Sobotnie spotkanie nie układało się jednak po myśli sopocian od samego początku. To goście z Lublina byli lepsi i dyktowali warunki. Po kilku minutach prowadzili nawet 11:0! Zoran Martić zmuszony był poprosić o przerwę na żądanie, na której jasno wytłumaczył zawodnikom, co muszą poprawić, aby gonić zespół Dusana Radovicia.
- Na początku meczu nie byliśmy odpowiednio skoncentrowani w ataku, jak i w obronie. Zaczęliśmy fatalnie. Potraktowaliśmy zespół, który ostatnio wygrał ze Stelmetem jakby był z niższej ligi. A przecież to nie jest słaby zespół - zaznaczył na konferencji prasowej słoweński szkoleniowiec Trefla Sopot.
Kluczowa dla losów spotkania okazała się trzecia kwarta, którą gospodarze wygrali 20:9. Ważna dla sopocian okazała się walka na deskach. Sopocianie zebrali aż 45 piłek, z czego 18 w ofensywie! W czwartej kwarcie mogli kilkakrotnie ponawiać swoje akcje.
- W drugiej połowie zagraliśmy znacznie lepiej w obronie, dobrze zbieraliśmy w ataku, co trzymało nas przy życiu. Myślę, że zasłużyliśmy na zwycięstwo - dodał Martić, który zwrócił się także do kibiców Trefla Sopot.
- Jest jedna rzecz pewna dla kibiców Trefla Sopot w tym sezonie - może nie oglądają najlepszej koszykówki w Polsce, ale na pewno przeżywają wiele emocji do ostatnich sekund meczów. Jeżeli ktoś powiedziałby mi przed meczem, że Start trafi dziesięć trójek na 45-procentowe skuteczności, a my z kolei przestrzelimy jedenaście wolnych, a i tak wygramy to stwierdziłbym, że jest szalony - zaznaczył.