W nadchodzącym sezonie w barwach AZS-u Koszalin nie zobaczymy już wielkich gwiazd - Qyntela Woodsa, Szymona Szewczyka i Ivana Radenovicia.
- Przez ostatnie lata w zespole AZS-u Koszalin przewijali się zawodnicy z przeszłością w lidze NBA czy Euroligi. Budowano skład na medale. To wszystko jednak pękło. Były różne perturbacje - zmiany trenerów, wyjazdy zawodników. To nie służyło budowie wyników - mówi Leszek Doliński, była legenda koszalińskiej koszykówki.
Działacze klubu kompletnie zmienili strategię i postawili na młodszych zawodników. Czy ta koncepcja przyniesie korzyści?
- To jest drużyna młoda i niedoświadczona. Ściągnięto Polaków, którzy nie stanowili o sile w swoich poprzednich klubach. Zostali Mielczarek i Dąbrowski, którzy są zadaniowcami. Ta polska grupa koszykarzy jest na nieporównywalnie niższym poziomie od zestawów, które były w minionych latach. Aczkolwiek David Dedek ma umiejętności, aby ułożyć zespół w odpowiedni sposób. Sezon pokaże, co z tego wyniknie - uważa.
Jedna kwestia Dolińskiego bardzo satysfakcjonuje - duży napływ polskich graczy do zespołu Akademików. Do Koszalina trafili utalentowani, perspektywiczni gracze, m.in. Igor Wadowski, Mikołaj Witliński i Marcin Dymała. Ekipę wzmocnił także Maciej Kucharek, ale niestety w meczu pokazowym z Energą Czarnymi Słupsk nabawił się poważnej kontuzji kolana i w tym sezonie już nie zagra.
- Cieszę się bardzo, że do Koszalina trafiło dużo młodych Polaków, którzy będą grali. Chciałbym, aby to właśnie krajowi gracze decydowali o obliczu drużyny - przyznaje.
Czy ten zespół jest w stanie zagrozić najlepszym i zagrać o medale?
- Na pewno jest to obniżenie oczekiwań w tym roku. Nie przypuszczam, aby ten zespół walczył o medale - zaznacza Doliński.
Rajd Maroka: podsumowanie 3. etapu