Amerykański strzelec Stelmetu BC został wybrany MVP finałowej rywalizacji w Tauron Basket Lidze. Nie tylko wypadł najlepiej w statystykach w szeregach swojej drużyny (średnio 15 "oczka" i 4,5 asysty w walce o złote medale), ale także popisywał się widowiskowymi akcjami - jak chociażby w końcówce drugiej kwarty czwartego starcia z Rosą, gdy w niespełna sześć sekund przebiegł z piłką od kosza do kosza, efektownie minął C.J. Harrisa i pofrunął nad Igorem Zajcewem.
Choć ekipa z Winnego Grodu pokonała radomian 4:0, Dee Bost zapewnił, że konfrontacje o mistrzostwo nie były dla jego zespołu lekkie i przyjemne. - W finale nie ma łatwych meczów. Na każdym treningu przygotowywaliśmy się bardzo sumiennie do kolejnego spotkania. Nasza koncentracja była na najwyższym poziomie, przygotowanie fizyczne również, i to okazało się kluczem do sukcesu - podkreślił.
ZOBACZ WIDEO Włodzimierz Lubański: sukcesem Polaków będzie półfinał (Źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Stelmet po raz trzeci z rzędu zatrzymał Rosę na nieco ponad 50 punktach. - Gra w obronie i zbiórki okazały się kluczowe. To filozofia Saso Filipovskiego, która okazała się jak najbardziej słuszna. Nie jest tajemnicą, że w koszykówce wygrywa się obroną - zaznaczył 26-latek.
Po ceremonii wręczenia medali wielu kibiców z Zielonej Góry, którzy stawili się w hali Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji, przekonywało Bosta do pozostania w Stelmecie. - Nie jestem jeszcze pewien, ciężko mi cokolwiek powiedzieć na temat mojej przyszłości. Chciałbym zostać, w Zielonej Górze czuję się świetnie. Cały sezon i mój pobyt tutaj układał się świetnie, ale na razie nie myślę o następnych rozgrywkach - powiedział.
Uśmiech nie schodził z twarzy rzucającego. - Jestem szczęśliwy, osiągnęliśmy sukces. W Zielonej Górze panują świetne warunki - nie ukrywał.