Bohaterem zielonogórzan mógł być James Florence. Amerykanin w decydującej akcji stanął jednak na końcową linię, co skutkowało stratą i zwycięstwem Partizana Belgrad. - Nie wiem, jak było. Muszę zobaczyć nagranie. Nie wiem, czy nadepnąłem na linię. To była decydująca akcja, można było ten mecz wygrać, ale jednak zabrzmiał gwizdek. Gdybym nie trafił - OK, nie udało się, przegrywamy. To jednak straszne, gdy szansę kończy taki gwizdek. To frustrujące, ciężka chwila. Cały mecz był wyrównany i decydowała jedna czy dwie akcje. Dajesz z siebie wszystko przez 40 minut, wypruwasz żyły i takie coś decyduje o wyniku... To boli - powiedział rozgrywający Stelmetu BC w rozmowie z Radiem Zielona Góra.
Zespół prowadzony przez Artura Gronka miał w stolicy Serbii lepsze i gorsze momenty. Mistrzowie Polski nie wykorzystali jednak szansy na zwycięstwo. - To był fizyczny mecz, walka, wojna. Każdy chwyt był dozwolony. Trudno było coś trafić czy dostać się pod kosz. Partizanowi bardzo pomogła publiczność. Myślę, że gdybyśmy grali ten mecz w innej hali, to po naszej serii, gdzie wyszliśmy na czteropunktową przewagę, wygralibyśmy ten mecz nawet 10 oczkami. Rywale mieli jednak za sobą fanów, którzy nigdy nie cichną i ponieśli ich do zwycięstwa - dodał Florence.
W Basketball Champions League zielonogórzanie legitymują się obecnie bilansem jednego zwycięstwa i dwóch porażek. - Teraz trzeba bronić swojego parkietu i wygrać coś w meczach wyjazdowych. Jedno czy dwa zwycięstwa na wyjeździe mogą dać awans. Pierwsze dwa przegraliśmy, ale nadal jesteśmy w grze - zakończył Amerykanin.
ZOBACZ WIDEO: Tego rekordu Polski nie pobito już od 36 lat. "Strasznie mnie to kręci"