozytywów w waszej grze?
Łukasz Majewski: Rzeczywiście, trudno mówić o czymś pozytywnym. W moim odczuciu zdecydowanie zawiodła nasza gra w defensywie. W koszykówce wszystko zaczyna się od tego elementu i jeżeli popełnia się masę błędów w obronie, to nie można myśleć o tym, żeby cokolwiek zdziałać w ataku. Jesteśmy drużyną, która chyba woli grać trochę szybciej, czyli taką koszykówkę mniej poustawianą. Lubimy grać więcej z kontry, a to jest możliwe tylko wtedy, gdy dobrze bronimy.
To dla was kolejny cios. Po nieudanym grudniu, w którym przegraliście wszystko, co można było przegrać, zaczynacie fatalnie nowy rok. Czy można powiedzieć, że jesteście w poważnym dołku?
- Nie nazwałbym tego jeszcze dołkiem. O czymś takim można by mówić po większej liczbie porażek. Wcześniej mieliśmy chyba pięć przegranych z rzędu i również było ciężko. Potrafiliśmy jednak wyjść z tego kryzysu i wygrać coś na wyjeździe. Teraz będziemy musieli sprawić niespodziankę i pokonać Prokom. Wtedy morale drużyny na pewno pójdą w górę i powinno być zdecydowanie lepiej. Mamy dwa tygodnie, a więc sporo czasu na to, żeby się przygotować i wyeliminować te błędy, które popełniliśmy. Mam nadzieję, że będzie lepiej.
Obserwując spotkanie z Basketem, można odnieść wrażenie, że niektórzy pana koledzy przeszli obok tego pojedynku…
- Nie powiedziałbym tak. Równie dobrze ktoś mógłby powiedzieć tak o mnie. Zawsze staram się wkładać w mecz sto procent zaangażowania i myślę, że moi koledzy robią podobnie. Czasami komuś może nie iść i myślę, że tak było w spotkaniu z Basketem. Powinniśmy to rozpatrywać właśnie w takich kategoriach. Należy pamiętać, że to jest nasza praca, za którą otrzymujemy jakieś wynagrodzenie. Wydaje mi się, że to był po prostu słabszy dzień. Jesteśmy tylko ludźmi i każdy ma do tego prawo.
Czy rywale czymś was zaskoczyli?
- Myślę, że nie. Wiedzieliśmy, że po przyjściu nowego trenera i zawodników nasi rywale tworzą naprawdę bardzo mocną ekipę. Najlepszym dowodem jest ich ostatnie zwycięstwo odniesione nad Turowem Zgorzelec. Z nami Basket wygrał piąty mecz z rzędu. Ten zespół staje się coraz mocniejszy. Mam tam kilku znajomych i dlatego doskonale wiem, że ci faceci niesłychanie harują na treningach. Efekty tych starań są widoczne na parkiecie. Drużyna Basketu bardzo dobrze broni. Nam w sobotnim spotkaniu zabrakło chyba również skuteczności. Czasami mieliśmy dogodne pozycje. Przy lepszym procencie z gry mogło być różnie.
W trzeciej kwarcie goście urządzili sobie festiwal rzutów za trzy punkty, a wy trochę biernie przyglądaliście się ich poczynaniom. W tym fragmencie waszą postawę trudno nazwać grą w obronie?
- Coś niesamowitego zrobił szczególnie Tony Weeden. Takich zagrań nie powstydziłaby się liga NBA. Facet po prostu brał piłkę, kozłował ją przez moment w lewo albo w prawo i rzucał celnie za trzy. To był naprawdę jego dzień. Jak już powiedziałem na początku naszej rozmowy, w ostrowskim zespole zawiodła tylko i wyłącznie obrona.
W poprzednich spotkaniach zdecydowanie zawodzili zmiennicy ostrowskiego zespołu. Tymczasem w drugiej kwarcie sobotniego spotkania to oni pozwolili wrócić Atlasowi do gry.
- Trener dał szansę zmiennikom, ponieważ najlepszych chwil nie mieli gracze podstawowi. Pierwsza piątka miała słabszy dzień i nasz szkoleniowiec musiał coś zmienić. Po pierwszej kwarcie przegrywaliśmy przecież bardzo wysoko. Kiedy pojawiliśmy się na parkiecie, w naszej grze coś się ruszyło. Drużyna dostała jakiś bodziec. Później niestety kompletnie zawaliliśmy i zrobiła to cała drużyna, a nie jakieś jednostki. Na pewno szkoda tego spotkania.
Czy jest pan zawiedziony, że w obliczu całkowicie bezbarwnej gry Nikoli Jovanovica grał pan tak niewiele?
- Jestem w tym zespole tylko zmiennikiem i znam swoją rolę. Mam tego świadomość. Taka jest decyzja trenera i ja nie zamierzam jej podważać. Staram się jak najlepiej wykonywać swoje obowiązki, ale - co jest warte podkreślenia - nie zawsze mi to wychodzi. W Koszalinie spędziłem na parkiecie 13 minut i zagrałem kompletną "kichę". W sobotnim spotkaniu było troszkę lepiej, ale co z tego. Przegrała drużyna i dlatego nie mam żadnej satysfakcji.
Czy trudno wejść w mecz, kiedy zdecydowaną większość każdego spotkania spędza się na ławce rezerwowych?
- W pewnym sensie tak. Człowiek czuje się pewniej, kiedy spędza na parkiecie więcej czasu. To rzecz normalna i z tym na pewno mogę się zgodzić.
Czy ten zespół stać tylko na walkę o utrzymanie?
- Wszyscy stawiają jeszcze przed nami za cel walkę o awans do fazy play off. Uważam, że zostało naprawdę wiele grania w tej drugiej rundzie. Praktycznie dopiero ta runda się rozpoczęła. Mamy chyba nawet trudniejszy terminarz, ale nie chcę w ogóle myśleć, że ta drużyna będzie walczyła tylko o utrzymanie. Zawsze staram się stawiać sobie jakieś wyższe cele i nie być minimalistą. Uważam, że w dalszym ciągu będziemy grać o awans do fazy play off.
Czego wam w tej chwili najbardziej potrzeba?
- Skuteczności i ograniczenia błędów w obronie.