Kibice Siarki Tarnobrzeg po cichu liczyli, że tak jak w poprzednich latach sprawią Stelmetowi BC Zielona Góra duże problemy a kto wie, może znów pokuszą się o sprawienie sporej niespodzianki. Okoliczności znów były podobne - mistrzowie Polski mieli problemy ze składem, dużo podróżowali i łączyli grę w lidze z występami na europejskiej arenie. Mimo iż spotkanie rozczarowało i stało na słabym poziomie, to goście pewnie wygrali 64:54.
- No szkoda, spodziewałem się, że będzie bardziej wyrównana walka. Liczyłem, że do przerwy będzie w granicach remisu. Z tego co wiem, przegraliśmy zbiórki w pierwszej połowie 35:16. Stelmet dobijał nam wiele razy, była jedna czapa, a potem druga i za trzecim razem Szewczyk i inni trafiali. Mówiliśmy sobie przed spotkaniem, że nie możemy popełniać prostych błędów i dawać łatwych punktów, bo w minutę odjadą na kilkanaście oczek - mówi trener Zbigniew Pyszniak.
Na Podkarpaciu nie zagrali kontuzjowani Dejan Borovnjak i J.R. Reynolds. Stelmet zaczął jednak mocno skoncentrowany i szybko zbudował przewagę. Goście zmiażdżyli Siarkowców w walce o zbiórki, wygrywając aż 60:31! Dość powiedzieć, że sam Adam Hrycaniuk miał ich na koncie 19.
- W drugiej połowie na pewno była lepsza gra. Więcej biegaliśmy, było dzielenie się piłką. To wyglądało o wiele lepiej, tak miało być od początku. Skończyło się tak, jak się skończyło. Myślałem, że bardziej pokażemy pazury - dodaje smutny opiekun tarnobrzeżan.
Po znakomitym początku Siarka przegrała trzeci mecz z rzędu i można śmiało powiedzieć, że została sprowadzona na ziemię. Zawodzi zwłaszcza Eugene Harris, który ma dostać od klubu jeszcze jedną szansę.
- Za dużo było takich przypadków, że pudłowaliśmy spod kosza. Dziękuję zespołowi za drugą połowę, szkoda że nie było tak od początku. Była gra na chodzonego, rzuty oddawane w ostatnich sekundach akcji. Z takim rywalem tak nie można - nie ukrywa Pyszniak.