Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. VI

Skrócony z powodu lokautu sezon 1998/99 był dla Alonzo bardzo udany pod względem indywidualnym. Zawodnik Miami Heat zdobył wówczas nagrodę dla najlepszego defensora ligi.

W tym artykule dowiesz się o:

Mourning zdecydowanie poprawił swoje statystyki, dostarczając średnio 20,1 punktu, 11 zbiórek oraz 3,9 "czapy", dzięki czemu wygrał również klasyfikację blokujących i znalazł się w pierwszej piątce NBA. Zespół Żaru ponownie jednak spisał się poniżej oczekiwań, notując bilans 33-17 i odpadając z rywalizacji o trofeum im. Larry'ego O'Briena już w pierwszej rundzie play-off's po porażce 2-3 z New York Knicks. - O losach tej rywalizacji rozstrzygnęło jedno posiadanie piłki - wspomina "Zo". - Prowadziliśmy 77:76 i tylko jeden mały krok dzielił nas od triumfu. Właśnie wtedy, na 0,8 sekundy przed końcową syreną, Allan Houston trafił rzut, który był gwoździem do naszej trumny. Totalnie się załamałem takim obrotem spraw, bo uważam, iż byliśmy lepszym zespołem. Cały nasz wysiłek poszedł na marne przez tę jedną, głupią sytuację. Możliwość rozstrzygnięcia rywalizacji jedną akcją to coś, co najtrudniej mi zaakceptować w koszykówce.

W kolejnej kampanii Alozno błyszczał jeszcze bardziej, ponownie zgarniając statuetkę dla najlepszego obrońcy. Pochodzący z Chesapeake center dodatkowo trafił do drugiej piątki NBA i po raz piąty w karierze wystąpił w All-Star Game. Mourning jednak najchętniej wszystkie te wyróżnienia zamieniłby na mistrzowski tytuł, a tymczasem jego zespół nie mógł nawet dotrzeć do upragnionego wielkiego finału. Oprócz "Zo" podstawową piątkę Żaru tworzyli P.J. Brown, Jamal Mashburn, Dan Majerle oraz Tim Hardaway, a zmorą podopiecznych Pata Rileya ponownie okazali się New York Knicks, którzy pokonali ekipę z Florydy 4-3, tym razem w półfinale Konferencji Wschodniej. - Tylko raz w całej serii któraś z ekip rzuciła więcej niż 90 punktów - opowiada ówczesny center Heat. - Każda z drużyn miała tak szczelną defensywę, że jeden mecz wygraliśmy po dogrywce 77:76. Nawet pięć dodatkowych minut nie pozwoliło na przekroczenie bariery 80 "oczek" chociaż jednemu z teamów. Każde starcie było bardzo wyrównane, dwukrotnie zwycięzca uzbierał tylko o jeden punkt więcej niż przegrany i nikt nie potrafił wygrać dwa razy z rzędu. Po sześciu spotkaniach wynik rywalizacji brzmiał więc 3-3. Mecz numer siedem miał miejsce w Miami. W hali panowała wspaniała atmosfera, a ja nigdy wcześniej nie byłem lepiej przygotowany do walki. Uzbierałem 29 punktów, 14 zbiórek i 5 bloków. Zrobiłem wszystko, żeby mój zespół zwyciężył. Na minutę i dwadzieścia sekund przed końcem Patrick Ewing trafił jednak rzut, który dał jego drużynie prowadzenie 83:82. Była to ostatnia celna próba w tym meczu.

Niewielu koszykarzy miało okazję sięgnąć po złoty medal olimpijski aż dwukrotnie. Jednym z takich szczęśliwców jest Alonzo Mourning, który we wrześniu 2000 roku w Sydney po raz drugi świętował wywalczenie z reprezentacją USA krążka z najcenniejszego kruszcu. Ekipa prowadzona przez Rudy'ego Tomjanovicha wygrała wszystkie swoje spotkania na australijskiej ziemi, a oprócz "Zo" w składzie kolejnego "Dream Teamu" znaleźli się tacy zawodnicy jak Shareef Abdur-Rahim, Ray Allen, Vin Baker, Vince Carter, Kevin Garnett, Tim Hardaway, Allan Houston, Jason Kidd, Antonio McDyess, Gary Payton i Steve Smith. Center Miami Heat miał więc spory powód do dumy, a ranę na sercu powstałą po kolejnym niepowodzeniu Żaru pomagała mu leczyć piękna żona Tracy, która w trakcie olimpijskich zmagań urodziła córeczkę.

Alonzo w swoim sportowym życiu doznał naprawdę wielu urazów, począwszy od łydek, przez kolana i palce u rąk, na kości policzkowej skończywszy. Nigdy jednak się nad sobą nie użalał, a po prostu przechodził niezbędną rehabilitację i wracał na boisko jak najszybciej się dało. - Kontuzje w koszykówce są tak powszechne, że nawet nie jestem w stanie zliczyć w ilu spotkaniach zmagałem się z bólem i ile razy nie byłem w stanie rano ponieść się z łóżka - opowiada. - Zdarzało się, iż spody stóp tak mi dokuczały, że miałem problemy z poruszaniem się, a w ręce nie byłem w stanie utrzymać łyżki. Leki przeciwbólowe łykałem niczym Skittlesy, ale tak jest we wszystkich zespołach NBA. Na wszystko był sposób - od okładów z lodu po operację. Dzisiejsza medycyna jest tak rozwinięta, że niezwykle rzadko zdarzają się urazy, po których trzeba zakończyć karierę. Do września 2000 roku wydawało mi się, że jestem niezniszczalny, i że nic nie jest w stanie mnie przestraszyć.

Właśnie wtedy, we wrześniu 2000 roku, Mourning dowiedział się, iż z jego nerkami jest naprawdę bardzo źle. Po konsultacjach medycznych zawodnik Miami Heat miał przed sobą najpierw dializy, a później... przeszczep. "Zo" dopiero co skończył trzydzieści lat i znajdował się w najlepszym dla koszykarza wieku. Mógł jeszcze wiele osiągnąć, a tymczasem siedział w domu ze złotym medalem olimpijskim na szyi, zastanawiając się czy kiedykolwiek jeszcze wybiegnie na parkiet. Ze stwardnieniem tętniczek kłębuszków nerkowych nie ma bowiem żartów. - Zastanawiałem się jak to się stało, że jestem poważnie chory, a wygrałem igrzyska - wspomina Mourning. - Wydawało mi się, że wystarczy kilka godzin snu, żeby się zregenerować i następnego popołudnia najzwyczajniej w świecie rozegrać mecz. To popchnęło mnie do zasięgnięcia opinii u innego lekarza, ale szybko przekonałem się, że wizyta u doktora to nie to samo co wizyta u mechanika samochodowego.

Dociekliwość "Zo" zaprowadziła go do Geralda Appela z nowojorskiego Szpitala Prezbiterańskiego. Wyniki badań zawodnika Żaru na pierwszy rzut oka nie wyglądały optymistycznie - tysiąckrotnie przekroczona norma białka w moczu oraz cholesterol na poziomie 800, przy czym wynik 240 uważany jest już za bardzo wysoki. Lekarz z Nowego Jorku, jeden z najlepszych specjalistów w swojej dziedzinie, nie poprzestał jednak na podstawowych testach i wykonał dodatkowo biopsję nerek Mourninga. Ta wykazała, że Alozno być może nie tylko wróci pewnego dnia do zdrowia, ale i na ligowe parkiety, by móc powalczyć jeszcze o upragniony tytuł. Choroba nie postąpiła bowiem aż tak bardzo jak się wcześniej wydawało i istniała nawet nadzieja, że uda się z nią wygrać bez dializ oraz przeszczepu.
[nextpage]
Sytuacja, w której znalazł się Alonzo, stała się dla niego dużym ciężarem. Oprócz choroby zawodnik miał bowiem na głowie media, które zaczęły drążyć temat. Sam Mourning unikał dziennikarzy, a gdy już nie miał wyjścia, to na pytania odpowiadał zdawkowo, gdyż nie chciał, żeby obcy ludzie wchodzili z butami w jego życie. Kiedy jest się sławnym i mieszka na Florydzie, trzeba mieć w sobie naprawdę wiele samozaparcia, żeby nie ulegać naciskom publiki. Tuż po igrzyskach "Zo" spotkał się z doktorem Geraldem Appelem. Specjalista po przeprowadzeniu wnikliwych badań doszedł do wniosku, że choroba Alonzo ma podłoże genetyczne. Koszykarz nie stosował bowiem sterydów i nie brał leków czy narkotyków, które mogłyby ją wywołać. - Masz pięćdziesiąt procent szans na wyjście z tego bez dializ i przeszczepu - mówił. - Istnieje wiele leków, które mogą ci pomóc, ale nie mogę dać żadnej gwarancji, że tak będzie. Biopsja wykazała, że mamy jeszcze trochę czasu na spróbowanie takiego sposobu leczenia.

Doktor opiekujący się Mourningiem był uważany za wybitnego fachowca, dlatego zalecał swojemu podopiecznemu należytą ostrożność. Nie chciał być jak lekarz Reggiego Lewisa z Boston Celtics, który dopuścił do gry zawodnika zmagającego się z dolegliwościami serca, po czym sportowiec ten zmarł na parkiecie. Alonzo cieszył się, że będzie się nim zajmował człowiek, który mówił mu to co powinien usłyszeć, a nie to co chciał usłyszeć. Po jednym ze spotkań "Zo" z doktorem Appelem zwołano konferencję prasową, na której center Żaru ogłosił, że robi sobie przerwę od basketu na czas nieokreślony. Trzydziestolatek wciąż marzył o mistrzowskim tytule czy statuetce MVP, ale życie było dla niego o wiele cenniejsze niż sportowe trofea. Alonzo zaangażował się również w działalność charytatywną na rzecz walki z chorobami nerek. - Wiem, że wszystko co mam to dar od Boga, i że Bóg mnie pobłogosławił - mówi. - Wiem też, że mam ogromne szczęście, i że na świecie jest mnóstwo osób, które znajdują się w o wiele gorszym położeniu.

"Zo" w gabinecie lekarskim czuł się niczym królik doświadczalny, gdyż dawki większości leków dopasowane są dla ludzi przeciętnej postury. Mourning ze swoimi 208 centymetrami i 118 kilogramami wymykał się więc wszelkim schematom i każdego dnia musiał mieć wykonywane specjalistyczne badania krwi w celu sprawdzenia jak jego organizm reaguje na medykamenty. - Z faceta mającego bardzo rzadką styczność z igłami stałem się gościem, który był nakłuwany każdego dnia - wspomina. - W końcu lekarze dopasowali dawki leków i pojawiły się pierwsze postępy w leczeniu. Te wszystkie wykresy stały się moją nową obsesją. Zamiast o punktach i zbiórkach śniłem o stężeniu kreatyniny oraz białka.

W początkowej fazie leczenia Alonzo cierpiał na zawroty głowy, więc aktywność fizyczną musiał ograniczyć do spacerów. Z czasem jednak było widać coraz wyraźniejszą poprawę i zaczął ćwiczyć jogę. - Dzięki jodze czułem się silniejszy nie tylko fizycznie, ale i psychicznie - mówi. - Oprócz tego zacząłem się lepiej odżywiać. Moim celem było zaatakowanie choroby ze wszystkich stron. Doszło nawet do tego, że z nią rozmawiałem. To był taki trash-talking. Siła człowieka leży w umyśle.

W grudniu 2000 roku Gerald Appel zadzwonił do "Zo" z dobrymi informacjami. - Białko we krwi niemal w normie, a w moczu spada. Twoje wyniki wskazują na to, że możesz wrócić do treningów - wyrzucił z siebie jednym tchem. Wiadomość ta była dla koszykarza niczym spełnienie najskrytszych marzeń. Mourning ćwiczył indywidualnie pod okiem Briana Brattona, korzystając z sali gimnastycznej University of Miami oraz prywatnych obiektów. Z tygodnia na tydzień sytuacja wyglądała coraz lepiej, aż w połowie marca lekarz zezwolił mu na... powrót do gry w barwach Miami Heat!

"Zo" ponownie wybiegł na parkiet w koszulce Żaru dokładnie 27 marca 2001 roku podczas domowego starcia z Toronto Raptors. Środkowy został nagrodzony przez publiczność gromkim aplauzem i spędził na boisku 19 minut, podczas których uzbierał 9 punktów, 6 zbiórek, asystę oraz przechwyt. Jego zespół przegrał wtedy różnicą 9 "oczek", ale nie to było najważniejsze. Liczyło się, że Alonzo znów mógł robić to co kochał i walczyć o spełnienie swoich marzeń. Team z Florydy jednak po raz kolejny nie sprostał oczekiwaniom i po udanym sezonie regularnym, zakończonym bilansem 50-32, poległ do zera już w pierwszej rundzie play-off's przeciwko Charlotte Hornets. - Gra w basket wiele nas kosztuje nawet wtedy, gdy jesteśmy w doskonałej kondycji fizycznej - Mourning opowiada o trudach rywalizacji w NBA. - To niesamowity wysiłek, wyniszczający wręcz organizm. Dlatego właśnie wielu z nas przejmuje się każdym detalem dotyczącym diety oraz zdrowia. Kiedy do baku Bentleya czy Ferrari nalejesz zwykłej bezołowiowej, to auto nie będzie pracować tak jak powinno. Z nami jest podobnie. W moim przypadku nie wiedzieliśmy, co będzie dalej. Sean Eliott z San Antonio Spurs w 2000 roku przeszedł przeszczep nerki i wrócił na boisko. To był najlepszy przypadek do porównania z moim, ale każdy organizm jest przecież inny.

Alonzo musiał przede wszystkim pilnować, żeby nie dopuścić do odwodnienia organizmu. Kiedy jest się zawodowym koszykarzem, nie jest to takie proste, więc kilka razy cierpiał z powodu niedostosowania się do zaleceń lekarza. Doktor Appel cały czas wnikliwie kontrolował wyniki asa Żaru bez względu na to, gdzie akurat przebywał. Nawet będąc na urlopie znajdował czas dla swojego pacjenta. Spory udział w opiece nad zawodnikiem miała również Alice Appel, żona Geralda. Doktor biochemii na Columbia University zasugerowała, że "Zo" w walce z ciągłym osłabieniem może pomóc zwiększenie poziomu czerwonych krwinek. U sportowców to bardzo śliski temat, dlatego koszykarz musiał uzyskać zgodę NBA na taki zabieg. Na szczęście ją otrzymał, przez co mógł trochę lepiej funkcjonować na boisku. Lekarze pomogli Mourningowi również zadbać o gospodarkę potasu w organizmie, dzięki czemu center Heat wystąpił w aż siedemdziesięciu pięciu meczach sezonu 2001/02, zdobywając średnio 15,7 punktu, 8,4 zbiórki oraz 2,5 bloku. Podopiecznym Pata Rileya wprawdzie nie udało się nawet awansować do play-off's, ale "Zo" zagrał w lutowej All-Star Game i cieszył się, że jest już właściwie zdrów. Niestety jednak poważne choroby mają to do siebie, że po pewnym czasie potrafią zaatakować ze zdwojoną siłą.

Koniec części szóstej. Kolejna już w najbliższy piątek.

Bibliografia: Miami Herald, Miami Today, Sports Illustrated, Alonzo Mourning i Dan Wetzel - Resilience: Faith, Focus, Triumph.

Poprzednie części:
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. I
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. II
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. III
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. IV
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. V

Komentarze (0)