- Na pierwszą połowę wyszliśmy kompletnie nieskoncentrowani. Nie przypominam sobie rozpoczęcia meczu od stanu 15:0 i z tego tytułu na pewno będą wyciągane jakieś konsekwencje, bo to jest po prostu karygodne i niedopuszczalne - nie tyle powiedział, co wręcz grzmiał po meczu opiekun gości sobotniego spotkania, czyli Stanisław Mazanek. I rzeczywiście, miał absolutną rację, bowiem jego gracze w pierwszych minutach zostali wręcz stłamszeni przez Noteć. Warto dodać, że pierwszy punkt gliwiczanie zdobyli dopiero w 7 minucie spotkania. Było to celne trafienie z rzutu wolnego w wykonaniu Wojciecha Frasia.
W drugiej połowie na parkiet wyszedł już jednak zdecydowanie inny zespół, bowiem gracze GTK nie czekali do końca meczu z odrabianiem strat, ale zdołali dojść gospodarzy już po trzeciej kwarcie, po której Noteć co prawda nadal prowadziła, ale już zaledwie punktem. - W szatni powiedzieliśmy sobie parę słów i myślę, że do zawodników dotarło, jak wygląda sytuacja. Przede wszystkim w drugiej połowie zaczęliśmy walczyć i odnieśliśmy bardzo cenne zwycięstwo - zakończył trener GTK.
Spory udział w ostatecznym zwycięstwie zespołu z Gliwic miał jego rozgrywający i kapitan, Tomasz Wróbel, który po dwóch kolejkach jest najlepszym strzelcem drużyny. W sobotni wieczór zdobył 20 punktów, z czego aż 18 po przerwie. On jednak także miał spore pretensje do siebie i kolegów o początek spotkania. - My jako zespół, który nie jest beniaminkiem, ale już drugi rok występuje w tej lidze i który grał już na wyjazdach, nie powinniśmy tak rozpocząć meczu - nie ukrywał po spotkaniu Wróbel. - Mnie oraz cały zespół na pewno cieszy to, że się podnieśliśmy, bo leżeliśmy już na deskach. Głowy mieliśmy spuszczone, ale udało się doprowadzić do dogrywki i ją wygrać. Ale jednak pierwszych minut spotkania nie potrafię wytłumaczyć - zakończył zawodnik.
Żalu po meczu nie krył także trener Noteci, Łukasz Żytko, którego podopieczni nie potrafili w drugiej połowie utrzymać wysokiej przewagi i ostatecznie musieli przełknąć gorzką pigułkę. - Pierwsza połowa była prowadzona pod nasze dyktando. Graliśmy tak, jak byśmy sobie tego życzyli. W drugiej przeciwnik zbierał nam za dużo piłek, a my z kolei za dużo ich traciliśmy - szukał przyczyn porażki szkoleniowiec beniaminka. - Myślę, że w końcówce, przy wyniku na styku, zabrakło nam doświadczenia. Za faule spadł nasz najbardziej doświadczony zawodnik, Łukasz Ratajczak, przez co zabrakło nam kogoś, kto wziąłby ciężar gry na siebie. Szkoda, bo trzeba było zagrać troszkę mądrzej, spokojniej i wtedy dowieźlibyśmy tę przewagę do końca. Na pewno jest to dla nas nauczka, jak nie grać w kolejnych meczach - podsumował Żytko.