Kevin Durant musiał zmierzyć się z ogromną falą krytyki, która spadła na niego, gdy ten postanowił odejść z Oklahomy City Thunder i dołączył do Golden State Warriors.
- Przez kilka dni po ogłoszeniu mojej decyzji praktycznie nie opuszczałem mojego łóżka. Myślałem, że jeśli wyjdę z domu, to ktoś będzie chciał mnie przejechać samochodem - mówił wówczas.
Lekarstwem na gęstą atmosferę wokół niego okazało się być lato spędzone wspólnie z reprezentacją Stanów Zjednoczonych i udział w igrzyskach olimpijskich, zwieńczony zdobyciem drugiego olimpijskiego złota w jego karierze. Co więcej, KD był jednym z kluczowych graczy dla kadry Mike'a Krzyzewskiego. W wielkim finale przeciwko Serbii zdobył aż 30 punktów.
- To był dla mnie poniekąd rodzaj terapii po ogromnych zmianach, które zaszły w moim życiu. Dzięki temu wiedzie mi się teraz łatwiej. Mam więcej luzu - przyznał czołowy koszykarz ligi NBA. - Wszedłem do środowiska, gdzie ludzie mnie zaakceptowali i nie dbali o nic więcej oprócz tego, by być moimi przyjaciółmi. Tego właśnie potrzebowałem - dodał.
Kibice długo nie mogli pogodzić się z tym, że Durant poszedł na łatwiznę i dołączył do bardzo silnego zespołu w Oakland - z Stephenem Currym i Klayem Thompsonem na czele. Ci bardziej pamiętliwi jeszcze długo będą mu to wypominać. Inni, po bardzo udanych igrzyskach, znów patrzą na niego w pozytywnym świetle.
ZOBACZ WIDEO Igor Lewczuk: Zdawałem sobie sprawę, że zacznie się horror