Mikołaj Witliński: Nie lubię szumu wokół siebie

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Mikołaj Witliński w rozmowie z WP SportoweFakty dzieli się swoimi spostrzeżeniami na temat minionego sezonu, w którym występował w AZS-ie Koszalin. - Miałem wzloty i upadki. Podobnie było z minutami na parkiecie - mówi zawodnik.

[b]

WP SportoweFakty: Przed sezonem 2015/2016 w rozmowie z nami mówił pan: "Wybrałem AZS ze względu na możliwość rozwoju, jaką mam w zespole Davida Dedka. Dla mnie nie ma obecnie ważniejszej rzeczy niż robienie progresu, rozwijanie się jako koszykarz poprzez grę i minuty na parkiecie." Jak z perspektywy czasu ocenia pan swój wybór?[/b]

Mikołaj Witliński: Może nie było tak kolorowo i pięknie przez cały sezon, ale z perspektywy czasu nie żałuję swojego wyboru. Uważam, że zebrałem bardzo cenne doświadczenie, które zaprocentuje w przyszłości. Miałem wzloty i upadki. Podobnie było z minutami na parkiecie. Na początku one były, później było ich trochę mniej, a pod koniec sezonu znów było ich całkiem sporo.

Na pewno sezonu w AZS-ie nie zaliczam do nieudanych. Poznałem sporo interesujących osób, od których mogłem się nauczyć wielu rzeczy. Takim człowiekiem jest chociażby Artur Pacek, z którym wykonałem kawał dobrej roboty. Nie ukrywam, że właśnie pracę z tym trenerem będę wspominał najmilej.

Jak będzie pan wspominał pracę z trenerem Dedkiem, dla którego zdecydował się pan podpisać umowę z AZS-em?

- Spodziewałem się więcej po współpracy z tym trenerem. Tym bardziej, że przed sezonem rozmawialiśmy i wspólnie ustaliśmy pewne kwestie. W trakcie sezonu te założenia niestety nie znalazły odzwierciedlenia na parkiecie.

Jakie były te ustalenia?

- Trener Dedek jasno mi powiedział, że mnie odblokuje po słabym sezonie w Anwilu Włocławek. Tam większość czasu przesiedziałem na ławce. Nie ukrywam, że David Dedek namówił mnie na grę w AZS-ie. Dzwonił do mnie co drugi dzień i mówił, że będę jedną z ważniejszych postaci w jego zespole. Spotkaliśmy się także osobiście w okresie wakacyjnym i to mnie ostatecznie przekonało do tego, by wybrać grę w Koszalinie.

Mógł pan także grać w Asseco. Czy nie lepiej było jednak wybrać propozycję z gdyńskiego klubu, który w ostatnich latach specjalizuje się w tym, że daje dużo szans młodym zawodnikom?

- Trzeba zacząć od tego, że w ubiegłe wakacje koncentrowałem się na grze w mistrzostwach Europy. To był mój ostatni EuroBasket młodzieżowy i poniekąd liczyłem na to, że ktoś po zakończeniu turnieju się po mnie zgłosi i wyjadę za granicę. Asseco dało mi czas na ostateczną odpowiedź 10-12 lipca, a wówczas dopiero zaczynały się mistrzostwa Europy. Nieco inaczej wyglądało to w przypadku AZS-u Koszalin, który umożliwił mi taką opcję.

Mijają kolejne miesiące. Mikołaj Witliński coraz rzadziej pojawia się na parkiecie, aż w końcu przychodzi styczeń i decyduje się pan na rozwiązanie kontraktu. Dlaczego?

- Z meczu na mecz frustracja rosła. Trener nie prowadził ze mną żadnych rozmów. Nie mówił, dlaczego nie gram i zacząłem się denerwować. Powiedziałem jasno, że tak dalej być nie może. Przyszedłem tutaj grać, a ja na parkiecie przebywałem zaledwie kilka minut. Poza tym jesteśmy dorosłymi ludźmi i jak komuś coś nie pasuje to mówi to wprost i albo się rozstajemy albo pracujemy dalej. Krótka piłka. Mimo wszystko to była odważna decyzja.

- Doszedłem do wniosku, że moje dalsze funkcjonowanie w zespole nie ma sensu. Potrzebowałem minut. Chciałem odejść z AZS-u i trafić do zespołu, w którym regularnie pojawiałbym się na parkiecie.

Jak wyglądało pana pożegnanie z drużyną?

- Na porannym treningu pojawił się prezes Kozak, który jasno zakomunikował, że jeśli ktoś chce odejść, bo nie czuje się najlepiej w drużynie, to ma się zgłosić do siedziby klubu. Zagrał w otwarte karty. Ja również to zrobiłem. Po prostu dotrzymałem wszystkich warunków naszej umowy z trenerem i oczekiwałem rewanżu. Tak nie było, dlatego zdecydowałem się podjąć taką decyzję.

Wiem, że w tamtym czasie otrzymał pan różne propozycje z klubów TBL, ale ostatecznie z Koszalina pan nie odszedł. Dlaczego?

- Pojawiły się różne oferty, ale nie mogłem z nich skorzystać, ponieważ musiałbym zapłacić sporą sumę odstępnego. Nie wyszło.

Czy przed podjęciem decyzji o odejściu zdawał sobie pan sprawę, że w kontrakcie jest taka klauzula?

- Tak, byłem tego świadomy.

Liczył pan na to, że klub z Koszalina "pójdzie na rękę" i uda się "ominąć" ten paragraf czy bardziej na to, że potencjalny zainteresowany wykupi pana z AZS-u?

- Nie chcę już do tego wracać. Z perspektywy czasu mogę podziękować władzom AZS-u, które wyciągnęły do mnie pomocną dłoń. Klub pozwolił mi wrócić do treningów z drużyną, mimo że dobrowolnie odszedłem z zespołu. Byłem w takim lekkim zawieszeniu, ale AZS zachował się w porządku wobec mnie i pozwolił mi znów pracować z kolegami. Cieszę się, że udało się dojść do porozumienia, ponieważ groziło mi zawieszenie do końca sezonu. Mimo wszystko powstała taka swoista opera mydlana z pana udziałem.

- Niestety. Nie lubię takich sytuacji. Nie jestem taką osobą, która lubi negatywny szum wokół siebie. Wolę stać z boku i robić swoje. Ta wspomniana opera mydlana w ogóle nie była mi potrzebna. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że strasznie głupio mi było przed samymi kolegami, z którymi się żegnałem, a później witałem. To było najgorsze. Tak się po prostu nie robi.

U Dedka grał pan niewiele, ale za to Kamil Sadowski odważnie na pana postawił. Młody trener mówił jasno: "U mnie Witliński ma rzucać i to dużo".

- To fakt. To był mój pierwszy trener w Ekstraklasie, który tak mocno mnie otworzył i dał mi tyle pewności siebie. Jestem mu wdzięczny za to, że końcówkę sezonu miałem tak udaną. Uważam, że coach Sadowski odświeżył naszą mentalność, bardziej nam ufał. Otworzył niektórych zawodników.

Rozmawiał Karol Wasiek

ZOBACZ WIDEO Serbowie o polskich kibicach. "Czujemy się tutaj jak w domu" (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Źródło artykułu:
W którym klubie w przyszłym sezonie będzie grał Mikołaj Witliński?
Energa Czarni Słupsk
Polski Cukier Toruń
Inny klub (napisz w komentarzu)
Zagłosuj, aby zobaczyć wyniki
Trwa ładowanie...
Komentarze (1)
avatar
Cele Styne
16.07.2016
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
A właśnie robisz szum. U Dedka grałeś jako starter, ponad 15 min na mecz, i to Dedek cie brał z powrotem do składu, nie władze AZS... Trochę pokory Mikołaj.