Maciej Kwiatkowski: Kontuzje przyćmiły początek play-off NBA

AFP / Stephen Curry skręcił prawą kostkę w pierwszym meczu play-off NBA 2016
AFP / Stephen Curry skręcił prawą kostkę w pierwszym meczu play-off NBA 2016

Kontuzje Stephena Curry'ego, Avery'ego Bradleya i JJ'a Barei przyćmiły nieco nudnawy początek play-off NBA. W niedzielę rozegrane zostaną cztery kolejne, pierwsze mecze I rundy.

Pierwszy dzień play-off NBA nie przyniósł niespodzianek. Bo to, że rozstawieni wyżej w I rundzie Toronto Crap-tors znów nie udźwignęli presji i trzeci rok z rzędu nie wygrali meczu otwarcia na swoim parkiecie już nie dziwi.

Kanadyjczycy raz jeszcze szydzili ze swoich rywali, tym razem w trakcie przerw w grze prezentując swoim kibicom prześmiewczy klip "Top 10 rzeczy o stanie Indiana" (numerem jeden było "Indiana znajduje się 8 godzin od najlepszego miasta w Ameryce Płn." i chodziło oczywiście o Toronto).

W 2014 i 2015 roku problemem Raptors był Paul Pierce. Tym razem był to inny Paul -George i jego Indiana Pacers.

Ale z niepowodzeń Raptors zrodziła się już zupełnie inna historia, związana przede wszystkim z samymi Raptors - w momentach krytycznych po prostu trzęsą im się ręce. Jak inaczej wytłumaczyć to, że liderzy Kyle Lowry i DeMar DeRozan trafili tylko 8 z 15 rzutów wolnych?

W pozostałych trzech meczach wygrywali faworyci. Golden State Warriors i Oklahoma City Thunder  roznieśli już do przerwy - odpowiednio - Houston Rockets (104:78) i Dallas Mavericks (108:70). Obie serie mogą skończyć się po trzech meczach, tym bardziej, że odnowiły się kłopoty z pachwiną J.J'owi Barei, który w końcówce sezonu znów stał się kluczowym graczem przetrzebionych kontuzjami Mavericks.

Najciekawiej było w Atlancie, gdzie nieciekawi Hawks prowadzili z Boston Celtics do przerwy już 51:34, zanim obniżenie składu przez Brada Stevensa pomogło Bostonowi wrócić do meczu i nawet objąć trzypunktowe prowadzenie, na niespełna 7 minut przed końcem. Niestety w tym samym momencie, gdy to się stało, Celtics stracili z kontuzją swojego trzeciego najlepszego gracza Avery'ego Bradleya i być może przegrali też całą serię... Hawks ostatecznie wygrali mecz po końcówce 102:101, gdy na 0,4 sek. przed końcem Isaiah Thomas zmniejszył straty Bostonu trójką w kontrataku.

To co mogło być najważniejsze w tzw szerszej perspektywie wydarzyło się jednak w meczu Warriors i Rockets.

Powrócił problem operowanej kostki Curry'ego?

Patrick Beverley z Rockets już witając się ze Stephenem Currym przed samym podrzutem piłki przytulił go tak jakby chciał przemielić bark Złotego Chłopca na złoty kruszec. Kilka minut później Beverley - ten sam, który dwa lata temu doprowadził w play-off do kontuzji kolana Russella Westbrooka - był już głęboko pod skórą Curry'ego i ten musiał go w końcu odepchnąć, za co obaj zostali ukarani przewinieniami technicznymi.

I w ten sposób ruszyły play-offy - wyższa stawka, inne nastawienie, więcej brutalności (tak naprawdę zapoczątkował ją jeszcze w pierwszym meczu Jonas Valanciunas, wyrywając piłki wysokim Pacers pod koszem jakby wyrywał drzewa). Jestem fanem tego, że Cynamonowy Curry był w ten sposób traktowany przez Beverleya. Moja dziewczyna jest zdania, że Curry jest mięczakiem (jest niereformowalna - muszę tego słuchać cały sezon. Ps. Eddie Jones był lepszy niż Kobe). Ale nie był to pierwszy raz, gdy Curry kryty był tak ciasno jakby ktoś biegał za nim i próbował założyć mu kamizelkę - Chris Paul   każdym meczu Warriors i Clippers robi podobne rzeczy. Może z tą różnicą, że Beverley wygląda jakby chciał założyć mu kamizelkę ze skóry.

Beverley mógł sobie hasać, ale już po 12 minutach Curry prowadził z Rockets 16-15, a Warriors 33:15. W drugiej kwarcie Curry podkręcił jednak prawą kostkę i potem dwukrotnie schodził do szatni i znowu wracał. W końcu nie spędził na parkiecie nawet 20 pełnych minut - nie było wszakże po co - i już w pierwszym meczu jego kostka stała się pomeczową historią nr 1.

To rozdrapywanie starych ran, bo w maju 2011 roku Curry przeszedł operację na zerwanych więzadłach właśnie w tej felernej kiedyś prawej kostce. Potem na wiosnę 2012 roku przeszedł kolejną operację. Jeszcze trzy lata temu jego kostki były pierwszą rzeczą, którą mówiło się myśląc "Curry" (naprawdę). To właśnie te znaki zapytania sprawiły, że Curry jeszcze w przyszłym sezonie zarabiał będzie tylko 11 mln dolarów.

Curry w sobotę chciał wrócić do gry i prosił o to Steve'a Kerra. Ten jednak wiedział co robi - mecz był już rozstrzygnięty po dwóch pierwszych kwartach (60:33).

- Jeśli chodzi o poniedziałkowy mecz nr 2, to występ Stepha stoi pod znakiem zapytania - powiedział trener Warriors. - Steph kocha rywalizację i chciał dalej grać, ale nie chcieliśmy ryzykować tego, że stan kostki się pogorszy. Oczywiście nie muszę dodawać, że mamy nadzieję na to, że będziemy grać w play-off przez kilka kolejnych miesięcy.

Dziennikarze, którzy weszli po meczu do szatni, piszą w swoich relacjach, że nie widzieli aby kostka Curry'ego była jakoś szczególnie napuchnięta. Sam Curry mówił, że będzie gotowy na grę w meczu nr 2, ale tak naprawdę dopiero w niedzielę okaże się czy może. A w poniedziałek dowiemy się czy jest to w ogóle Warriors potrzebne. Ten sezon Rockets czeka po prostu na ścięcie.

Sprawa prawej kostki Curry'ego nie przedstawia się prawdopodobnie tak dramatycznie i powinien być dalej sprawny. Są jednak play-offy i każda okazja jest dobra do paniki.

Pech Celtics - stracili Avery'ego Bradleya

A propos paniki... Mniej optymistycznie wygląda sytuacja Avery'ego Bradleya z Celtics, który po meczu z Hawks miał problem Ryszarda Kalisza i nie potrafił sam założyć sobie spodni. W czwartej kwarcie Bradley, wracając się do obrony, naciągnął ścięgno udowe z tyłu prawej nogi i to po prostu nie wyglądało dobrze.

Nawet jeśli lekarzom Celtics uda się go postawić na nogi, to kluczowy strzelec za trzy i najlepszy obwodowy obrońca Bostonu nie będzie w tej serii w pełni sił. Jeśli w ogóle zagra. To nie przypadek, że bez Bradleya, Jeff Teague w końcówce meczu dwukrotnie rozjechał Jae Crowdera i wjechał obok niego pod kosz.

Seria Hawks - Celtics miała szansę być równie zacięta, jak sam mecz nr 1. Typowałem 4-3 dla Atlanty, ale brak Bradleya będzie problemem dla trenera Stevensa, jeśli zdecyduje się kontynuować to co zrobił w połowie meczu nr 1. Stevens - po tym jak Celtics trafili śmiesznie niskie 23 proc. rzutów do przerwy - obniżył skład przed trzecią kwartę i miejsce centra Amira Johnsona zajął obwodowy kreator Evan Turner. Celtics uzyskali w ten sposób więcej przestrzeni do gry, zaczęły wpadać trójki i odzyskali wigor. Ale żeby grać nisko z Crowderem jako czwórką (34 proc. za 3), potrzebują mieć na parkiecie oprócz Isaiah Thomasa (36 proc.) i Turnera (tylko 24 proc.) przynajmniej jeszcze jednego gracza, który potrafi coś trafić z dystansu. Jeśli nie ma Bradleya (36 proc.), zostaje tylko zawsze chętny by spudłował Marcus Smart i jego zaledwie 25 procent (przy aż 4 rzutach na mecz). W dodatku Smart w sobotę skręcił palec wskazujący w prawej dłoni.

Coroczny śmiech z Toronto

Crap-tors wygrali 56 z 82 meczów w sezonie regularnym, ale przez te ostatnie pół roku na końcu myślenia i mówienia o Raptors pojawiało się jedno duże "Ale". Jak się w sobotę okazało było to ogromne "ale" w głowach graczy Toronto. Nie spodziewaliśmy się chyba jak duże. Raptors przegrali 3-4 w pierwszej rundzie play-off 2014 z Brooklyn Nets, przegrywając mecz nr 7 u siebie. Przegrali 0-4 z Washington Wizards w pierwszej rundzie play-off 2015 - też mając przewagę parkietu. I teraz - voila - przegrali mecz z nr 1 z nie grającą niczego specjalnego Indianą Pacers.

- Wszystko w porządku. To był tylko mecz nr 1. Nie będzie jak w ostatnim roku. Jesteśmy przygotowani i pewni siebie - mówił po meczu duchowy lider Raptors Kyle Lowry.

Dwaj najlepsi strzelcy Raptors Lowry i DeMar DeRozan złożyli się na 8 celnych rzutów z 32 oddanych i na palcach jednej ręki można policzyć akcje Raptors, w których ci nie atakowali na raz. Kilka kozłów, jedna postawiona zasłona i rzut. Ewentualnie podanie i rzut. Tak grali Raptors rok temu. W minionym sezonie regularnym grali sprawniej, bardziej kombinacyjnie ale przyszły play-offy i przeszłość przypomniała o sobie. DeRozan od drugiej kwarty - bardzo dobrze kryty przez doskonałego w sobotę Paula George'a (33 punkty) - zamienił się w Kobiego Bryanta i bardzo - bardzo, bardzo, bardzo! - chciał odzyskać rytm. Lowry z kolei trafia tylko 32 proc. rzutów w 10 ostatnich meczach od czasu, gdy doznał uraz łokcia. W 2010 roku LeBron James też miał "problemy" z łokciem w serii z Boston Celtics, gdy Pierce i Ray Allen przydeptywali na parkiecie jego koszulkę Cavaliers. To play-off - skoro grasz, to nie jesteś kontuzjowany.

Raptors mogą dokonać kilku zmian, aby zagrać lepiej w meczu nr 2. Wystarczy najpierw, że przesuną do pierwszej piątki DeMarre'a Carrolla z jego jaszczurką na głowie, aby "Dead Rozan" nie musiał kryć George'a. George może nie mieć już drugiego tak dobrego meczu.

Pytanie czy Raptors mają... Dwa lata temu ich Generalny Menedżer wyszedł przed halę, chwycił za mikrofon i przed rozpoczęciem serii krzyknął "Pier...ić Brooklyn" - Raptors przegrali pierwszy mecz i całą serię. Rok temu Wizards ośmieszyli Raptors do zera po kilku buńczucznych zapowiedziach graczy Toronto i awarii zegara w pierwszym meczu. Tym razem Raptors przed startem serii siedzieli cicho, oczywiście dopóki ludzie zapewniający oprawę nie postanowili się ponabijać z pługami otoczonej i kukurydzą obsianej Indianki. Raptors sami się o to wszystko proszą...

Co w niedzielę

W niedzielę startują pozostałe cztery serie. O godz. 21 naszego czasu Cleveland Cavaliers grają z Detroit Pistons (Canal+ Sport) i będę próbował w tym czasie wyglądać na mądrego, bo odważnie typuję problemy dla Cavs i tylko 4-3 dla nich w I rundzie. Jeśli nie będę w tym czasie pisał nic na Twitterze, to znaczy, że Cavaliers wysoko prowadzą.

O godz. 23:30 Miami Heat grają z Charlotte Hornets i liczę, że Hornets mnie nie zawiodą, bo w ostatnim tygodniu zdecydowanie zbyt dużo razy napisałem, że grają piękną koszykówkę.

O godz. 2:00 - dobrze, że tak późno - pierwsza w historii telewizji transmisja na żywo ze zbiorowego morderstwa, czyli San Antonio Spurs grają z rozbitymi kontuzjami Memphis Grizzlies.

A o godz. 4:30 - szkoda, że dopiero nad ranem - seria, która może być najciekawszą w całej I rundzie play-off, czyli Los Angeles Clippers i szukający formy po długiej przerwie Blake Griffin kontra młode Portland Trail Blazers.

Maciej Kwiatkowski

Zobacz wideo: #dziejesiewsporcie: Ronaldo kontra syn. Kto wygrał niecodzienny pojedynek?

Komentarze (2)
Robo70
18.04.2016
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Wycofaj to pytanie szanowny redaktorze bo domniemam ,że walcząc jeden na jeden w każdej dyscyplinie to Ty będziesz mięczakiem.. nawet ręcznika mu nie możesz podać a co dopiero oczekiwać odpowie Czytaj całość
avatar
23ramirez23
18.04.2016
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Sam jesteś mięczakiem pismaku za jajo.....