Mikołaj Grod: Nie żałuję przyjścia do Astorii

W trzech pierwszych meczach sezonu Mikołaj Grod udowodnił, że był dobrym ruchem transferowym działaczy Astorii Bydgoszcz. Zwłaszcza, że nie były to mecze przeciwko byle komu.

Dawid Siemieniecki
Dawid Siemieniecki

Po dwóch porażkach, w tym jednej w pewnym stopniu wkalkulowanej, bo niemal cała liga musi być przygotowana na to, że w Krośnie może przegrać, i drugiej dużo mniej – w Pruszkowie, Astoria Bydgoszcz w końcu odniosła cenne zwycięstwo. - Był to dla nas ważny mecz. Zresztą dla obu zespołów tak samo, bo Spójnia była w takim samym położeniu jak my i dla nich też celem było zdobycie dwóch punktów. Ale powiedzieliśmy sobie, że na własnej hali nie możemy pozwolić sobie na porażki i z każdym będziemy chcieli w Artego Arenie wygrać - powiedział na chłodno kilka dni po meczu gracz Astorii, Mikołaj Grod.

Dla niego nowy sezon jest w pewnym stopniu prawdziwym debiutem w I lidze. Owszem, na tym szczeblu występował już w sezonie 2010/11 jako gracz Noteci Inowrocław, ale jego rola w drużynie była marginalna. Teraz jest zupełnie inaczej, bo po spędzeniu w drugiej lidze kolejnych kilku sezonów i staniu się w niej jednym z najlepszych graczy na swojej pozycji, Mikołaj stanowi obecnie bardzo ważny element w rotacji ekipy Przemysława Gierszewskiego. Udowodnił to we wszystkich dotychczasowych meczach, ale jednak najlepiej zagrał przeciwko Spójni, notując 14 punktów i dokładając do tego 7 zbiórek. - Cieszę się, że mogłem dołożyć swoją cegiełkę do zwycięstwa drużyny - podkreślił skromnie.

W minionym sezonie Grod wywalczył wraz z Notecią awans na zaplecze Tauron Basket Ligi. Perspektywy dla klubu nie wyglądały jednak zbyt różowo, bo zagrożony był nawet start w rozgrywkach. Powodem, jak to często bywa, były pieniądze. Te jednak się znalazły i Noteć w I lidze wystartowała, lecz bez Mikołaja, który kontrakt w Bydgoszczy miał już podpisany wcześniej. Czy sam zawodnik nie żałuje trochę, że to nie w barwach Noteci gra w tym sezonie, zwłaszcza mając na uwadze wywalczony awans?

- Często pytają mnie o to znajomi, a nawet różni trenerzy, ale nie, nie żałuję przyjścia tutaj. Kwestie kontraktowe udało się bardzo szybko ustalić, jestem teraz w Astorii, gram dla niej i nie widzę powodu, żeby żałować - zaznacza podkoszowy. - W zespole udało mi się szybko zaaklimatyzować. Z kilkoma chłopakami znałem się już wcześniej, więc jak najbardziej przyjęli mnie tutaj dobrze i wszystko jest w porządku.

Początek rozgrywek nie jest dla Astorii łaskawy. Wyjazd do Krosna, następnie do Pruszkowa, później mecz u siebie z silną personalnie Spójnią, która jednak na razie zawodzi, a już w najbliższy weekend bydgoski zespół czeka kolejne wyzwanie – spotkanie z Sokołem Łańcut, czyli w chwili obecnej drugą drużyną w tabeli. Co ciekawe, w zeszłym sezonie zespół Dariusza Kaszowskiego w fazie zasadniczej przegrał u siebie zaledwie raz i to minimalnie, bo 76:78 z Legią Warszawa, grając w dodatku w sporym osłabieniu, bo bez Karola Szpyrki i Rafała Kulikowskiego.

Czy zwycięstwo na Podkarpaciu jest zatem w ogóle możliwe, zwłaszcza że w obecnym sezonie na rozkładzie Sokoła u siebie jest już zespół z Radomia, który poległ aż 48:82? - Łańcut to bardzo trudny teren, więc będzie na pewno ciężko. Będziemy musieli zagrać dużo lepiej niż ostatnio ze Spójnią i jeśli chcemy tam odnieść zwycięstwo, to uda nam się to osiągnąć jedynie obroną - stwierdził na zakończenie zawodnik bydgoskiej Astorii.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×