WP SportoweFakty: Jak podsumuje pan poprzedni sezon w wykonaniu Spójni Stargard? Przez większość rozgrywek prowadził pan drużynę. Następnie był drugim trenerem, a przez cały ten czas wiceprezesem.
Wiktor Grudziński: Pierwsza runda była zdecydowanie bardziej udana. Napawała większym optymizmem. Wydawało się w pewnym momencie, że ta ósemka jest absolutnie już w zasięgu. Przyszedł trudny okres, gdzie przegraliśmy szereg meczów z rzędu. To ustawiło nam sytuację w sprawie play-offów. Wierzyliśmy, że przełamiemy złą serię, a ona się ciągnęła w nieskończoność. Doszło aż do dziewięciu porażek. Po tym trzeba było się cieszyć, że mamy dziewiąte miejsce. Co do wyniku, to wiadomo, że celowaliśmy w play-offy. Nie ma pełnej satysfakcji, ale z drugiej strony utrzymaliśmy się na dziewiątym miejscu, co było bezpieczne dla klubu i nie musieliśmy się stresować, grając o życie w play-outach.
Najbardziej bolały chyba porażki z zespołami, które później spadły z ligi. Okazało się, że w rundzie rewanżowej przegraliście z trzema takimi rywalami.
- Zgadza się. Patrząc na terminarz, zakładałem, że idziemy w dobrą stronę, mamy mecze u siebie z zespołami teoretycznie słabszymi. Gdzieś tam sobie liczyłem punkty i wydawało się, że ósemka jest pewna. Sport pokazał po raz kolejny, że trzeba mieć dużo pokory w sobie i być cały czas skoncentrowanym. Nie można się zdrzemnąć na chwilę, bo później to kosztuje cenę, którą my zapłaciliśmy.
Kto najbardziej zaskoczył w I lidze? Zetkama Doral Nysa Kłodzko czy Znicz Basket Pruszków, który zajął wysokie miejsce mimo bardzo odmłodzonego składu?
- Oba zespoły przed sezonem szykowano do walki o utrzymanie. Znicz od samego początku grał w miarę stabilnie. Zwyciężał mecze u siebie. Nysa Kłodzko wygrywała tylko przed własną publicznością, co pozwoliło jej mieć dobry bilans. My tych spotkań za dużo straciliśmy. Myślę też, że bardzo dużym zaskoczeniem mimo wszystko jest dla mnie Miasto Szkła Krosno, które było absolutnie poza zasięgiem każdego zespołu. Gdzieś jeden wypadek przy pracy, ale tak mocnej i stabilnej drużyny już dawno nie widziałem w I lidze.
Prowadził pan przez większość tego sezonu Spójnię jako pierwszy trener. Już z perspektywy czasu, to było trudnym wyzwaniem?
- Przede wszystkim to zadanie, które przyszło nagle. Chcę zaznaczyć, że tego się nie spodziewałem. Z prezesem Gutowskim oraz resztą zarządu budowaliśmy skład bez trenera. Wiadomo, że szukaliśmy szkoleniowca do ostatniej chwili. Skończyłem studia w Warszawie na Wyższej Szkole Trenerów Sportu. To dawało mi możliwość, żeby przyjąć tę pracę. Wiadomo, że nie miałem absolutnie żadnego doświadczenia, jako trener, bo nigdy nie prowadziłem żadnego zespołu. Bazowałem tylko na swoich umiejętnościach i doświadczeniach nabytych, jako zawodnik. Myślę, że pierwsza runda była udana. Co się stało później, że tak stanęliśmy, to do tej pory sobie zadaję te pytania, dlaczego wpadliśmy w taki głęboki kryzys. Z drugiej strony to ogromne doświadczenie, mimo tak krótkiego czasu. Teraz jest kontynuacja. Przyszedł nowy trener, Krzysztof Koziorowicz, który jest niezwykle doświadczony. Cieszę się, że będę mógł podpatrywać i chłonąć wiedzę, którą on posiadł przez te wszystkie lata grając w Eurolidze, reprezentacji i o najwyższe cele ze swoimi zespołami. To doświadczenie jest ogromne. Można powiedzieć, że powoli już zaczynamy żyć nowym sezonem i rozglądać się nad ewentualnymi nowymi kontraktami.
To oznacza, że pozostanie pan drugim trenerem?
- Tak. Sztab trenerski nie ulega zmianie. Tak jak wcześniej powiedziałem, będę uczył się od trenera Koziorowicza, bo jest od kogo.
Budował pan skład na poprzedni sezon. Czy teraz zrobiłby pan coś inaczej?
- Zbudowaliśmy skład, na jaki nas było stać. Oprócz tego nie należy zapominać, że Arek Soczewski i Rafał Bigus złapali w tym samym czasie kontuzje. To był chyba taki przełomowy moment. Ci zawodnicy byli bardzo ważni w zespole. Gdzieś od tamtej pory zaczęło to się chwiać i w ostateczności może tego zabrakło. Co do zawodników, to nie chcę oceniać indywidualnie. Na pewno, jako zespół, mogliśmy osiągnąć więcej.[nextpage]To miał być bardzo ważny sezon dla wychowanków. Czy oni spełnili oczekiwania, wykorzystali swoją szansę?
- Myślę, że większość wychowanków wykorzystywała swoją szansę, zostawiała serce na parkiecie. To było budujące, że nigdy nie zdarzyła się taka sytuacja, że przechodziliśmy obok meczu bez walki. Myślę, że ci zawodnicy zrobili krok na przyszłość, żeby stać się ważniejszymi postaciami w następnym sezonie.
Co będzie dalej? Podobnie jak przed rokiem szykuje się rewolucja w składzie i wymiana większości zawodników, czy planujecie dokonanie jedynie kosmetycznych zmian w kadrze zespołu?
- To nie zależy tylko od klubu i zarządu. Zawodnicy też mają swoje lepsze lub gorsze statystyki po tym sezonie. Szukają innych opcji, rozglądają się na rynku. Szereg z nich ma agentów, którzy po Polsce szukają różnych rozwiązań. Wiadomo, że chciałoby się jak największej stabilizacji, aby jak najwięcej zawodników zostało, ale to nie tylko od nas zależy.
W rozmowie z naszym portalem Łukasz Pacocha zadeklarował chęć pozostania w Spójni. Będziecie chcieli, jako klub, zatrzymać lidera zespołu?
- Myślę, że Łukasz Pacocha jest zawodnikiem, którego każdy zespół w I lidze by chciał. Jest to koszykarz niezmiernie dobrze dysponowany w ataku. Potrafi rozgrywać. Udowodnił w tym sezonie po raz kolejny, że jest czołową postacią I ligi koszykówki. Jeżeli Łukasz chciałby zostać, to na pewno będziemy robić wszystko, żeby tak było.
W czasie sezonu inne zespoły zgłaszały się do klubu, że chciałyby pozyskać Łukasza Pacochę?
- Potwierdzam, była taka sytuacja. AZS Koszalin, który miał swoje problemy, szukał rozgrywającego. Było takie zapytanie ze strony trenera Davida Dedka. Nie mogliśmy sobie pozwolić, żeby Łukasz odszedł z klubu, bo był zbyt ważnym zawodnikiem dla nas. Mogłoby to przynieść jakieś katastrofalne skutki. Rozmawiałem też z Łukaszem. Mówił mi o propozycji z Legii Warszawa, ale zdecydował się honorowo zostać z zespołem i dokończyć sezon razem.
To jeszcze na koniec zmieńmy temat. W miniony weekend w Stargardzie odbył się ćwierćfinałowy turniej mistrzostw Polski kadetów. Również dwie inne kategorie młodzieżowe pojawiły się na ogólnopolskim szczeblu. Można powiedzieć, że jest mały progres, bo Spójnia po kilku latach powróciła na mapę młodzieżowej koszykówki.
- Myślę, że idziemy w dobrą stronę. Powoli to wszystko zaczyna się kształtować. Rocznik 2002 nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Pojadą na turniej ćwierćfinałowy i na pewno tanio skóry nie sprzedadzą. Będziemy im kibicować. Co do rocznika 1998, część zawodników chcemy przetestować w pierwszym zespole. Na poniedziałkowy trening zaprosiliśmy pięciu zawodników z tej grupy. Będziemy się przyglądać, kto docelowo może zasilić pierwszy zespół w następnym sezonie.
Czyli cały czas trenujecie, nie ma wakacji.
- Było kilka dni wolnego, aczkolwiek bardzo szybko skończyliśmy sezon. Chcemy trenować do połowy czerwca, żeby nie było przepaści kondycyjnej, gdy wrócimy w sierpniu do zajęć.
Rozmawiał Patryk Neumann