Piotr Ignatowicz: Łatka zwalniania trenerów w AZS-ie jest nieco na wyrost

- Nie zakładam, żeby klub z Koszalina w momencie zatrudnienia trenera już myślał o jego zwolnieniu. A takie panuje przeświadczenie w środowisku - mówi Piotr Ignatowicz, nowy szkoleniowiec AZS-u.

Karol Wasiek
Karol Wasiek
WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski
WP SportoweFakty: Od nowego sezonu będzie pan pracował w AZS-ie Koszalin. Czy to była jedyna oferta, którą miał pan, czy wręcz przeciwnie, przebierał pan w propozycjach?

Piotr Ignatowicz: Tych ofert pracy nie było sporo, bo większość klubów ma już zatrudnionych trenerów. W kręgu zainteresowań miałem jeszcze jeden zespół, nad którym się zastanawiałem. Nie ukrywam jednak, że zależało mi na pracy w AZS-ie Koszalin.

Naszą pierwszą rozmowę na temat pana ewentualnej pracy w Koszalinie odbyliśmy około miesiąca temu. Czy już wówczas był pan zdecydowany na tę propozycję?

- Wówczas prowadziliśmy jeszcze rozmowy wstępne. Czekałem na konkretną ofertę i dlatego w spokoju czekałem na rozwój wydarzeń. Nie chciałem za bardzo wychodzić do mediów i dyskutować o mojej przyszłości.

ZOBACZ WIDEO Runmageddon w Twierdzy Modlin (źródło TVP)

Za panem sezon pracy w PGE Turowie Zgorzelec. Dlaczego nie został pan w klubie na kolejne rozgrywki?

- Ze swojej strony wyraziłem chęć pozostania w klubie ze Zgorzelca, ale działacze zdecydowali się pójść inną drogą.

Prowadziliście rozmowy czy w ogóle nie doszło do negocjacji?

- Rozmawialiśmy, ale uzyskałem informację, że klub będzie rozglądał się za innym trenerem. Może byłem brany pod uwagę, ale bardziej jako dalsza opcja. W międzyczasie otrzymałem konkretną ofertę z Koszalina i nie było nad czym się zastanawiać.

Zajął pan z drużyną 9. miejsce w TBL. Dał pan solidne argumenty władzom klubu, by przedłużył umowę na kolejny sezon?

- Uważam, że trudno jest trenerowi zrobić coś w kilka miesięcy. Najlepiej drużyny funkcjonują pod rządami danego szkoleniowca w drugim-trzecim roku pracy. Szkoda, że w większości klubów nie stawia się na kontynuację pracy z danym trenerem. Taka jest tendencja w Polsce, że czasami nie wytrzymuje się napięcia po kilku kolejkach i zwalnia się trenera. Uważam, że najważniejszą sprawę w tej pracy jest stabilność i kontynuacja. Trudno, aby nowy trener wykazał swój warsztat w danym zespole w ciągu 2-3 miesięcy. To musi nieco potrwać.

Sporo mówi pan o kontynuacji i stabilności w pracy trenerskiej, ale teraz wybrał pan klub, który jest znany z częstych zmian na stanowisku szkoleniowca. Czy brał pan to pod uwagę?

- Na pewno brałem to pod uwagę, ale każdy przypadek trzeba analizować osobno. Różnie kluby reagują na poszczególne sytuacje. W jednych dochodzi, bo nie ma wyników, z kolei w drugich ze względu na stylu, a w jeszcze innych z powodu konfliktów. Jeśli chodzi o Koszalin i o łatkę zwalniania trenerów, to uważam, że jest ona nieco na wyrost, bo nie tylko w tym klubie są robione zmiany trenerów. Większość zespołów przeprowadza zmiany. Wszystkie poprzednie przypadki miały swoją historię, którą trzeba ocenić. Nie zakładam, żeby klub z Koszalina w momencie zatrudnienia trenera już myślał o jego zwolnieniu. A takie panuje przeświadczenie. Mam nadzieję, że ta niechlubna seria zostanie przerwana w tym sezonie i poprowadzę zespół przez całe rozgrywki.

Jaki cel został przed panem postawiony? Niedawno klub stracił sponsora strategicznego. Czy w związku z tym ambicje AZS-u będą nieco mniejsze?

- Na pewno trzeba wykazać się cierpliwością. Tym bardziej, że zespół na ten moment praktycznie nie istnieje. Trzeba zbudować go od samego początku, w oparciu o nie największe środki. Trzeba będzie trochę zaryzykować, pozyskać zawodników, takich których kariera nie potoczyła się w ten sposób, jaki planowali. Mamy różne koncepcje, które rozważamy. Uważam, że będziemy walczyć, ale na razie nie chcę wypowiadać się o celach drużyny.

Rozmawiał Karol Wasiek

Czy duet Ignatowicz-Sadowski poprowadzi AZS do sukcesów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×