Poniedziałkowe spotkanie w Kutnie z pewnością zapamiętamy na długo. Z powodu awarii światła, pojedynek zakończył się grubo po 23. Na dodatek oba zespoły stworzyły bardzo dobre widowisko, które rozstrzygnęło się w ostatnich sekundach spotkania.
Koszykarze z Kutna musieli ostatecznie przełknąć gorycz porażki. O kulisach poniedziałkowego spotkania z Czarnymi Słupsk opowiada Jacek Jarecki, który spędził na parkiecie 16 minut.
WP SportoweFakty: Twierdza Kutno została zdobyta. Czujecie duży niedosyt po tym meczu?
Jacek Jarecki: Na pewno. Tym bardziej, że nie do końca zagraliśmy tak jak sobie to zakładaliśmy w tygodniu przed meczem. Trzeba jednak przyznać, że walczyliśmy do końca. Wróciliśmy do meczu w końcówce, objęliśmy prowadzenie, ale ostatnie fragmenty spotkania po prostu zagraliśmy źle. Trzeba z tej porażki wyciągnąć wnioski i dalej ciężko pracować.
[b]
W zbiórkach czy asystach prezentowaliście się bardzo dobrze. Zabrakło tylko zimnej krwi w końcówce?[/b]
- Wiedzieliśmy, że nie zagra Cheikh Mbodj, dlatego chcieliśmy jeszcze mocniej atakować tablice i to wyszło naprawdę fajnie. Co do końcówki to jak wspomniałem wcześniej, nie do końca tak to miało wyglądać, może za bardzo chcieliśmy. Rzeczywiście zabrakło trochę chłodnej głowy pod koniec meczu.
Grałeś kiedyś w meczu, w którym w przerwie spotkania zgasło światło?
- Widziałem różne rzeczy, ale pierwszy raz uczestniczyłem w spotkaniu, w którym zgasło światło i mecz się skończył prawie przed 24:00.
Czy dłuższa przerwa w grze mogła wybić was z rytmu? Początek drugiej połowy mieliście bardzo przeciętny.
- Nie ma co w ogóle szukać tu żadnych usprawiedliwień, gdyż Energa też miała taka samą przerwę. Dostaliśmy 8 minut dodatkowej rozgrzewki, więc nie ma mowy o żadnym wybiciu z rytmu. Wydaje mi się, że po przerwie zagraliśmy nawet bardziej agresywniej, zwłaszcza w obronie.
Miałeś w tym meczu wiele zadań defensywnych. Jesteś zadowolony ze swojej roli w zespole?
- Wiem do czego zmierzasz. Pewnie, że chciałbym grać więcej, jestem ambitnym zawodnikiem i mocno pracuję na to, żeby moja rola w zespole była zauważalna. Zawsze trzeba pamiętać, że końcowy rezultat to wynik gry całego zespołu. Raz się gra kilka minut a czasami 15. Na pewno jak się gra krócej to ciężej jest znaleźć swój rytm, zwłaszcza w ataku. Gdy wychodzę na parkiet staram się dawać przede wszystkim pozytywny impuls gry w obronie, co nie zawsze pokazują statystyki. Mam nadzieję, że z biegiem sezonu przyjdzie regularność gry po obu stronach parkietu.
Mimo porażki wasz bilans w dalszym ciągu jest znakomity. Jesteście w stanie powalczyć o coś więcej niż tylko play-off?
- Nasz bilans do tej pory rzeczywiście wygląda bardzo dobrze, tym bardziej szkoda poniedziałkowego meczu. Na razie trzeba skupić się i pracować, żeby w tych play-offach się znaleźć. Moim zdaniem nie ma co w tym momencie rozmawiać co będzie potem. Mamy dobry zespół i mam nadzieję, że będziemy grać w tym sezonie jak najdłużej.
Sceptycy dobrego bilansu Kutna mówią, że mocno sprzyjał wam terminarz. Podkreślają, iż dopiero teraz zobaczymy prawdziwą twarz Polfarmexu. Co o tym sądzisz?
- Wiesz jak to jest, zawsze się znajdą "fani" wynajdowania różnych negatywnych rzeczy. Gdybyśmy ostatnio wygrali, to pewnie też by się ktoś znalazł i powiedział, że wygraliśmy, bo zgasło światło i tak dalej. Wcześniej zwyciężyliśmy z drużynami, które też zapowiadały walkę o play-off, dlatego musimy też to szanować. Zgodzę się, że przed nami mecze z bardzo wymagającymi przeciwnikami i czeka nas ciężka przeprawa. Jednak sam dobrze wiesz, że w tej lidze wszystkie mecze są bardzo ważne i z każdym trzeba zagrać z najwyższym zaangażowaniem, aby powalczyć o wygraną.
W poniedziałek Polfarmex czeka bardzo prestiżowe spotkanie z liderem rozgrywek. Jesteście w stanie sprawić niespodziankę i pokonać mistrza Polski?
- Mistrz Polski, zespół euroligowy. Więcej motywacji chyba nie trzeba szukać.
Rozmawiał Jakub Artych