Najbardziej zaskakujący gracze pierwszych tygodni sezonu NBA

East News
East News

NBA gra od dwóch tygodni i liga dopiero się rozpędza. Poziom spotkań rósł będzie teraz z każdym tygodniem listopada, ale kilku graczy już na początku sezonu zaskakuje swoją znakomitą formą.

Sezon NBA ma dopiero dwa tygodnie, dlatego najlepiej jeszcze z dużą ostrożnością podchodzić do analizowania gry drużyn i zawodników. Przykład Jamesa Hardena i Houston Rockets... Po pierwszym weekendzie sezonu Rockets mieli bilans 0-3, a Harden zdobywał średnio tylko 18,0 punktów, bo trafił tylko 3 z pierwszych 32 rzutów z dystansu. Tydzień i ...15 celnych trójek Hardena później Rockets mają wynik 4-3, a Harden w czterech ostatnich meczach zaliczał 38,5 punktów.

To wciąż jeszcze "teatr małej próby", ale są zawodnicy, których bardzo dobry początek sezonu może oznaczać coś więcej, niż tylko to, że prezentują fantastyczną formę. W zeszłym tygodniu pisałem o 10 młodych graczach, przed którymi najprawdopodobniej przełomowy sezon. Tym razem popatrzmy na trochę starszych zawodników, którzy zaskakują tym jak dobrze wyglądają na początku sezonu regularnego 2015/16.

Stephen Curry (Golden State Warriors)

Nie widzieliśmy takiego gracza nigdy. Curry już teraz jest najlepiej rzucającym za trzy graczem w historii NBA. Tie powinno być dyskusji, bo ani Ray Allen, ani Reggie Miller, ani ktokolwiek inny nie robił tego tak dobrze, rzucając bezpośrednio po koźle. Może Steve Nash, ale on z kolei nie robił tego tak często. ESPN, Sports Illustrated i polski Szósty Gracz umieścili Curry'ego dopiero na 4. miejscu w przewidywaniach na to kto będzie najlepszym graczem na koniec obecnego sezonu (za LeBronem Jamesem, Anthonym Davisem i Kevinem Durantem). Póki co, Curry rzuca w te prognozy deszcz trójek i jest najlepszym graczem NBA w tym sezonie, po tym jak zdobył praktycznie wszystko co było do zdobycia w poprzednim... Trafia aż 5,4 trójek w meczu na skuteczności 48 proc. i zdobywa 33,9 punktów w średnio ... tylko 33,6 minut gry. Jest liderem strzelców NBA i nr 2 w plus/minus (+124), tylko za swoim kolegą z zespołu Draymondem Greenem. W tym momencie w NBA po prostu nie ma już na Curry'ego innego dobrego schematu defensywnego, niż tylko podwajać go od razu, gdy wychodzi z piłką po pick-and-rollu, albo bez piłki po zasłonie - nawet i 8-9 metrów od kosza. Żaden gracz NBA nie wymusza takiej zmiany defensywnej strategii drużyn, bo zdecydowana większość zespołów wciąż jeszcze broni pick-and-rolle, pozostawiając swoich centrów w polu trzech sekund. W ostatnim meczu Warriors z Clippers Blake Griffin na minutę przed końcem po prostu pchnął DeAndre Jordana za linię za trzy. Jordan znalazł się tam ciut za późno i Curry wykorzystał ten ułamek sekundy, pakując mu w twarz kluczową trójkę. Dlatego właśnie tak trudno gra się przeciwko Warriors - nawet mając właściwe założenia taktyczne, trzeba być cały czas czujnym. Muszę spytać mojego kolegi Piotra Sitarza - czy to możliwe, żeby jeden Curry zmienił całą strategię obrony pick-and-rolli w całej NBA?

Paul George (Indiana Pacers)

Głównie przez słabe trzy pierwsze mecze tego sezonu trafia póki co tylko 42 proc. rzutów z gry, ale - po wydawało się katastrofalnym złamaniu nogi rok temu w Las Vegas - nie powinniśmy przechodzić obojętnie obok tego, że George zalicza średnio 23,0 punkty, 9,3 zbiórek, 4,6 asysty, 1,7 przechwytu na mecz i znów wygląda jak jeden z 15 najlepszych graczy na świecie. Mimo przedsezonowych obietnic Larry'ego Birda, George nie gra jako silny skrzydłowy, ale znów na swojej naturalnej pozycji i na niej wygląda lepiej. Dostaje się na linię rzutów wolnych najlepsze w karierze 6,9 razy w meczu i boję się zapeszyć, ale wydaje się, że George wrócił! Jego skuteczność powinna z czasem pójść w górę, a przez kłopoty Pacers na tablicach, projekt Birda z graniem Georgem na "czwórce" będzie musiał najprawdopodobniej poczekać.

Reggie Jackson (Detroit Pistons)

Reggie walczy z przekleństwem młodych rozgrywającym - czymś co siedzi z tyłu ich głów. W akcjach pick-and-roll bezpośrednio kryjący go rywale wciąż przechodzą pod zasłoną stawianą przez Andre Drummonda i zostawiają Jacksonowi miejsce do rzutu. To spowalnia atak Pistons w identyczny sposób jak Cleveland Cavaliers w finałach Wschodu zatrzymali Jeffa Teague'a, a wraz z nim całą Atlantę Hawks. Ale jeśli rywale Jacksona tego nie robią - Reggie zalicza takie fragmenty gry jak jego fenomenalne, oparte na penetracjach pod kosz, 26 punktów w czwartej kwarcie niedzielnej wygranej w Portland. Jackson po słabszym starcie, ma za sobą dwa weekendowe mecze w Phoenix i Portland, które po prostu przejął jak gracz, którego Pistons bardzo potrzebują w końcówkach. 45,5 proc. za trzy to jego rekord kariery i mała próba, ale jeśli będzie w stanie trafiać w okolicach 35-36 proc. z dystansu, to ma szansę zadebiutować w lutym w Meczu Gwiazd. Po dwóch tygodniach zalicza 23,2 punkty na mecz i jest w tym momencie 9. strzelcem NBA. Czterech graczy Thunder z sezonu 2011/12 jest obecnie w Top 10 strzelców ligi - Jackson, Harden, Kevin Durant i Russell Westbrook.

Evan Fournier (Orlando Magic)

Fournier dopiero co skończył 23 lata, więc jeśli już, to powinienem wymienić go tydzień temu w gronie zawodników, którzy będą mieli przełomowy sezon. Ale historia kariery trenerskiej Scotta Skilesa wskazywała raczej na to, że nowy trener Magic preferował będzie weteranów i graczy, którzy są co najmniej solidnymi obrońcami. Fournier nie jest ani jednym, ani drugim. Tymczasem znalazł sobie aż 37,7 minut na mecz w rotacji sierżanta Skilesa i niespodziewanie miejsce w pierwszej piątce. Ma fantastyczny start sezonu - za sobą mecze na 29 i 30 punktów - i zalicza średnio 18,7 punktów. Fournier trafia 37 proc. swoich trójek i w finezyjny sposób zdobywa 5,9 punktu na mecz po penetracjach (13 m. w NBA), trafiając 65 proc. rzutów przy obręczy. To jest właśnie jego gra. Ten potencjał korzystania z zagrożenia rzutem za trzy, aby znajdować uliczki pod kosz, był w nim już od pierwszych minut w Denver u George'a Karla. Pytanie czy utrzyma tak wysoką formę... Rok temu także zaczął sezon fantastycznie - 15,4 punktów w listopadzie - aby potem w każdym kolejnym miesiącu tracić na produktywności strzeleckiej. Zrezygnował z zaczeski i wrócił do swojego naturalnego "nie wiem co dzieje się na mojej głowie" - czy to klucz do sukcesu?

Eric Gordon (New Orleans Pelicans)

Pelicans wciąż nie wygrali jeszcze meczu w tym sezonie - głównie przez kontuzje Tyreke'a Evansa, Quincy'ego Pondextera i Omera Asika. I zaskakujące jest to, że jednym z kontuzjowanych graczy nie jest mający od wielu lat kłopoty z kolanem Eric Gordon. Do tego Gordon kontynuuje to co robił już w poprzednim sezonie i potwierdza, że ewoluował w znakomitego strzelca za trzy. W nowym, szybszym systemie gry Pelicans trafia po 3,0 trójki w meczu na skuteczności 38,3 proc. i zalicza średnio 17,8 punktów. Może być jeszcze bardziej przydatny, kiedy do gry wróci Evans. Gordon przez kłopoty zdrowotne nigdy już nie zostanie gwiazdą NBA na jaką zapowiadał się przez kilka miesięcy gry w Clippers - nie potrafi już dostawać się tak dynamicznie pod kosz, jak robił to przed laty - ale trzeba zauważyć, że już od dobrych kilku miesięcy depcze po ścieżce przydatnego gracza i przede wszystkim jest zdrowy.

Andre Drummond (Detroit Pistons)

Wciąż trafia fatalne 29 proc. w grze tyłem do kosza (0,72 punktu na posiadanie), ale Duży Pingwin w tym sezonie fauluje mniej (zszedł z 4,1 w 2014/15, do 3,0 faulu PER-36 minut w tym sezonie), przez co - i także przez odejście Grega Monroe do Milwaukee - gra więcej. Spędza na boisku aż 38,0 minut w meczu, przez co jego 20,3 punktów i 20,3 zbiórek (!) wygląda po prostu imponująco. Drummond jest najbardziej wartościowym graczem zaskakujących na starcie sezonu Detroit Pistons (5-1), ale spokojnie. Rywale wciąż trafiają aż 59% rzutów, gdy broni obręczy. 20/20 na mecz robi jednak wrażenie i przez to jak dominuje na ofensywnej tablicy, rywale muszą zostawiać innych graczy bez krycia, aby niemalże podwajać go pod koszem, kiedy któryś z graczy Pistons oddaje rzut.

Marcus Thornton (Houston Rockets)

W zeszłym sezonie Rockets przywrócili do żywych Corey'a Brewera. Teraz na początku sezonu robią to samo z zapomnianym już rzucającym obrońcą, który cztery lata temu zaliczał 18,7 punktów na mecz w Sacramento i autor tego wpisu kontrowersyjnie umieścił go w Top-80 najlepszych graczy ligi w "Magazynie MVP". Nie, nie jest to teraz prywatna agenda, bo Thornton najpewniej straci minuty, gdy wrócą do gry Terrence Jones i Donatas Motiejunas, ale póki co trafia 45 proc. rzutów z gry, 41 proc. za trzy, zalicza 16,6 punktów na mecz dla Rockets i wygląda jak lepsza wersja Jasona Terry'ego. Powinien pozostać w rotacji, nawet gdy wrócą kontuzjowani silni skrzydłowi Houston.

Mo Williams (Cleveland Cavaliers)

To niesamowite, ale Mo Williams wygląda jakby nigdy nie przestał grać w jednej drużynie z LeBronem Jamesem... A może wcale nie powinno być to zaskakujące? Cavaliers mają bilans 6-1 i grają bez 3 z 4 swoich najlepszych graczy obwodowych zeszłego sezonu (Irving, Smith, Shumpert). James nie gra wcale znakomicie, bo gdzieś na końcu ostatniej zimy stracił pewność rzutu za trzy po koźle (Kevin Love do tego trafia tylko 29 proc. trójek), ale atak Cavaliers wygląda nieporównywalnie bardziej płynnie, niż ich atak rok temu o tej porze. A Mo Williams zalicza średnio 14,7 punktów na mecz, do tego 5,4 asyst, trafia 45 proc. z gry i jest naturalnym rezerwowym kozłującym obok Jamesa, naturalnie też przenosząc Cavaliers do wczesnej ofensywy. Bardzo pasuje do tego w jaki sposób trener David Blatt chce, by jego zespół przechodził do ataku. Oczywiście "Mo Gotti" nie stanie się nagle dobrym obrońcą, ale wygląda na to, że Cavaliers będą mieli wiosną dodatkową broń ofensywną z ławki rezerwowych. Tak bardzo im ich brakowało w maju i w czerwcu tego roku.

Kent Bazemore (Atlanta Hawks)

Bazemore jest nowym starterem Hawks, którzy z bilansem 7-1 prowadzą w Konferencji Wschodniej i wyglądają jakby utrata DeMarre'a Carrolla nie wyrządziła im żadnej szkody. To trochę pozory, bo z zastępującym go w piątce Bazemorem (gra po 28,4 min. na mecz) mają plus/minus tylko ...+1. Mike Budenholzer jest jednym z wczesnych kandydatów do nagrody dla Trenera Roku za sposób w jaki już teraz oszczędza graczy i daje im mecze wolnego (Kyle Korver otrzymał już dzień wolnego dwa razy, a Tiago Splitter jeden raz) i rotuje rezerwowymi, tak by na boisku zawsze mieć przynajmniej jednego lub dwóch starterów (Doc Rivers z Clippers i Billy Donovan z Thunder powinni podpatrzeć co robi "Coach Bud"). Bazemore trafił jak na razie 15 z 27 trójek (55,6 proc.) i na pewno nie będzie dalej rzucał tak dobrze, ale powoli wyzbywa się głupich decyzji i uczy się gry z czwórką All-Starów Atlanty. Trudno sobie wyobrazić, że defensywnie wytrzyma w playoffach starcia z LeBronem Jamesem i Jimmy'm Butlerem, ale gra po prostu bardzo dobrze, zaskakująco, bo na wiosnę zupełnie nie potrafił zastąpić w rotacji nawet kontuzjowanego wtedy Thabo Sefoloshy.

Manu Ginobili (San Antonio Spurs)

To cicha historia w San Antonio, bo Manu wchodzi z ławki i gra tylko po 20,2 minut w meczu, ale nasz ukochany 38-letni Argentyńczyk zbiera owoce treningu kondycyjnego, któremu poddał się latem. Wciąż zbiera też owoce tego, że przed czterema-pięcioma laty Gregg Popovich postanowił zacząć oszczędzać jego minuty gry, aby wydłużyć jego karierę. Ginobili wygląda fizycznie najlepiej od jakiś 2-3 lat! Znów jest atletyczny! I gra obecnie rewelacyjną koszykówkę, zaliczając średnio w limitowanym czasie gry 11,3 punktów, 3,7 asyst i przede wszystkim drugie najlepsze w karierze 1,7 przechwytu na mecz. A wszystko na skuteczności 53% z gry i 48% za trzy.

Oczywiście jeszcze wielu innych graczy - bardziej lub mniej - pozytywnie zaskakuje na starcie sezonu. Kevin Durant wraca po sezonie rozbitym przez trzy operacje stopy i zalicza 30,1 punktów na mecz, z każdym kolejnym meczem wyglądając fizycznie lepiej i pewniej w akcjach, które wcześniej były dla niego chlebem powszednim.

Nagle wszyscy chcą mówić o tym czy Kobe Bryant trafi kolejną trójkę, ale oprócz Ginobiliego jest jeszcze jeden znakomity weteran, który zaskakuje. Dirk Nowitzki został już przez wielu przekreślony - i przyznam, że przeze mnie też - ale trafia w tym sezonie 52% z gry, 50% za trzy i 93% z linii. Prawie nie da się zauważyć, że Golden State Warriors grają od ponad tygodnia bez Andrew Boguta, bo Festus Ezeli wygląda jak nowy, podstawowy center mistrzów NBA od sezonu 2016/17 (on ma dłonie!).

Ricky Rubio trafia tylko 39 proc. rzutów z gry, ale za to jak na niego bardzo dobre 39 proc. rzutów, które oddaje po koźle - wiele z nich od razu po pick-and-rollu - przez co kryjący go obrońcy czasem już muszą się zastanowić czy przechodzić pod zasłoną. Pozytywnie zaskakuje chudy Dwight Powell jako zmiennik Zazy Paczulii w Dallas (ma szansę dochować się swojego taga na naszej stronie), a także fakt, że debiutancki sezon Langston Galloway'a w New York Knicks nie wygląda jak "ktoś musiał przecież zdobywać punkty dla drużyny, która wygrała tylko 16 meczów w zeszłym sezonie sezonie".

Moglibyśmy wziąć pod lupę jeszcze wielu innych graczy, bo chęć analizowania ich gry już teraz jest czymś dla kibica absolutnie naturalnym. Ale zaczekajmy. Zawodnicy NBA rozegrali dopiero po 5-8 spotkań. Jeżeli za miesiąc od teraz Curry wciąż będzie zdobywał punkt na minutę, Bazemore trafiał 50 proc. za trzy, a Fournier był cichym kandydatem do Meczu Gwiazd, to wtedy ich postępy mogą stać się czymś co rzeczywiście jest realne. Jak na razie rozkoszujmy się myślą o tym, że w kolejnych tygodniach poziom efektywności ofensywnej drużyn będzie rósł i mecze powinny stawać się coraz lepsze. NBA is back!

Komentarze (0)