To było już drugie spotkanie w tym sezonie Trefla Sopot z AZS-em Koszalin. W II kolejce TBL Akademicy po bardzo wyrównanym starciu pokonali żółto-czarnych 75:74. 1 grudnia zagrano rewanż, chociaż pierwotnie mecz miał się odbyć w lutym. Wówczas jednak Trefl miałby problem z dostępnością hali, więc strony dogadały się i pojedynek przełożono na grudzień.
Ten termin okazał się zbawienny dla sopocian, bo w końcu mogli cieszyć się ze zwycięstwa. Po ośmiu porażkach z rzędu! Po meczu zapanowała duża euforia w szeregach żółto-czarnych. Z kolei koszalinianie nie potrafili pogodzić się z porażką. Tym bardziej, że byli murowanymi faworytami do zwycięstwa.
- Nie powinniśmy przegrać tego meczu - stwierdził Artur Mielczarek, dla którego było to najgorsze spotkanie w tym sezonie. Nie dość, że kapitan AZS-u nie zdobył punktów, to jeszcze musiał opuścić boisko z powodu pięciu przewinień.
Końcówkę mógł oglądać jedynie z perspektywy ławki rezerwowych. W niej Akademicy kompletnie stanęli. Przez ponad cztery minuty nie potrafili wyprowadzić skutecznej akcji. - Zawiodła skuteczność - przyznał Mielczarek.
Koszalinianie mieli spore problemy ze zbiórką w tym meczu. Trefl zebrał aż 20 piłek z atakowanej tablicy! Sopocianie w kluczowych momentach spotkania mogli ponawiać swoje akcje, co dało im zwycięstwo.
- Pozwoliliśmy Treflowi na zebranie zbyt dużej liczby piłek na atakowanej tablicy. Mieli z tego powodu bardzo dużo ponowień. Uważam, że zbyt często faulowaliśmy i dzięki temu gospodarze stawali na linii rzutów wolnych. Za dużo tego było - dodał.
Słabo też wyglądała kreacja gry. Cały zespół popełnił aż 24 straty. Dziewięć było udziałem Ra'Shada Jamesa. - Nie da się wygrać meczu, jeśli ma się na swoim koncie aż 24 straty. To kolejny element, który zawiódł. I to zdecydowanie - skomentował Mielczarek.