Trefl Sopot na tle mistrza Polski wypadł całkowicie przyzwoicie, ale to okazało się za mało, by cieszyć się z wygranej na inaugurację PLK. - Zagraliśmy bardzo dobre 23-25 minuty w spotkaniu ze Stelmetem BC Zielona Góra. Niestety to jest za mało, by pokonać jedną z najlepszych ekip w Polsce - mówi Marcin Stefański, kapitan żółto-czarnych.
W pierwszej połowie gra Trefla mogła się podobać. Gospodarze bez żadnego respektu podeszli do Stelmetu BC Zielona Góra. Sopocianie byli aktywni w ataku, zdobywając w dwóch pierwszych kwartach aż 42 punkty. - Uważam, że mecz ze Stelmetem BC jest takim powiewem optymizmu - dodaje Stefański.
Po przerwie gra sopocian się załamała. W szeregi Trefla wkradł się chaos, brakowało odpowiedniej organizacji gry w ataku. Sopocianie przez kilka minut nie potrafili zdobyć punktów, co skrzętnie wykorzystali zielonogórzanie.
Kluczowy moment meczu miał miejsce na przestrzeni trzeciej i czwartej kwarty. Mistrzowie Polski od stanu 61:56 zdobyli jedenaście punktów z rzędu. Gospodarze już się nie podnieśli.
ZOBACZ WIDEO Robert Lewandowski o karnym: nie było zatrzymania (Źródło: TVP S.A.)
- Te przestoje są niestety naszym mankamentem. W sparingach też nam to się zdarzało. Musimy nad tym popracować, by grać w jednym tempie. Nie możemy zasypiać na pięć minut, bo rywale to wykorzystują - zauważa kapitan Trefla Sopot.
W drugiej połowie zielonogórzanie konsekwentnie dogrywali piłkę pod kosz. Tam Nemanja Djurisić, Adam Hrycaniuk i Julian Vaughn wykorzystali przewagę fizyczną nad rywalami i z łatwością zdobywali kolejne punkty.
- Stelmet BC w drugiej połowie zaczął zdobywać łatwe punkty - spod kosza, z kontrataków. Niemal w trzy minuty rywale odjechali nam na 15 oczek różnicy. Trudno było już nam później ich gonić - mówi z kolei Piotr Śmigielski, rzucający Trefla Sopot.